Felietony

Tylko najwięksi mogą odwrócić się od Apple, Google i Steama. Reszta… nie ma wyboru

Kamil Świtalski
Tylko najwięksi mogą odwrócić się od Apple, Google i Steama. Reszta… nie ma wyboru
26

Widać rosnący trend, w którym duzi gracze nie chcą dzielić się zyskami z gigantami w branży. Ale to kroki, na które mogą pozwolić sobie nieliczni.

Giganci technologiczni w ostatnich latach mieli sporo szczęścia. Aplikacje mobilne zamieszczane w ich sklepach przynosiły ogromne zyski — i wielu twórców nie mając innej alternatywy, godziło się na oddawanie kilkudziesięciu procent największym w branży. Najwyraźniej jednak postanowili powiedzieć "stop" i spróbować zawalczyć na własną rękę — czy im się to opłaci? Prawdopodobnie tak. Najbardziej zastanawia mnie w tej sytuacji, dlaczego tak długo kazali nam czekać na takie ruchy. Najwyraźniej nabrali sporo pewności siebie która... moim zdaniem — naprawdę im się opłaci.

Ominąć pośredników, zarobić więcej

Ostatnie tygodnie przyniosły sporo wieści na temat wyłamywania się ze sztywnych, obowiązujących od wielu lat, ram. Epic Games postanowiło dystrybuować Fortnite na własną rękę — omijając Google Play szerokim łukiem, bo na iOS nie mają wyboru. Bethesda ogłaszając Fallout 76 też zapowiedziała, że próżno go będzie szukać na największej platformie z grami PC — Steamie. Kilka dni temu świat obiegła wieść, że Netflix też chce się "uwolnić" od dzielenia kosztów — i rozpoczął testy funkcji, która nie pozwoli dłużej płacić za dostęp do serwisu z poziomu transakcji wewnątrz aplikacji. Podąży zatem tą samą ścieżką, którą już dawno temu obrało Spotify. Czy jest w tym coś złego? Myślę że nie — w końcu to dla firm czysty zysk. Problem polega jednak na tym, że to luksus, na który może sobie pozwolić naprawdę niewielu.

To szansa dla największych

Netflix, Fortnite, Spotify, Fallout to marki które pokochały miliony. To także marki które są, najzwyczajniej w świecie, rozpoznawalne. Mają już taką pozycję na rynku, że ich twórcy mogą sobie pozwolić na rozdawanie kart. Wyjście przed szereg, próbę czegoś nowego. Jasne, z punktu widzenia klienta — to często może okazać się mniej wygodnym rozwiązaniem. Nie mamy wszystkiego zunifikowanego w jednej platformie: musimy podpinać kartę w kolejnych miejscach, instalować dodatkowe oprogramowanie i... bardziej kombinować.

Z drugiej strony mamy tysiące innych produkcji, które nie mają takiej pozycji. W każdym tygodniu do katalogów najpopularniejszych sklepów trafiają setki nowych produktów — często od niewielkich ekip, których nie stać na to, by kilka — a pewnie nawet kilkadziesiąt — milionów dolarów wpakować w reklamę swojego produktu. I dla nich szansa docenienia i wyeksponowania w sklepach mobilnych, do których na co dzień zaglądają miliony użytkowników, jest na wagę złota. Właściwie można powiedzieć, ze to dla nich jedyna szansa na zdobycie popularności i przykucie uwagi użytkowników. Dlatego nie ma się co oszukiwać: to przywilej największych na rynku.

Giganci jednak mogą mieć niemały problem — bo to przecież najpopularniejsze z produktów generują... największe zyski. Google Play w tej kwestii i tak pozostaje jeszcze sporo w tyle, kiedy porównamy je do App Store. Ale jeżeli ten trend będzie się nasilał i kolejni postanowią "pójść na swoje" — może zrobić się nieciekawie. A sprawy mogą obrać naprawdę nieprzyjemny obrót, kiedy okaże się, że w końcu to giganci się wkurzą i aplikacje takie jak Netflix z hukiem wylecą z ich sklepu. Powód? Jakiś na pewno się znajdzie, bo przecież regulamin można zawsze zmienić...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu