Wyrok sądu w USA daje nową perspektywę w dyskusji o tym, kogo ukarać za wypadek autonomicznego pojazdu.
Dyskusja odnośnie tego, jak mają wyglądać autonomiczne samochody i jak mają się zachowywać w przypadku wystąpienia niespodziewanej sytuacji na drodze trwa od momentu, w którym pomysł samojezdnych aut w ogóle się pojawił. Wynika to z bardzo prostego problemu, który jednak wydaje się nierozwiązywalny z etycznego punktu widzenia. Moje zdanie opisałem jakiś czas temu w tym tekście.
Wypadki się zdarzały, zdarzają i zdarzać będą, natomiast samojezdny samochód musi w każdym z nich zdecydować co zrobić - czy bardziej ceni życie pasażera czy np. przechodnia. Jeżeli ktoś ma kupować autonomiczne pojazdy, wiadomo, że w swoim systemie te muszą mieć dobro swoich pasażerów na pierwszym miejscu, co z kolei implikuje, że w sytuacji kryzysowej zdrowie (bądź życie) pieszego, przechodnia czy rowerzysty będzie sprawą drugorzędną.
To z kolei prowadzi do pytania: kto jest winny, jeżeli takie auto odbierze życie? Kierowca, który nie prowadził? Czy może twórcy oprogramowania auta (tak jest w Wielkiej Brytanii) , którzy kazali mu się zachować w ten sposób? Jeżeli mówimy o tym drugim rozwiązaniu i za każdy wypadek karę będą ponosili producenci, to auta bardzo szybko znikną z rynku albo osiągną astronomiczne ceny.
Sąd w Arizonie ma inne zdanie. Winą za wypadek obarczył kierowcę
Wiele osób kojarzy sławny wypadek Ubera w Arizonie, gdzie w 2018 samoprowadzący się SUV zabił przechodnia.
W tym wypadku oskarżona została kierowczyni samochodu, a zarzutem było nieumyślne spowodowanie zabójstwa. Sprawa toczyła się przez 5 lat, ponieważ nie istnieją przepisy, które jasno definiowałyby taką sytuację. Z jednej strony - Rafaela Vasquez, która siedziała za kierownicą, patrzyła się w telefon (co widać na nagraniu) i nie zareagowała na czas.
Z drugiej - dochodzenie wykazało, że w tym wypadku zawiodły systemy, które wykryły poszkodowanego, ale nie były w stanie określić, czy jest to rowerzysta oraz czy zmierza w kierunku samochodu. W toku sprawy Rafaela Vasquez przyznała się do nieumyślnego spowodowania zagrożenia, jednak nie została skazana na karę więzienia, a zamiast tego otrzymała trzy lata dozoru.
Wyrok może nie być satysfakcjonujący dla chociażby rodziny zabitego, ale z pewnością jest to precedensowy wynik pokazujący, że dopóki pojazdy autonomiczne mają kierowcę, który może zareagować, to legislacja, przynajmniej na terenie USA, będzie zmierzała w stronę ich odpowiedzialności. To z kolei mówi nam, że o ile samojezdne auta mają szansę wyjechać na drogi w większej liczbie, to póki co nie będziemy mieli do czynienia z sytuacją, w której kierowca może "puścić kierownicę" i zająć się czymś innym.
Oczywiście - jedna jaskółka wiosny nie czyni, a w tym momencie toczy się znacznie więcej spraw (tylko od 2018 autonomiczne pojazdy zabiły w USA 18 osób), więc z finalnym werdyktem trzeba się jeszcze wstrzymać. Jednak możliwy kompromis (to jest - kara dla kierowcy, ale dużo łagodniejsza, ze względu na fakt poruszania się autonomicznym pojazdem) może być jakąś drogą w dyskusji o tym co robić z wypadkami samojezdnych pojazdów.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu