Przeglądarki internetowe

Brave miała być możliwie najbezpieczniejszą dla użytkowników przeglądarką, ale ci przegrali z... chęcią zysku

Kamil Świtalski
Brave miała być możliwie najbezpieczniejszą dla użytkowników przeglądarką, ale ci przegrali z... chęcią zysku
1

Smutne wieści od użytkowników skupiających się na prywatności użytkowników przeglądarce Brave.

Pierwsza myśl na hasło przeglądarka internetowa? Wiadomo: giganci. Google Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Microsoft Edge, względnie też Safari. To te aplikacje rządzą internetem, za ich pośrednictwem użytkownicy najczęściej przeglądają sieć, ale przecież nie jest prawdą, że są jedynymi na rynku — istnieje też wiele mniejszych produktów, które wyróżniają się na rozmaite sposoby. Brave to niepozorny produkt, który także bazuje na silniku Chromium. Poza tym jednak stawia on na bezpieczeństwo użytkowników, każdorazowo akcentując, że na pierwszym miejscu stawia ich prywatność. No cóż — po obecnej wpadce wielu może zwątpić w to, czy faktycznie wszystkie dotychczasowe zapewnienia twórców przeglądarki mają sens.

Przeglądarka Brave nadszarpnęła zaufanie użytkowników. Prywatność jednak nie była na pierwszym miejscu?

O sprawie zrobiło się głośno kilka dni temu, kiedy uwagę świata w temacie zwrócił użytkownik o nicku @cryptonator1337 na Twitterze, pisząc:

Nie trzeba było długo czekać na to, by o sprawie zrobiło się bardzo głośno, bo — jak widać w załączonej wiadomości, przeglądarka samodzielnie dodawała reflink, gdy użytkownik odwiedzał serwis do wymiany kryptowalut Binance. Zamiast, po prostu, binance.us, w pasku adresu można było zobaczyć dodatkowy ciąg znaków nijak nie przystający do standardów przeglądarki, a już na pewno nie tych, które obiecują od lat twórcy Brave. Naturalnie za każdy taki odnośnik polecający twórcy przeglądarki dostają kilka(naście/dziesiąt) centów i powoli w ten sposób zarabiają. Takie odnośniki to nie jest nic nowego, ale od zawsze mówi się o nich w kontekście dość szemranych praktyk, które pozwalają śledzić użytkowników bez wykorzystywania ciasteczek. I choć nie jest to nielegalne, ani w gruncie rzeczy nie ma w tym nic niezgodnego z prawem, to w tym konkretnym przypadku jednak można chyba powiedzieć, że to o krok za daleko. W końcu mowa tu o przeglądarce, która miała zapewniać możliwie jak największe bezpieczeństwo i być alternatywą dla wszystkich produktów, które na pierwszym miejscu stawiają zysk, a niekoniecznie dobro użytkowników.

Naturalnie — twórcy przeglądarki nie mogli przejść obok sprawy obojętnie i dość szybko zabrali głos w sprawie. CEO Brave, Brendan Eich, dość szybko przyznał na Twitterze, że korzystanie z linków afiliacyjnych bez wiedzy użytkowników był błąd, który już teraz naprawiają. Ale szczerze mówiąc — może i jestem przewrażliwiony na PRowe mydlenie oczu, ale jak na moje, to wcale tak to nie wygląda, skoro Eich dalej pisze o tym, że próbowali budować biznes i mieć jakąś część z reklam, jak wszyscy duzi gracze na rynku. No cóż, o ile dobrze rozumiem, to właśnie mieli oni nie być jak wszyscy duzi gracze na rynku, mieli być lepsi i bardziej godni zaufania. Głupio wyszło, a winni się tłumaczą. Pytanie tylko co z użytkownikami, którzy mogą powoli już tracić nadzieję — bo gdziekolwiek się nie obrócą, tam jest problem. I jedyną opcją jest możliwie jak największe minimalizowanie problemów. No cóż, z pozytywów — kilka godzin temu Brave doczekało się nowej wersji przeglądarki, łatającym te, nazwijmy je delikatnie, niedociągnięcia.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu