BMW wprowadza kolejną kuriozalną mikrotransakcję. Chcesz, żeby funkcja wbudowana w Twój samochód działała? Wykup subskrypcję!
BMW oszalało na punkcie subskrypcji. Dodatkowe opłaty za wbudowane funkcje
Mikrotransakcje przejmują świat - w samochodach również nie jest to nowość. Zdaje się, że BMW poszło jednak o krok za daleko
Obecnie samochody posiadają więcej technologii niż kiedykolwiek. Otwiera to mnóstwo możliwości rozwoju (chociażby dzięki dodawaniu nowych funkcji czy rozwiązywania problemów dzięki bezprzewodowym aktualizacjom oprogramowania) oraz - przede wszystkim - zarobku dla producentów motoryzacyjnych.
Przykładem mikrotransakcji w samochodach jest chociażby Tesla, gdzie jedną z głównych dodatkowo płatnych atrakcji jest Autopilot. Firma Elona Muska prowadzi tę strategię już od kilku dobrych lat, co pozwoliło na pokazanie problemu, jakim jest odsprzedawanie samochodów z mikrotransakcjami - dla osób, które nie są zaznajomione z tym wszystkim, sytuacja może być naprawdę niejasna. Kupując samochód od innego kierowcy, wszystkich działających wcześniej funkcji może zwyczajnie nie być - chociaż sprzedający je obiecywał, to subskrypcja po prostu wygasła.
Mikrotransakcje w BMW rozpoczęły się w 2020 roku
BMW wprowadza wszystkie funkcje oparte na mikrotransakcjach od 2020 roku, kiedy firma oficjalnie ogłosiła, że wszystkie modele z Operating System 7 otrzymają aktualizację umożliwiającą firmie ograniczenia dostępu do “zaawansowanych funkcji samochodu”, takich jak chociażby podgrzewane siedzenia, automatyczne światła drogowe czy adaptacyjny tempomat.
Nadszedł czas, w którym część planu się spełniła. BMW wprowadziło w wielu krajach konieczność wykupienia subskrypcji, która umożliwi korzystanie z podgrzewanych foteli. Mikrotransakcja która umożliwi korzystanie z wbudowanych funkcji jest już obecna w takich krajach jak Wielka Brytania, Niemcy, Nowa Zelandia, Republika Południowej Afryki czy Korea Południowa - o dziwo, jeszcze nie ma jej w Stanach Zjednoczonych, chociaż pewnie jest to zaledwie kwestią czasu.
Ile kosztuje subskrypcja na podgrzewane fotele?
Koszt takiego przedsięwzięcia? Miesięcznie taka przyjemność została wyceniona na około 18 USD, czyli blisko 90 PLN, roczna subskrypcja to koszt na poziomie 180 dolarów amerykańskich, czyli blisko 900 zł, trzy lata to 300 USD, co daje niemal 1500 PLN. Jeśli chcecie mieć “dożywotnią licencję” na podgrzewane fotele, musicie wyciągnąć z portfela 415 USD, czyli blisko 2 tysiące złotych.
Ceny są zatem naprawdę wysokie. Oczywiście, zaawansowane funkcje w samochodach od zawsze były źródłem dodatkowego zarobku dla producentów samochodów, jednak sytuacja gwałtownie się zmienia, kiedy ograniczeniem jest oprogramowanie, a nie sprzęt.
W celu odblokowania wszystkich wbudowanych funkcji naszego samochodu, musimy wydać dodatkowe pieniądze
Warto bowiem zaznaczyć, że absolutnie wszystkie modele BMW objęte ograniczeniami subskrypcyjnymi mają potrzebne komponenty do podgrzewania foteli, tak samo jak do wcześniej wspomnianych funkcji pokroju automatycznych świateł drogowych czy adaptacyjnego tempomatu. Kupując samochód, płacimy za wszystko - ale BMW nakłada blokadę w oprogramowaniu, która nie pozwala z nich korzystać. Jedynym sposobem na “obejście” takiego stanu rzeczy jest… wydanie dodatkowych pieniędzy.
Jak podaje The Verge, inne funkcje, które BMW blokuje za subskrypcjami, opierając się na cyfrowym sklepie firmy w Wielkiej Brytanii, to chociażby podgrzewana kierownica (12 USD/blisko 60 PLN miesięcznie), możliwość nagrywania materiału z kamer samochodu (235 USD/około 1150 zł za “nieograniczone” użytkowanie) czy „Pakiet IconicSounds Sport”, który umożliwia odtwarzanie dźwięków silnika w samochodzie (jednorazowa opłata w wysokości 117 USD/około 600 zł).
Kierowcy nie kryją swojego oburzenia
Od pierwszego ogłoszenia planów subskrypcyjnych BMW, kierowcy są oburzeni i uważają ten ruch za okaz chciwości producenta samochodów. Z tego samego względu firma nie jest zbyt wylewna w publikowaniu oficjalnych informacji czy swoich stanowisk w tej kwestii.
Co sądzicie o mikrotransakcjach w samochodach? Uważacie to za wyzysk i nieporozumienie (jak większość na chwilę obecną), czy może rozumiecie takie zachowanie producentów i traktujecie to jako “podążanie za trendami”? Dajcie znać w komentarzach.
Źródło: The Verge
Obrazek wyróżniający: Artiom Vallat dla Unsplash
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu