Apple

Dotarł mój Apple Watch SE. Pożałowałem zakupu w pół godziny

Kamil Świtalski
Dotarł mój Apple Watch SE. Pożałowałem zakupu w pół godziny
Reklama

Po kilku godzinach od "kliknięcia" zakupu w Apple Store zegarek został wysłany. Chiny, Hong Kong, Dubaj, w końcu jest u mnie. Otwieram super ekologiczne pudełko, montuję pasek, zaczynam parowanie zegarka i wszystko fajnie. Do czasu, kiedy chcę przetestować jedną z kluczowych (dla mnie) funkcji urządzenia.

Przez wiele lat nie potrafiłem przekonać się do noszenia zegarków w ogóle — wszystko ze względu na moje problemy z alergiami. Wszystko zmieniło się dwa i pół roku temu, kiedy zacząłem korzystać na co dzień z Fitbit Versa. Ale podsumowując dwa lata z zegarkiem pisałem wprost, że moim kolejnym modelem będzie Apple Watch. Jedną z moich ulubionych funkcji smart zegarka jest dyskretne informowanie wibracjami o połączeniu przychodzącym. Zaraz po skonfigurowaniu kilku podstawowych funkcji poprosiłem znajomych by do mnie zatelefonowali. Zegarek nie wibrował, a jedynie informował mnie sygnałem dźwiękowym. Zacząłem grzebać w opcjach i tak przestawiając rozmaite opcje powiadomień / intensywności haptyki / szukając na forach i męcząc znajomych by do mnie wydzwaniali spędziłem ponad dwie godziny. Bo po pierwszych kilkunastu minutach zacząłem się irytować, ale później byłem już po prostu wściekły.

Reklama

Zegarek na tych samych ustawieniach działał losowo — czasem zdarzyło mu się nawet zawibrować. Czasem, bo nie zawsze. Większość czasu jednak postanawiał w ogóle nie wysyłać jakichkolwiek powiadomień — ani "czerwonej kropki" sygnalizującej że ktoś się do nas dobijał, ani dźwięku, ani wibracji. Moje rozgoryczenie było o tyle wielkie, że opaska MiBand 5 jest w stanie to ogarnąć, a w cenie Apple Watch SE kupić ich można kilkanaście (!). Zresztą pikanterii dodawał fakt, że moja Versa cały czas wibrowała jak szalona — nie stroiła fochów i nie kombinowała.

Byłem wściekły, rozgoryczony i właściwie to gotowy już zapakować sprzęt i odesłać tam skąd przyszedł. Ale emocje odrobinę opadły, odpiąłem zegarek, zresetowałem ustawienia i rozpocząłem konfigurację na nowo. Kilkanaście minut później dotarłem do punktu wyjścia. Zmieniłem kilka podstawowych ustawień, czym prędzej wywaliłem powiadomienia z Wiadomości i spółki, w opcjach dla Telefonu odznaczyłem dźwięki a zostawiłem wyłącznie haptykę. Próba generalna przed ostatecznym zdjęciem zegarka: przy próbie połączenia, wibruje. Kilka minut następna — znowu. Ale jako że do trzech razy sztuka — męczyłem znajomych dalej. A on postanowił już nie stroić fochów tylko wibrować kiedy trzeba. Ufff, no dobra, to można przejść do dalszej konfiguracji.


Pierwsze wrażenie Apple Watch SE zrobił FATALNE

Nic mnie tak bardzo nie irytuje jak strojące fochy technologie. Jestem świadomym tego, że nie ma rzeczy idealnych — ale Apple od lat pozycjonuje się na markę bardziej premium, chwaląc się, że u nich rzeczy po prostu działają. No, super, wczoraj miałem doskonały przykład tego, jak NIE DZIAŁAJĄ. Albo inaczej: losują kiedy podziałać, a kiedy nie. I sam, mimo nerwów, poradziłem sobie z tematem — ale automatycznie też wyobraziłem sobie osoby które do technologii podchodzą jak pies do jeża. Po takiej wpadce prawdopodobnie zaczęłyby szukać pomocy nie tak jak ja, w sieci, a w serwisach czy u resselerów, którzy za fachową pomoc pewnie jeszcze wystawiłyby rachunek. Pikanterii dodawał fakt, że wszystko działo się losowo, a testowanie tego w pojedynkę było trudne, bo mam tylko jeden numer telefonu i ciągle musiałem kogoś angażować do pomocy.

Efekt jest taki, że wczoraj zmarnowałem ponad trzy godziny na konfiguracji zegarka. To nigdy nie powinno było się wydarzyć i uważam całą sytuację za kompletnie żenującą. Piszę ten tekst z Apple Watchem na nadgarstku i na ten moment trudno mówić o jakichkolwiek zachwytach czy pozytywnych emocjach. Skrupulatnie go obserwuję i jestem ciekawy czym mnie jeszcze zaskoczy — mam nadzieję, że, dla odmiany, teraz już wyłącznie pozytywami.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama