Motoryzacja

Samochody autonomiczne to "kłopot" - zmniejszą liczbę dawców organów

Maciej Sikorski
Samochody autonomiczne to "kłopot" - zmniejszą liczbę dawców organów
Reklama

Coraz częściej czytam, że autonomiczne samochody przyniosą nam wiele dobrego i nie są to już baśniowe opowieści, lecz prognozy z konkretnymi liczbami: mniej ofiar, mniej straconego czasu, mnóstwo zaoszczędzonych pieniędzy, ale też przestrzeni. Powstaje obraz prawdziwej idylli, aż tu nagle... okazuje się, że wystąpi pewien problem. Wypadki na drogach, te śmiertelne, nierzadko przedłużają życie innych, bo czerpie z nich (dosłownie i w przenośni) transplantologia. Co będzie, gdy znikną ci dawcy?

Autonomiczne samochody to od paru lat głośny temat, pisałem niedawno, że w tym roku może być wiodący - to w motoryzacji dzieje się najwięcej, rewolucja następuje na kilku płaszczyznach. Coraz częściej czytam, że za kilka lat będę mógł kupić auto, by to na mnie zarabiało - nie tylko na przewozie innych osób, wspomina się także o magazynowaniu energii elektrycznej. Do gry wchodzą kolejni producenci, nie brakuje firm spoza sektora motoryzacyjnego, zawodowych kierowców ostrzega się, że mogą zacząć tracić pracę. Pojawia się niepewność, czasem nawet strach - jak zwykle w przypadku nowego. Są na to jednak sposoby.

Reklama


Ludzie coraz częściej słyszą, że autonomiczne samochody oznaczają większe bezpieczeństwo - są naszpikowane elektroniką, która sprawia, że maszyna popełnia mniej błędów. Jest nawet w stanie przewidzieć zdarzenia na drodze. Jasne, zdarzają się wypadki, przykładem Tesla, ale taki już koszt rozwoju technologicznego. Trzeba przy tym dodać, że kierowca popełnił wówczas błąd. Prognozy wskazują, że mocno spadnie liczba wypadków, gdy samochody przejmą kontrolę - każdego roku rzesza ludzi uniknie śmierci czy okaleczeń spowodowanych wypadkiem na szosie.

To prowadzi z kolei do wielkich oszczędności. Mniej wypadków, to mniej wydatków, mniej korków, mniejszy problem dla ubezpieczycieli czy służb - rzadziej będą wzywane policja, pogotowie czy straż pożarna. Z wyliczeń wynika, że dla samych Stanów Zjednoczonych oznacza to około 300 mld dolarów oszczędności. W jednym tylko roku. Robi wrażenie, prawda? Oczywisćie są to tylko przypuszczenia, rzeczywistość pokaże, ile w nich prawdy. Poznamy też nowe problemy, bo te zawsze się pojawiają. Chodzi np. o zagrożenie zhackowania samochodów - dla większości kierowców byłby to pewnie szok. Jest coś jeszcze: kłopot ze znikającymi dawcami organów.


Wiem, brzmi to dziwnie, ale niedawno trafiłem na taką uwagę. W Polsce w roku 2015 na drogach zginęło blisko 3 tysiące osób. W USA giną dziesiątki tysięcy ludzi. Część z nich staje się dawcami organów, transplantologia korzysta z tego nieszczęścia, by ratować życie innym. Wyobraźmy sobie teraz, że to źródło znika. Pojawia się problem. Przeżyją kierowcy, pasażerowie, piesi, życie będą tracić chorzy, którzy nie doczekają się narządów. Paradoksalnie zwiększenie bezpieczeństwa na drogach nie jest im na rękę. Brutalne, ale prawdziwe.

Wniosek taki, że trzeba sobie dać spokój z rozwojem? Wręcz przeciwnie - zmiany, jakie zajdą w motoryzacji, mogą przyspieszyć postęp w innych segmentach. Muszą. Kto wie, może to zintensyfikuje prace nad tworzeniem sztucznych organów? Gdy wzrośnie popyt, zainteresuje się tym więcej firm, uczelni, instytutów badawczych i coś drgnie. Po kilkunastu latach okaże się, że chory nie musi już czekać na informację o czyimś wypadku, bo dostanie sztuczną wątrobę. Może wydrukowaną, może wyhodowaną - przekonamy się, w którym kierunku to pójdzie.

Ciekawa sprawa, bo pokazuje, że przy okazji rozwoju pojawiają się takie "poboczne" wątki. Czasem, jak w tym przypadku, dość istotne. I należy na nie reagować szybko, by potem nie okazało się, że postęp przyniósł wielki kłopot...

Reklama

Niedawno uruchomiliśmy serwis z Pracą w IT! Gorąco zachęcamy do przejrzenia najnowszych ofert pracy oraz profili pracodawców
Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama