Felietony

Bez piractwa cyfrowa dystrybucja nie zdobyłaby rynku szturmem

Krzysztof Rojek
Bez piractwa cyfrowa dystrybucja nie zdobyłaby rynku szturmem
6

Piractwo zazwyczaj określa się jako złe, jako kradzież treści. Jednak moim zdaniem to ono położyło podwaliny pod sukces usług streamingowych.

Piractwo to temat drażliwy. Z jednej strony mamy tu osoby, które wierzą, że nie jest to kradzież i że nielegalne korzystanie ze źródeł nie przynosi szkody artystom i wydawcom oraz że jest to wyraz aktywnego sprzeciwu chociażby polityce cenowej wytwórni. Z drugiej mamy samych artystów, z których część wierzy, że gdyby nie piractwo, to dziś zyski ze sprzedaży nagrań wciąż stanowiłyby istotną część ich przychodu. Moim zdaniem - prawda leży gdzieś pośrodku, ponieważ, przynajmniej w kwestii muzyki, uważam, że piracą ją ludzie, którzy i tak płyty CD by po prostu nie kupili, najprawdopodobniej ze względu na niemożliwe do przeskoczenia warunki finansowe. Dlatego też bardzo szanuję artystów takich jak Krzysiek z Nocnego Kochanka, którzy podejście do piractwa mają takie samo - stać cię, to kup.

Dziś jednak chciałbym się skupić na czymś nieco innym, ponieważ moim zdaniem piractwo miało znaczący wpływ na to, w którą stronę rozwinęła się dystrybucja treści i dlaczego idea streamingu przyjęła się tak szybko i tak gładko w ludzkich głowach.

Żeby muzyka nie była twoja, to musi być najpierw niefizyczna. I tu wchodzi na scenę piractwo

Skupiając się na muzyce, ponieważ jest najlepiej znany mi obszar, warto zauważyć, że od momentu, w którym internet był na tyle szybki, by w ogóle pobieranie plików z sieci miało sens (czyli około 2003 roku) do momentu w którym streaming przejął cały rynek muzyki, minęło około 10 lat. 10 lat, w których królowały takie gadżety jak odtwarzacze MP3, w których najbardziej pożądanym programem był Winamp i w których nikt nawet nie myślał, że w telefonach komórkowych można przechowywać muzykę.

A jednak, to nie w erze streamingu CD zaliczyło największy spadek proporcjonalnie do wartości sprzedaży, ale właśnie w połowie pierwszej dekady obecnego stulecia. Wydawać by się mogło, że przecież adaptacja nowych technologii powinna trwać znacznie dłużej. Oczywiście - CD były zgrywane na dyski już wcześniej, ale chyba każdy wie, jaką te miały pojemność na początku dekady. Dodatkowo, przejście na kompletnie cyfrową dystrybucję muzyki wymagało też zmiany świadomości - nawet dziś mamy przecież problem z płaceniem za coś, co  "nie jest fizyczne". Co więc pomogło?

Słowo wytrych w tym wypadku to "za darmo"

I tutaj dochodzimy do meritum. Myślę, że gdyby nie rozwój sieci P2P, torrentów i ogólnego przyzwolenia na to, by dzielić się w sieci muzyką nielegalnie, to dziś streaming może by i powstał, ale miałby dużo większe trudności z zebraniem tak szerokiej rzeszy fanów. Wszystko bowiem dlatego, że kiedy już wchodził na rynek, to była na nim bardzo duża grupa ludzi, których nawyki zostały przez piractwo ukształtowane. Posiadanie albumu na premierę? Dystrybucja jedynie w wersji cyfrowej? Brak konieczności płacenia każdorazowo za wydanie? Przecież to wszystko pirackie kopie "oferowały" na 10 lat zanim Spotify zaczęło dominować.

Skala piractwa była duża, ale jednocześnie - przyciągała ludzi do nowego sposobu myślenia o muzyce i sposobie jej przechowywania, kolekcjonowania i dystrybucji. Paweł Winiarski twierdzi, że kolekcje MP3 nie mają żadnej wartości, jednak jestem zdania, że gdyby nie one, gdyby nie one, gdyby nie przyciągnięcie ludzi do cyfrowych wydań tym, że mogą je mieć za darmo, to argument "płacisz za coś, czego nie masz" odstraszałby dziś dużo więcej osób od streamingu.

Spotify i spółka mogli wejść na rynek z takim impetem, ponieważ za niewielką opłatą zaoferowali ludziom dodatkową wartość. Płacisz nam 20 zł (w Polsce) miesięcznie, a w zamian masz dostęp nie tylko do swojej kolekcji, ale do prawie każdego albumu, który sobie wyobrazisz. Oprócz tego nie musisz ich ręcznie szukać, bo dodamy je za ciebie. Nie ma też ryzyka, że wraz z albumem ściągniesz na swój komputer jakieś paskudztwo. No i, oczywiście, słuchasz muzyki legalnie. Dorzućmy do tego automatycznie generowane playlisty bazujące na upodobaniach i mamy przepis na sukces

Streaming nie jest idealny. Trzymajcie swoje pirackie pliki

Nie ma tygodnia, by ktoś w polskich mediach nie pisał, co mu nie pasuje w tej czy tamtej usłudze streamingowej - sam popełniłem kilka takich wpisów. Póki co jednak w przypadku muzyki nie został popełniony kardynalny błąd Netflixa i reszty, czyli podzielenie zawartości na 5 -10 usług streamingowych i oczekiwanie, że widz za nie zapłaci. W przypadku muzyki wszystko jest wszędzie i wybór usługi to tak naprawdę wybór zestawu funkcji, które nam odpowiadają.

Streaming jednak pokazał, ile ludzie są w stanie płacić za muzykę i nie ma w tym nic złego. 60 zł za CD na premierę to było zwyczajne zdzierstwo, co też bardzo często podkreślali sami artyści. Dlatego też płyty CD, ani żadna inna forma fizycznej dystrybucji nie wróci jako główne medium. Ludzie po prostu są zbyt przyzwyczajeni do wygody, którą oferuje natychmiastowe pobieranie numerów przez sieć. Nie jest jednak wykluczone, że taki stan jak obecnie nie będzie trwał wiecznie, że na rynku muzycznym nie nastąpi podobny exodus i zamieszanie co w przypadku filmów. Z Netflixa i HBO GO non stop znikają produkcje i pojawiają się nowe, filmy przechodzą z usługi do usługi, a niektórych - w ogóle tam nie ma.

Jeżeli taki sam los miałby spotkać streaming muzyki, to radziłbym nie pozbywać się swojej kolekcji MP3. Sam mam na dysku kilka płyt, których na Spotify ze świecą szukać (pomimo, że swoje nagrania można wrzucić tam za darmo) i które bez osób, które do nich dotarły, prawdopodobnie zaginęłyby w mroku dziejów. Kto wie, być może niedługo odegrają one jeszcze ważną rolę.

Jak myślicie - co nastąpi po streamingu?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu