Pod koniec maja media obiegła ciekawa wiadomość: Steve Ballmer, były CEO Microsoftu kupuje drużynę koszykarską Los Angeles Clippers. Koszt zakupu pora...
Pod koniec maja media obiegła ciekawa wiadomość: Steve Ballmer, były CEO Microsoftu kupuje drużynę koszykarską Los Angeles Clippers. Koszt zakupu porażający: 2 mld dolarów, ale na biednego przecież nie trafiło – szef korporacji z Redmond to jeden z najbogatszych ludzi na świecie i stać go na takie inwestycje. Ucieszyłem się na wieść o tym przedsięwzięciu, lecz nie wiadomo czy transakcja dojdzie do skutku. Być może Ballmer będzie musiał obejść się smakiem.
Nie jestem wielkim fanem NBA, nie śledzę ligi i wspomniana transakcja nie interesowała mnie pod tym kątem. Magnesem przyciągającym uwagę był w tym przypadku Ballmer. Mimo wielu krytycznych słów kierowanych pod jego adresem, czuję do tego człowieka szczerą sympatię. Gdy blisko rok temu ogłoszono decyzję o zmianie CEO Microsoftu, zastanawiałem się, czym Ballmer zajmie się po Microsofcie. Gates skupił się na działalności charytatywnej i naprawie świata (chwała mu za to), miałem nadzieję, że o Ballmerze słuch też nie zaginie, bo to bardzo barwna postać.
Okazało się, że top menedżer chce się skupić na zarządzaniu drużyną sportową. W gruncie rzeczy, fajna sprawa. Nadal można szefować, działać w biznesie, robić to, co się lubi i przy czym spędziło się znaczną część życia. Z jednej strony, poważna inwestycja i spore pole do popisu, z drugiej strony, zabawka na stare lata. To zapewne marzenie wielu szefów/prezesów/dyrektorów. Czekałem zatem na pierwsze doniesienia dotyczące sukcesów, porażek i wyczynów (także tych kontrowersyjnych) Ballmera oraz na jego starcia z innymi właścicielami drużyn koszykarskich, związanymi z IT. I nie wiadomo, czy się doczekam.
Zaraz po ogłoszeniu decyzji o inwestycji Ballmera nie zagłębiałem się w sprawę i nie sprawdzałem, z kim były CEO Microsoftu dobija targu. Zrobiłem to teraz, gdy okazało się, że transakcja jest zagrożona. Okazuje się, że to dość zagmatwana sprawa i może sporo wody upłynąć nim Ballmer zacznie podejmować decyzje w klubie. O ile w ogóle do tego dojdzie. Wieloletni CEO Microsoftu dogadał się w sprawie przejęcia klubu z niejaką Shelly Sterling, ale ta nie posiada pełni praw do Los Angeles Clippers. Współdzieli je z mężem, Donaldem Sterlingiem, który rządzi klubem od ponad trzech dekad (co ciekawe, kupił go za kilkanaście milionów dolarów).
Sterling to leciwy miliarder związany z branżą deweloperską, który ostatnio narobił sobie w USA poważnych kłopotów. Ujawniono nagrania wskazujące na to, iż szef klubu jest rasistą, a to sprawiło, że podpadł on mediom, opinii publicznej, władzom ligi, szefom innych klubów, zapewne też koszykarzom. Co więcej, dano mu "bana" na NBA i zmuszono do sprzedania klubu. Wtedy po drużynę ustawiła się kolejka chętnych, najwyższą ofertę złożył Ballmer, a żona Sterlinga podpisała wstępną umowę z amerykańskim top menedżerem. Początkowo za przyzwoleniem męża, który chciał w ten sposób uniknąć kłopotów. I transakcja zostałaby pewnie sfinalizowana, gdyby nie fakt, że Sterling zmienił zdanie i ostatecznie nie zgodził się na sprzedaż. Teraz zamierza ją blokować. A bez jego podpisu zakup Ballmera ważny nie jest.
Fani Clippersów i znawcy tematu zastanawiali się już, jakie decyzje Ballmer podejmie w pierwszej kolejności, gdy stanie się właścicielem drużyny. Pojawiały się porady, ale też narzekanie i obawy, bo Ballmer nie ma przecież wyłącznie fanów. A tu nagle informacja, że transakcja nie dojdzie do skutku. Warto w tym miejscu dodać, iż zakupy multimiliardera miały być kontynuowane. Podobno chciał on nabyć halę widowiskowo-sportową, w której grają Clippersi (ale też Lakersi): Staples Center. Obecnie należy ona do podmiotu Anschutz Entertainment Group (AEG). Plotka głosi, że ten ostatni chciał sprzedać obiekt Ballmerowi pod warunkiem, że… były CEO kupi też grający w hali klub hokejowy Los Angeles Kings. Wartość transakcji? Około 1,5 mld dolarów. Ballmer wydałby zatem spore pieniądze, ale jednocześnie stałby się bonzem na sportowym rynku. Podejrzewam, że taka wizja mogła być dla niego kusząca. I pewnie nadal jest. Ciekawe, co z tego wyniknie...?
photo credit: adpowers via photopin cc
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu