Recenzja

Najlepsze Call of Duty, w jakie dotąd grałem. Recenzja Modern Warfare

Tomasz Popielarczyk
Najlepsze Call of Duty, w jakie dotąd grałem. Recenzja Modern Warfare
24

Call of Duty jest jak pizza – wszyscy ją lubią, nie zmienia kształtu i zawsze ma ser oraz pomidory. Reszta to kwestia dodatków - czasem jest ananas, a czasem chorizo. Tegoroczne Modern Warfare nie odstaje od tego schematu aż tak bardzo. To dalej lekkostrawne (o ile pizzę można tak określić) danie, które będzie smakowało większości odbiorców. Jednocześnie jednak to jedna z najbardziej dopracowanych, przemyślanych i grywalnych odsłon serii.

Jak się gra w Call of Duty: Moder Warfare? Wystarczy spojrzeć na Metacritic. A tam 85/100 – średnia ocena „krytyków” i 3.4/10 – średnia ocena internautów. Wniosek wydaje się prosty – znowu te przekupne media piszą pod dyktando Activision.

Cóż, nie pałam szczególną sympatią do tej marki i tego, co robi z rynkiem gier, ale trudno mi z tego powodu wylać wiadro pomyj na nowego CoDa, który jest świetną grą skierowaną do masowego odbiorcy. I tenże masowy odbiorca znowu zobaczy, jak praworządni, przyzwoici i bohaterscy Amerykanie walczą z terroryzmem oraz złymi Rosjanami okupującymi fikcyjne (aczkolwiek, zupełnie przypadkiem, łudząco podobne do dzisiejszej Syrii) państwo na Bliskim Wschodzie. Dodajmy do tego poszczególne wątki, z których wynika, że Rosjanie bombardowali i okupowali cywilne cele, które w rzeczywistości (geograficznie patrząc) były kontrolowane przez wojska amerykańskie i ich sojuszników – mamy gotowy przepis na internetową katastrofę (a przynajmniej na atak sfrustrowanych, rosyjskich internautów).

Czy mi ich nie żal? Trochę nie, ale nie o tym mam dziś pisać. Skupmy się na samej produkcji.

Kampania była dla mnie intensywnym przeżyciem

Zapowiadało się „jak zwykle”. Misja w jednej z postsowieckich republik, gdzie jako Echo 3-1, agent CIA znany równie jako Alex wraz z oddziałem mają odbić broń chemiczną z rąk tutejszych bojówkarzy. Jak się łatwo domyślić, broń wpada w niepowołane ręce, a we wszystko zaangażowani są Rosjanie oraz organizacja terrorystyczna o nazwie Al-Katala. Tak zawiązuje się fabuła i na szczęście dalej jest tylko ciekawiej.

Oprócz Aleksa podczas kampanii będziemy się wcielać w dwie inne postaci. Pierwszą jest Kyle Garrick, agent brytyjskiego SAS, którego poznajemy w momencie próby aresztowania terrorystów planujących atak na Londyn. Próby nieudanej. Bomba eksploduje, miasto ogarnia chaos. Wszędzie biegają cywile i próbujący opanować sytuację policjanci, na domiar złego w okolicy pojawia się więcej terrorystów. Eksplodują samochody, kałuże na ulicy barwią się na czerwono. Napastnicy zabarykadowują się w jednym z budynków. Trwa wymiana ognia z policją, ale służby są oczywiście na przegranej pozycji. Nagle jeden z zamachowców wybiega uzbrojony w kamizelkę z ładunkami wybuchowymi. Terroryści biorą zakładników. W końcu do nich się przebijamy, ale jeden z cywilów został „ubrany” w pas szachida, a na domiar złego jego zdjęcie uniemożliwia metalowe okucie. Licznik pokazuje sześć sekund…

Muszę przyznać, że to była jedna z najbardziej intensywnie przeżytych przeze mnie chwil w jakiejkolwiek grze. Nie wiem, czy to wynika z tego, co obecnie dzieje się na świecie i gdzieś tam ze mną mocno rezonuje, czy może po prostu w pewnym momencie dałem się mocno ponieść emocjom. Miałem jednak wrażenie, że ta sytuacja równie dobrze mogłaby się zdarzyć naprawdę, a ja widzę ją oczyma jednego z uczestników. Stąd wielki ukłon w stronę twórców, bo oddali ten klimat, emocje i powagę sytuacji w sposób niemalże mistrzowski. Po ukończeniu tej misji musiałem na kilka kwadransów odejść od komputera i napić wody.

Chwilę później poznajemy trzecią z głównych postaci. To Farah Karim, przywódczyni rebeliantów Urzykistanu (fikcyjne państwo), z którego wywodzi się Al-Katala, i który jest obecnie okupowany przez brutalnych, bezwzględnych i bestialsko traktujących cywilów Rosjan. Jej rodacy ponoszą wysoką cenę za to, że jest kolebką organizacji terrorystycznej. Farah oczywiście współpracuje z CIA i SAS w walce o wyzwolenie swojego kraju. W trakcie kampanii poznajemy jej historię, która w namacalny i dosłowny sposób odzwierciedla tragedię, jaką dla każdego kraju jest wojna. Zresztą retoryka ta towarzyszy nam przez całą kampanię. Twórcy Modern Warfare bez skrępowania pokazują nam międzynarodowy konflikt od tej najgorszej strony – nieludzkiej, pozbawionej skrupułów i pełnej cierpienia niewinnych ludzi.

Stąd z całą pewnością muszę stwierdzić, że to najlepsza kampania w grze FPS, w jaką kiedykolwiek dotąd grałem. Jasne, przeżycia żołnierzy w Battlefieldzie 1 były mocne, ale nigdy się z nimi nie szło utożsamiać. A tutaj ciągle ma się wrażenie, że gra odnosi się do rzeczywistości – mimo, że ze względów oczywistych zmieniono nazwy państw i organizacji. W końcu tylko mało domyślny gracz nie zauważy, że Urzykistan jest odpowiednikiem dzisiejszej Syrii, a Al-Katala mocno przypomina niesławny ISIS.

Przejście całości zajęło mi niespełna 7 godzin, co uważam za zdecydowanie zadowalający wynik. Misje są dość zróżnicowane, a wprowadzenie trzech głównych postaci pozwala twórcom na większe urozmaicenia. Oczywiście nie brakuje też smaczków dla fanów oryginalnego Modern Warfare z 2016 roku, którego symbolem jest kapitan Price swoimi działaniami nierzadko naruszający delikatną granicę między dobrem a złem (tudzież praktykujący zasadę „cel uświęca środki”).

Multi wciąga bardziej niż kiedykolwiek

Dotąd moja relacja z trybem wieloosobowym w Call of Duty przypominała nieco toksyczny związek. Uwielbiałem grać, ale jednocześnie nienawidziłem tej nieposkromnionej dynamiki, nieprzewidywalności i braku nawet maleńkiego grama taktyki. Ot beztroska siekanina – siadasz na pół godziny (godzinę) i odchodzisz od komputera/konsoli wykończony. Na dłuższą metę strasznie to frustrowało.

W Modern Warfare twórcom udało się wreszcie znaleźć pewien balans. Rozgrywka zwolniła, ale nie na tyle, by utracić walory dobrego filmu sensacyjnego. Oczywiście w dalszym ciągu zdobywamy punkty doświadczenia, awansujemy na kolejne poziomy, odblokowujemy nowe uzbrojenie itd. Jednocześnie zaoferowano nam garść nowych trybów gry, które doskonale uzupełniają klasykę gatunku. Mamy tutaj zatem szybkie i dynamiczne starcia dwóch na dwóch, w trakcie których otrzymujemy… losowe uzbrojenie. Mamy też coś mocno nawiązujące do kultowego CS-a – tryb Cyberatak, w którym zespoły muszą zgarnąć bombę, a następnie podłożyć ją we wskazanym punkcie. Przy czym zamiast standardowego systemu odradzania mamy tutaj wskrzeszanie przez towarzyszy zespołu. Bez zgranej ekipy będzie zatem trudno.

Wisienkę na torcie stanowi natomiast tryb Wojna Naziemna, w którym 64 graczy na wielkiej mapie z pojazdami toczy bój o punkty kontrolne. Brzmi znajomo? Owszem, Call of Duty w tym roku czerpie pełnymi garściami z ewidentnie będącego w kryzysie Battlefielda. I robi to w sposób doskonały. Jak na razie jest to mój ulubiony tryb. Dla hardkorów twórcy przygotowali jeszcze jedną rozgrywkę – realizm, w którym jesteśmy całkowicie pozbawieni jakichkolwiek elementów interfejsu, a gra nie informuje nas o zabójstwach. To zupełnie nowe doświadczenie, które z pewnością znajdzie swoich fanów.

Liczba map jest satysfakcjonująca. A to nie wszystko, bo wśród nich są też wersje nocne, w których musimy biegać z noktowizorami na głowie. To zupełnie zmienia sposób grania i wymaga stosowania innych taktyk. Fenomenalny powiew świeżości, który zdecydowanie przypadł mi do gustu – zarówno w kampanii jak i potem w multi.

Dopełnieniem trybu wieloosobowego jest kooperacja, w trakcie której przyjdzie nam odpierać fale przeciwników. Tutaj żadnych oryginalnych rozwiązań nie uświadczyłem. Może dobrze by było, gdyby twórcy poszli śladem np. Gears of War i zastosowali jakieś elementy znane z gier typu Tower Defense? Póki co zabawa jest bowiem mocno schematyczna. Zawsze to jednak lepsze od kolejnej nużącej historii z zombie w roli głównej, co praktykowano przez ostatnie lata.

Tutaj warto przy okazji wspomnieć, że twórcy mają nieco inny pomysł na dodatki do Modern Warfare. Cała zawartość o premierze ma być dostępna w ramach bezpłatnych aktualizacji. W to miejsce oczywiście dostaniemy mikropłatności, które powinny zrekompensować brak płatnych DLC z nawiązką.

Ok, chwilę o technikaliach

Prawdę mówiąc, początkowo chciałem całkowicie odpuścić tę część, bo wydaje się tak bardzo przyziemna i nudna. Także jeśli nie interesuje Was, że nowy CoD ma świetny model strzelania, możecie śmiało przejść do podsumowania.

Nowy CoD ma fantastyczny model strzelania. Serio.

Od strony graficznej jest bardzo dobrze. Ja grałem na PC. Niestety bez efektów RTX, bo mój blaszak jest wyposażony w 1080Ti, która sobie z nimi nie radzi. Podobno po włączeniu ray tracingu gra zaczyna wyglądać fenomenalnie. Ale i bez tego prezentuje się naprawdę dobrze. Tekstury przygotowano z najwyższą starannością, animacje postaci i generalnie same modele nie budzą żadnych zastrzeżeń. Szczególnie główni bohaterowie prezentują się fantastycznie. To wszystko okraszono widowiskowymi eksplozjami i efektami specjalnymi, których nie powstydziłby się Michael Bay.

Choćbym bardzo chciał, nie mogę też narzekać na polską wersję językową, która wypadła bardzo dobrze. Głosy postaci dobrano świetnie, a voice acting stoi na przyzwoitym poziomie. Cała reszta nie odstaje. Zarówno odgłosy wystrzałów jak i eksplozji są dopracowane na tyle, by momentami wywoływać dreszcze na plecach. Tutaj oczywiście wiele będzie zależało od sytuacji. W kampanii, szczególnie w tych bardziej intensywnych misjach nie dostrzeżecie, jak udźwiękowienie buduje napięcie, wzmaga w Was niepokój, a następnie doprowadza do eskalacji emocji, sprawiając, że nerwowo ruszacie myszą (analogiem). Tutaj od razu polecę, żeby w Modern Warfare grać na słuchawkach. Naprawdę warto dobrze wczuć się w ten klimat.

Najlepsze Call of Duty od dawna

Modern Warfare daje mnóstwo radości. To gra skierowana do masowego odbiorcy i jednocześnie okraszona solidną porcją amerykańskiej propagandy (jak zresztą lwia część amerykańskich dóbr kultury z ostatniego ćwierćwiecza). Mnie w szczególności urzekła kampania, która momentami stawała się niezwykle intensywnym przeżyciem. W ogólnym rozrachunku jest to jednak po prostu dobrze napisana i trzymająca w napięciu historia ze świetnymi postaciami, kilkoma zwrotami i mocnym zakończeniem. Ot świetny film sensacyjny dla każdego.

W multi powiewem świeżości są właściwie tylko nowe tryby zabawy. Na szczęście przyłożono się do nich na tyle, by wprowadziły do gry sporo urozmaiceń. Dużym, plusem jest na pewno rezygnacja z oklepanych do bólu zombiaków i drogich, niewiele wnoszących DLC. Na minus zaliczam kooperację, która niczym szczególnym mnie nie zaskoczyła – oby nad nią jeszcze popracowano w nadchodzących aktualizacjach.

Suma summarum mamy do czynienia z grą, która sprzeda się fantastycznie i usatysfakcjonuje mnóstwo osób, zapisując się w historii serii jako jeden z najlepszych tytułów. I trudno się dziwić, bo to naprawdę dopracowany, przemyślany i zrobiony z rozmachem produkt (z naciskiem na słowo produkt). Szkoda tylko, że obecnie praktycznie bez konkurencji. Obawiam się, że na dłuższą metę może się to okazać dla serii zgubne.

Plusy:

+ Kampania mnie mocno ruszyła swoimi odniesieniami do rzeczywistości

+ Fenomenalny model strzelania

+ Wreszcie wolniejszy multiplayer

+ Dużo nowych trybów gry w rozgrywce wieloosobowej

Minusy:

- Tryb kooperacji ewidentnie wymaga dopracowania

- Tutaj zaraz zaroi się od mikropłatności...

- Właściwie to kolejny raz ta sama gra w nieco innej konwencji, formie i klimacie. Ale ta sama. Tylko czy to wada?

Ocena: 8/10

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu