Nauka

Badacze wybrali. Technologia z iPhone’a lepsza od satelity

Bartosz Gabiś
Badacze wybrali. Technologia z iPhone’a lepsza od satelity
Reklama

Czy zastanawiało was kiedykolwiek, do czego służy ta duża kropka obok obiektywów w iPhonie? W każdym modelu Pro, poza oczkami aparatów oraz lampą błyskową, wysepka skrywa jeszcze jedną niespodziankę i to właśnie ta technologia pomaga teraz badaczom.

Nasze telefony są tak spowszedniałą technologią, że w rytmie codziennego dnia, łatwo zapomnieć o istotnym fakcie. To są urządzenia po brzegi wypełnione doskonałą technologią, której możliwości w innych branżach są wykorzystywane w ogromnych projektach decydujących o losach wielu ludzi. Tak jak właśnie Lidar ukryty w niepozornym oczku na pleckach naszych iPhone'ów.

Reklama

Technologia znana z iPhone’a lepsza od satelity. Pomaga ocenić skutki katastrof

Lidar, czyli technologia, którą Apple używa w swoich iPhone’ach Pro, od lat znajduje zastosowanie w profesjonalnych badaniach naukowych i inżynieryjnych. Jak pokazują ostatnie katastrofy naturalne, takie jak pożary w Kalifornii, ta technologia daje ogromną przewagę nad tradycyjnymi metodami obserwacji – nawet tymi satelitarnymi.

Gdy w styczniu 2025 roku przez tereny Los Angeles przetoczyły się pożary Eaton i Palisades, krajobraz regionu zmienił się nie do poznania. Zginęło 29 osób, zniszczonych zostało 16 tysięcy budynków, a straty oszacowano na 60 miliardów dolarów. Jednak prawdziwa skala zniszczeń – nie tylko liczba spalonych domów, ale też zmiany w topografii terenu, przesunięcia uskoków czy ryzyko kolejnych katastrof, takich jak lawiny błotne – ujawniła się dopiero dzięki analizie danych lidarowych.

Ta technologia znana nam z telefonów, wysyła impulsy laserowe i mierzy czas ich powrotu po odbiciu od powierzchni. Pozwala to na stworzenie niezwykle precyzyjnych, trójwymiarowych map terenu – zarówno tego, co widoczne gołym okiem, jak i tego, co ukryte pod koronami drzew czy warstwą popiołu. W przeciwieństwie do zdjęć satelitarnych, które często ogranicza rozdzielczość czy warunki pogodowe, lidar dostarcza dane na tyle dokładne, że umożliwiają analizę zmian z dokładnością do pojedynczych centymetrów.

Dym nie powstrzyma tej metody

W praktyce oznacza to, że naukowcy mogą zestawiać ze sobą „migawki” terenu sprzed i po katastrofie, a następnie precyzyjnie wskazać, gdzie doszło do utraty wysokości (np. z powodu spalenia budynku), a gdzie pojawiły się nowe elementy – choćby odrastająca roślinność czy nowa zabudowa. W przypadku pożarów w Los Angeles, zespół badaczy z Arizona State University porównał dane z 2016 i 2025 roku, tworząc wizualizacje, które jednoznacznie pokazały skalę zniszczeń, jakiej nie dałoby się wychwycić nawet najlepszymi zdjęciami satelitarnymi.

Czerwień ukazuje straty w wysokości identyfikujące na przykład spalone budynki. Niebieski kolor oznacza punkty rozrostu struktur

Wyższość nad czysto wizualną formą badania terenu, jaką oferują satelity, lidar osiąga przede wszystkim przez możliwość penetracji przez roślinność czy dym. Satelity, choć oferują ogromny zasięg i możliwość regularnego monitorowania, zwykle operują na niższej rozdzielczości i są podatne na zakłócenia atmosferyczne. Lidar, zwłaszcza montowany na dronach, pozwala na zbieranie danych niezależnie od pory dnia i warunków pogodowych, a uzyskane modele terenu są nieporównywalnie bardziej szczegółowe.

Nie obyło się bez użycia dronów, które "przeskanowały" tereny dotknięte żywiołem; NV5

Dane czarno na białym – pora działać

To nie znaczy, że satelity nie mają swoich zalet – wręcz przeciwnie, są niezastąpione w szybkim monitorowaniu dużych obszarów i wykrywaniu globalnych trendów, takich jak wylesianie czy zmiany klimatyczne. Lidar to dodatkowy krok, który pozwala wskazać na katastrofalne skutki zaniedbań na całym świecie. Nie chodzi o skuteczność przeciwdziałań bezpośrednio pożarom, lecz o niwelowanie wielu drobnych czynników, które do niego prowadzą. Ta technologia z łatwością ukazuje, jak wiele szkód dokonują zmiany klimatyczne. Może właśnie dzięki tej łatwości ukazania ogromnych szkód finansowych, uda się przekonać rządy do sprawniejszego działania i ograniczania czynników szkodzących naszej planecie. W końcu, 60 miliardów dolarów to całkiem spora suma.

 

Reklama

Źródło: mit

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama