Do pewnego czasu boty kojarzyły nam się głównie ze sztuczną inteligencją w turniejowych grach FPS. Potem przyszła era chatbotów, które tylko "udawały" inteligentne. Przyszedł czas na sztuczną inteligencję w domach, a w międzyczasie... boty wykorzystano do walki między oponentami politycznymi. I są one powszechniejsze, niż nam się to wydaje.
Do rozważań nad botami na Twitterze zaprosiliśmy eksperta: Mateusza Czecha, Consumer Success Managera z Brand24.
Twitter w trakcie wielu lat swojego istnienia stał się dla aktywnych użytkowników internetu miejscem, w którym nie tylko można "na szybko" dowiedzieć się o bieżących wydarzeniach, ale również platformą dyskusji na wszelkie tematy. Z tego względu stał się także przyjazną przestrzenią dla tzw. influencerów (określenie oznaczające osoby wpływowe w mediach elektronicznych), którzy nieustannie komentują bieżące tematy. Nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie, Twitter stał się także nośnikiem opinii dla różnych opcji, poglądów politycznych, co oczywiście zainteresowało żądnych atencji polityków oraz struktury partyjne. Skoro na Twitterze użytkownicy są zaangażowani w wytworzone przez siebie społeczności, to dobrze by było do takich ludzi dotrzeć, prawda? Jest to jednak niemożliwe dla jednego człowieka. Zaprzęgnięcie infrastruktury złożonej z grupy osób na upartego byłoby do wykonania, ale przy okazji - byłoby niesamowicie drogie. Dlaczego by zatem nie zaprosić do współpracy botów, które "odwalą" czarną robotę za agencje PR?
Jeżeli myślimy o polityce (w mediach społecznościowych - przyp. red.), to temat jest o tyle pikantniejszy, że oddziałuje na decyzje prawdziwych osób. 43% Amerykanów uznaje swój news feed w Facebooku jako jedyne źródło informacji. Tego typu postawy są łatwym celem manipulacji fałszywych treści, często wysyłanych przez boty.
Nie trzeba być szczególnie spostrzegawczym, aby znaleźć w mediach społecznościowych potencjał do rozsiewania nieprawdziwych informacji. W kontekście zagadnień politycznych mają one o tyle większą wagę, że mogą one bezpośrednio wpływać na decyzje jednostek, które... w ogóle nie weryfikują treści, które się pojawiają w social mediach. O ile obserwuje się ostatnio trend polegający na weryfikowanie wszelkich informacji znalezionych w internecie przez internautów, tak jednak nie można powiedzieć, że jest to zjawisko o charakterze kolektywnym. Dodatkowo, należy zwrócić uwagę na fakt, iż zaangażowani politycznie uczestnicy tego typu platform są często "jednowymiarowi" w swoich poglądach - są w stanie uwierzyć we wszystko, co odpowiada ich światopoglądowi, bezkrytycznie odrzucając to, co mu nie odpowiada. To zaś stwarza genialne warunki do tego, aby wykorzystywać platformy społecznościowe jako nośniki dezinformacji.
Twitter stał się narzędziem walki lobby optującego za Donaldem Trumpem i... walczącego z Emmanuelem Macronem
Badacz z Uniwersytetu w Południowej Karolinie odkrył, iż prawie 20 procent botów na Twitterze, które były zaangażowane w rozsiewaniu szkodliwych treści dla obecnego prezydenta Francji - Emmanuela Macrona, wcześniej wykorzystano do wspierania w mediach społecznościowych... Donalda Trumpa. Tego typu doniesienia są bardzo niepokojące z punktu widzenia nie tylko światowej polityki, ale również uczestnictwa w mediach społecznościowych. Bo o ile wielu z Was zapewne domyślało się, że polityka nie zna "zbyt" nieczystych zagrywek, to mimo wszystko, źle rzutuje to na jakościową kondycję mediów społecznościowych.
Ostatnio sporo atencji poświęca się na temat fake newsów. Serwisy oficjalnie opowiadają się za walką z tego typu treściami. Szkodliwy wpływ takich informacji możemy obserwować na każdym kroku. Uśmiercanie osób publicznych, czy ostatnia głośna sprawa z fałszywą zbiórką. Przykładów można mnożyć i dotykają one niemal każdego internauty.
W toku przeprowadzonego badania odkryto, iż wiele ze wspomnianych botów przestało funkcjonować na Twitterze tuż po tym, jak Donald Trump wygrał wybory prezydenckie i... uaktywniły się, gdy mieliśmy do czynienia z okresem przedwyborczym we Francji. Zaznaczono dodatkowo, że miały one ogromny związek z rozprzestrzenianiem informacji szkalujących Macrona w "aferze mailowej", przypadku niezweryfikowanego przejęcia wiadomości dotyczących kampanii kandydata. Odnosząc się do tego samego badania, dr Emilio Ferrara napisał, że wzorce wykorzystania wspomnianych wyżej kont wskazują na to, że istnieje swego rodzaju "czarny rynek" usług botów politycznych. Natomiast, w przypadku Emmanuela Macrona, konta wykorzystywane wcześniej do umacniania pozycji Donalda Trumpa nie były efektywne, bowiem ich obserwatorzy nie byli obywatelami Francji uprawnionymi do głosowania.
W identyfikacji botów na Twitterze posłużyły nowe technologie - sztuczna inteligencja oraz uczenie maszynowe
W trakcie badania zgromadzono 17 milionów wiadomości na Twitterze odnoszących się do francuskich wyborów prezydenckich. Wykorzystano uczenie maszynowe oraz modelowanie behawioralne do wyłuskania ze zgromadzonego materiału konta, które można sklasyfikować jako boty. W ich "repertuarze" znajdowały się strony, które z premedytacją udostępniały nieprawdziwe informacje (właściwie, były tylko do tego przeznaczone).
Jeżeli chodzi o polskie realia, nie istnieją jak na razie żadne "dobre" badania, które mogłyby ukazać Polakom skalę problemu. Pewne jest jednak to, że istnieją inicjatywy internetowe, które polegają na atakowaniu oponentów politycznych poprzez rozsiewanie krytycznych / nieprawdziwych / zmanipulowanych informacji na ich temat. W trakcie osobistego researchu odnalazłem konta, które mogłyby zostać sklasyfikowane jako boty polityczne:
Redakcja Antyweb zastrzega sobie, iż jest medium apolitycznym. Poglądy autorów są ich osobistą sprawą i nie kierujemy się żadną "linią redakcyjną", która wyłączałaby naszą obiektywność we wpisach.
Efekt opłaty paliwowej - Polakom zostaną odebrane ogromne ilości pieniędzy | Andrzej Turczyn https://t.co/0h75qauO9B
— Jerzy Rydzewski (@JerzyRydzewski) 11 lipca 2017
#PRLplus koszty ochrony PANÓW z pisu. pic.twitter.com/8S0Cq8GfS0
— ,,Polska w ruinie (@Polskawruinie1) 11 lipca 2017
Inne badanie na ten temat (wspominane przez naukawpolsce.gov.pl), skonstruowane przez Oxford Internet Institute wykazało, iż polski internet jest polem bitwy politycznych botów. Orzeknięto wtedy, że to właśnie partia rządząca była w stanie lepiej wyczuć nastroje internautów (i co za tym idzie, lepiej nimi kierować) mimo, że wyborcy największej partii opozycyjnej w parlamencie są z reguły lepiej obyci z internetem. Wniosek w tym badaniu może być jednak ostrzem obosiecznym - trudno jest dobrze zdefiniować owe "obycie", a to może się przejawiać w... zdolności do weryfikowania informacji. Wspomniano także o botach piszących komentarze na portalach internetowych (Wirtualna Polska oraz Onet). Istnieją również agencje, które "zawodowo" zajmują się zalewaniem portali politycznymi komentarzami nawet w tematach, które w żaden sposób polityki nie dotykają. Te posługują się różnymi metodami ukrywania swojej tożsamości, by móc cały czas kontynuować zlecenie, które przychodzi od... partii. To akurat żadna nowość.
Jednak według badaczy z Oxfordu, Facebook w Polsce jest dużo atrakcyjniejszym medium, jeżeli chodzi o walkę polityczną. Dlatego też, lobby polityczne bardzo mocno pracują nad angażowaniem elektoratu na fanpage'ach oraz grupach, które służą jedynie rozprzestrzenianiu informacji stawiających w złym świetle oponenta. Jedną z takich grup jest Jestem dumnym Polakiem, popieram rząd PiS, gdzie użytkownicy, zazwyczaj osoby starsze wymieniają się treściami odpowiadającymi ich poglądom. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że przynajmniej 10 procent kont w tej grupie to boty, które zwiększają zaangażowanie pod postami, wzbudzają poczucie większej liczebności i często umieszczają w niej newsy z "prawej" strony internetu. Co ciekawe, grupa jest zamknięta - prawdopodobnie po to, aby nie doszło do zalewu użytkowników nie zgadzających się z poglądami w grupie.
Warto więc zacząć uważać na treści w internecie. Twitter staje się symbolem dezinformacji - a to już bardzo źle
Ostatnie doniesienia na temat Twittera jasno wskazują, że mamy do czynienia z bardzo niebezpiecznym zjawiskiem, które rzecz jasna będzie się nasilać. Istnienie botów politycznych, a nawet zorganizowanych akcji polegających na trollingu to świetne narzędzia w kampaniach - pozwalają na rozsianie niekorzystnego dla oponenta "fake newsa", czy też wzbudzenie w elektoracie większej popularności pewnej opcji / poglądów, niż faktycznie ma to miejsce. Czy mamy do czynienia ze staraniami pod tym względem "prawej", czy "lewej" strony politycznej barykady, jest to zjawisko bardzo niepokojące, bo nie tyle gloryfikuje cwaniactwo w trakcie prowadzenia kampanii, ale zagraża również pluralizmowi. Nie pomagają w tym także internauci, którzy w dalszym ciągu nie są w stanie weryfikować informacji zgromadzonych na niektórych stronach, co jeszcze mocniej skłania polityków oraz ich sztaby do chwytania się takich praktyk.
Ostatnio pojawił się raport opublikowany przez Oxford Internet Insitute na temat kondycji polskiego internetu. Wynika z niego, że co trzeci wpis na Twitterze pochodzi od botów. To ogrom treści, która trafia do odbiorców, którzy często nie weryfikują źródła, podając dalej fałszywą lub zmanipulowaną informację. Tego typu badania stawiają w złym świetle samo medium. Skala problemu zdaje się cały czas rosnąć, co mocno rzutuje na wiarygodność treści pochodzących z tego źródła. Stąd moja gorąca prośba do wszystkich użytkowników internetu — weryfikujmy znalezione informacje, dbajmy o jakość źródeł.
Mateusz Czech, zawodowo związany z Brand24. Autor bloga mateuszczech.pl, gdzie dzieli się swoją wiedzą z zakresu social media. Praktyk, który pracował w e-commerce, startupach technologicznych. Od ponad 5 miesięcy rozwija kanał komunikacji z wykorzystaniem chatbota - Prasówkę zSieci, która dostarcza codzienne wiadomości z zakresu marketingu. Zagorzały fan marki Apple.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu