Nie od dziś wiadomo, że o sile każdej platformy mobilnej świadczą jej aplikacje. Czym by był Android bez Google Play a iOS bez AppStore? Odpowiedni mo...
BlackBerry goni za liczbami. W taki sposób sklepu z aplikacjami się nie zapełni…
Nie od dziś wiadomo, że o sile każdej platformy mobilnej świadczą jej aplikacje. Czym by był Android bez Google Play a iOS bez AppStore? Odpowiedni model napędzający pracę developerów to jeden z kluczy do sukcesu. BlackBerry wzięło to sobie chyba jednak za bardzo do serca i w rezultacie dwie firmy zapełniły sklep 64 tys. aplikacjami. Szaleństwo?
Wszystko zapoczątkowała strategia firmy, która miała na celu wypełnienie sklepu BlackBerry AppWorld dużą liczbę różnego rodzaju aplikacji. Wydawało się to bardzo racjonalne podejście - kanadyjski producent zachęci developerów, Ci przygotują tysiące aplikacji czyniące system bardziej wszechstronnym, a użytkowników będzie przybywać i przybywać. Aby tak się stało, za wprowadzoną do sklepu pozycję programiści mieli otrzymywać 100 dolarów po spełnieniu określonych warunków (zorganizowano 5 przedziałów czasowych, w trakcie których developerzy mogli zgłosić po maksymalnie 20 aplikacji.).
Niestety AppWorld zamiast przeobrazić się w przysłowiową krainę mlekiem i miodem płynącą, gdzie Facebooka można przeglądać na trzydzieści sposobów, a pocztę e-mail odczytywać w dwudziestu, a samego smartfona przerobić na otwieracz do puszek, stał się po prostu śmietnikiem. Wszystko to jest "zasługą" dwóch firm: S4BB z Hongkongu oraz brytyjskiego Mippin (posiadającego skądinąd generatorem kanałów RSS). Pierwszy z nich łącznie wprowadził do sklepu 47 tys. aplikacji, a drugi 17 tys. Nic by nie było w tym nadzwyczajnego - ktoś pomyśli - w końcu może to ogromne przedsiębiorstwa, które stać na taki wysiłek. Niestety nie. Te 64 tys. aplikacji to w większości paczki emotikon, przewodniki po poszczególnych miastach, narzędzia typu lusterko, latarka itp., a także audiobooki (od kiedy to są aplikacje?). Krótko mówiąc - sterta śmieci o niewielkim stopniu użyteczności.
No dobrze, Google Play też jest trochę śmietnikiem i obfituje w naprawdę dużą liczbę aplikacji, których działanie można skwitować krótkim "WTF?!". Obok nich jednak funkcjonuje ogromna liczba praktycznych i efektywnych rozwiązań, w których opracowanie włożono ogromny wysiłek. A BlackBerry? CEO firmy, Thorsten Heins nie tak dawno chwalił się, że na BB10 przygotowano już łącznie 120 tys. programów. Wraz z wersjami na starsze wersje systemu łącznie w AppWorld można znaleźć 250 tys. programów (z oczywistych względów część z nich się powtarza). Dla porównania sklepy dla Androida i iOS mają już ich około miliona. Na tym tle kanadyjska platforma wypada blado, a jeżeli weźmiemy jeszcze pod uwagę jakość, to otrzymamy jasną odpowiedź na pytanie, dlaczego BlackBerry jest tam gdzie jest.
A pozycja to iście nieciekawa, bo ważą się losy koncernu. Złożona z członków rady nadzorczej komisja obraduje nad przyszłością. Pod uwagę brane jest kilka możliwości, a jedna z nich zakłada nawet sprzedaż spółki. Niewykluczone też, że BlackBerry pójdzie śladem Della i wycofa się z giełdy, by w ciszy, z dala od oczu konkurencji i nacisków akcjonariuszy przeprowadzić głęboką restrukturyzację i wrócić do gry. A jest o co walczyć, bo nowa platforma ma spory potencjał, by zagrozić duopolowi Android - iOS. Do tego jednak trzeba Aplikacji przez duże A, a te jak na razie łatwiej znaleźć w zasługującym na swoją trzecią pozycję Windowsie Phone, aniżeli na BlackBerry.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu