Felietony

Nie uwierzycie, ale przeżyłem wczorajszą awarię internetu

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

45

Wczoraj wielki atak DDoS na serwery Dyn położył praktycznie połowę usług i stron w internecie. Głównie w USA, ale odczuliśmy to również w Polsce.

Dyn zarządza usługami DNS tak wielu stron i usług sieciowych, że zmasowany atak DDoS na ich serwery był w stanie nie tylko zaszkodzić samej firmie, ale użytkownikom sieci na całym świecie. Przestał działać Twitter, Spotify nie chciało się synchronizować, nie można było wejść na Reddita, CNN, Business Insidera, problemy były na PayPalu, Pintereście, Recode, Imgurze i wielu innych stronach, podobno nie działał również Netflix. Pisaliśmy wczoraj o tej awarii, nie było kolorowo.

PSN faktycznie u mnie siadł na cały wczesny wieczór, Netflix akurat działał. Kiepska pora, wiele osób odkłada sobie słuchanie muzyki, oglądanie filmów czy granie właśnie na piątkowy wieczór kiedy może trochę odpocząć po ciężkim tygodniu pracy. W sieci oczywiście zamieszanie - najzabawniejszy był Twitter, który jednym działał drugim nie i nikt nie wiedział czy czasem nie pisze w próżnię.

Przeżyłem!

Wróciłem z treningu około godziny 22 i w zasadzie wszystko działało już jak trzeba. Miałem jakieś drobne problemy z pobraniem aktualizacji z PlayStation Network i połączeniem się z cyfrowym sklepem, ale po kilkunastu minutach się udało.

Ale co gdyby ta awaria trwała kilka dni?

Dyn dość szybko uporało się z problemem, choć zdaję sobie sprawę z tego, że polski internet ucierpiał zdecydowanie mniej i większe problemy mieli mieszkańcy USA. Próbuję jednak wyobrazić sobie co by było, gdyby ta sytuacja trwała dłużej. Pomijając pracę, internet i dostęp do sieciowych usług nie jest mi potrzebny do życia. Nie ukrywam jednak, że wiele swoich zainteresowań czy pasji realizuję w internecie.

Spotify to dla mnie główne źródło mobilnej muzyki. Discman już ledwo zipie i kiedy chcę posłuchać dużej części posiadanych fizycznie płyt wychodząc z domu, decyduję się na Spotify. Opłacam Netfliksa i to tam oglądam seriale czy filmy, dużo gram, przede wszystkim na PlayStation 4, ostatnio sporo w gry sieciowe. W przypadku tych trzech serwisów i tych trzech hobby usługi nie działały. A ja wychodzę z założenia, że skoro za nie płacę, działać powinny.

Wiele osób namawia mnie do całkowitej przesiadki na archiwizację danych w chmurze, co przy dobrym łączu jest teoretycznie fajnym pomysłem. Kiedy nagrywam jakiś materiał wideo, który opublikuję i zmontuję dopiero za jakiś czas magazynuję go zarówno na dysku zewnętrznym, jak i w chmurze - w moim wypadku akurat na OneDrive (choć będę przesiadał się na Dropboksa). Wrzucam tam po 20-30 gigabajtów „surówki” do jednego niespecjalnie długiego projektu. Leży tam sobie i czeka na sytuację, w której dysk odmówi posłuszeństwa. Straciłem przez awarię HDD jeden materiał w ubiegłym roku i drugi raz tego błędu nie popełnię. Ale wiem, że są osoby, które polegają tylko na chmurze. A co jeśli ta nie będzie działać przez tydzień i minie deadline na projekt? Niewiele można w takiej sytuacji zrobić.

Nie mając czegoś fizycznie w ręku, a polegając wyłącznie na kopiach w chmurze podejmuję ryzyko, że stracę do tych treści dostęp właśnie w takich sytuacjach, jak wczorajsza. I tu chyba powinienem mieć największą pretensję do właścicieli wspomnianych usług - dlaczego tak wiele z nich skupiła je wokół jednej firmy, Dyn? Atak wyglądał trochę jak z filmu, gdzie grupa hakerów chce walczyć z systemem, wybiera jeden cel mówiąc „kiedy zaatakujemy ich serwery, położymy internet w całym kraju!”.

Więc może faktycznie warto nigdy nie pozbywać się kolekcji DVD, płyt audio i pudełek z grami. Jak któregoś dnia padnie cała sieć, zawsze można zejść do piwnicy, wyciągnąć z pudła magnetowid i włączyć nagranego z „RTL-a na satelicie” Terminatora po niemiecku. O ile oczywiście kaseta jeszcze żyje.

grafika: 1, 2

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

hot