Felietony

Po latach przekonałem się do audiobooków. Jedna opcja, która zmienia wszystko

Kamil Świtalski
Po latach przekonałem się do audiobooków. Jedna opcja, która zmienia wszystko
Reklama

Po latach unikania audiobooków postanowiłem dać im jeszcze jedną szansę. Wystarczyła jedna opcja do której niegdyś nie miałem dostępu, bym przepadł bez reszty.

Pierwszy raz od audiobooków odbiłem się kilkanaście lat temu. W czasach, kiedy takowych odsłuchiwało się jeszcze na płytach CD. Z całą moją sympatią do Harry'ego Pottera i Piotra Fronczewskiego, nie dało się tego słuchać mając dostep do fizycznych wydań książek. Dlaczego? Bo czytałem znacznie szybciej, niż robił to lektor. Tym samym odsłuchiwanie audiobooka było dla mnie najzwyczajniej w świecie nudne, rozpraszało mnie wszystko dookoła i kompletnie nie mogłem zrozumieć, dlaczego miałbym wybrać taką formę pochłaniania literatury. Zraziłem się na dobre.

Reklama

To o tyle zabawne, że niewiele później pierwszy raz zetknąłem się z podcastami. To były czasy przenośnych odtwarzaczy MP3. Pobierania plików na dysk, ręcznego ich kopiowania, by móc cieszyć się głosami ulubionych rozmówców. O ile od audioksiążek się odbiłem - tutaj analogicznych problemów nie miałem. Bo przecież nikt nie wydawał transkrypcji rozmów. Poziom jakościowy podcastów w 2006-2007 roku był też daleki od ideału. Ale wraz z rozwojem technologii podcastów zaczęło pojawiać się coraz więcej, ich jakość rosła. Kilka lat temu zacząłem ich słuchać szybciej. Kilka tygodni temu pomyślałem więc, że chętnie dam szanse audiobookom. Zacząłem testować usługę po usłudze i okazało się, że ma to sens.

Audiobooki? Poproszę, byle nie były powolne jak zaplanowali to sobie twórcy

Nigdy nie byłem na kursach szybkiego czytania, ale przez lata wyrobiłem w sobie nawyki, które pozwalają mi dość sprawnie pochłaniać literki. Nigdy nie przeliczam książek na godziny, które będę musiał z nimi spędzić - a w dobie czytników e-booków to temat w ogóle trzeciorzędny. Czasem dziwię się jak wolno uciekają procenty, a później sprawdzam że powieść za którą się zabrałem ma w druku ponad siedemset stron i... wszystko nabiera sensu. Niestety, wybierając audiobook czy tego chcę czy nie - sprawdzam jego długość. 700 stron w druku nie robi na mnie wrażenia, ale audiobook który trwa więcej niż 30 czy 40 godzin - tak.

Dlatego moje pierwsze kroki w audiobookowym świecie stawiam z książkami, które nie trwają więcej niż 20 godzin. Tym bardziej, że z tyłu głowy i tak mam, że przesłucham je szybciej. Przyspieszenie x1.5 to już dla mnie standard — a w zależności od typu nagrania, czasem lepiej mi leży x.1.75, a nawet x2. I nie, nie chodzi tutaj o konsumpcjonizm na najwyższych obrotach. To nagranie w którym wszystko rozumiem, przyswajam, skupiam się na nim i nie dekoncentruję, irytując że trzymając w dłoni książkę pochłonąłbym ją znacznie szybciej, niż zaplanowali to sobie twórcy audiobooka.

To działa przy audiobookach, ale nie przy słuchowiskach

Po kilkunastu tygodniach z audiobookami nie mam doświadczenia by mędrkować na prawo i lewo, ale już wiem że mój sposób słuchania nie sprawdza się przy każdej publikacji. O ile większość książek po prostu czytanych przez lektora wypada na przyspieszeniu znakomicie, o tyle te nagrane w stylu słuchowisk (np. Wiedźmin czy Gra o Tron) kompletnie się do tego nie nadają. Przez stylizacje, efekty dźwiękowe, zespół aktorów — lwia część słuchowiska może działać jak należy, ale co bardziej dynamiczne akcje stają się nieczytelne. Pół biedy kiedy spaceruję czy zabijam nimi czas w samolocie, mogę wówczas przewinąć i zwolnić, by później ponownie przyspieszyć. Kiedy mnie jednak wzięły z zaskoczenia gdy jak prowadziłem samochód — po prostu włączylem co innego, bo nie dało się tego słuchać. Dlatego też świadomie omijam już takie produkcje z daleka. Inna rzecz to taka, że (podobnie zresztą jak podcasty których twórcy decydują się na efekty dźwiękowe) — są one dla mnie dość... eee, jak to mawia dzisiejsza młodzież - cringe'owe. I zamiast budować lepszy klimat, kompletnie go dla mnie rujnują.

Dlaczego o tym piszę? Bo może i Wy kiedyś odbiliście się od audiobooków z podobnego powodu

Moje doświadczenia z audiobookami są jakie są — i przez lata ciągle wszystkim powtarzałem że dałem szansę dwa razy: pierwszy i ostatni. Ale po latach podszedłem do tematu na świeżo: z nowymi doświadczeniami i nowym pomysłem na to, jak dostosować do swoich potrzeb. I okazało się, że przy skorzystaniu z dostępnych w aplikacjach opcji - dawne problemy (że nudno, że za wolno, że jestem rozkojarzony przez to w jak ślimaczym tempie to wszystko się dzieje) zniknęły, zaś audiobooki na stałe wpisały się w mój harmonogram dnia. I tak - to przez nie mam takie zaległości w podcastach.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama