Pierwszych kilka dni z Apple Watch SE za mną. Po fatalnym pierwszym wrażeniu związanym z błędami w oprogramowaniu udało się zegarkowi zatrzeć niesmak i zauroczyć funkcjami, z myślą o których zdecydowałem się przesiąść.
Kilka dni z Apple Watch SE: taniej i niekoniecznie gorzej, jeżeli wiesz na co się piszesz
Trzy i pół dnia pełnego użytkowania to już czas, w którym zdążyłem co nieco zapoznać się z zegarkiem Apple Watch SE. Pierwsze wrażenie sprzęt zrobił na mnie fatalne — przez błąd w oprogramowaniu wariowały powiadomienia związane z połączeniami przychodzącymi. Straciłem kilka godzin by odkryć, że to nie ja robię błędy, a zegarek działa jak chce — i ostatecznie problem udało mi się rozwiązać dopiero po przywróceniu urządzenia do ustawień fabrycznych i skonfigurowania go od zera, na nowo. A kiedy już trudne początki mieliśmy za sobą, nadszedł czas by zacząć z niego korzystać. I nie będę Was trzymał w niepewności — w lwiej części spraw spełnił on moje oczekiwania, chociaż do ideału mu daleko.
Apple Watch SE — biedniejszy kuzyn flagowego zegarka
Apple Watch SE jest najtańszych z debiutujących w tym roku zegarków od Apple (ale nie najtańszym w ogóle — w ofercie wciąż jest Series 3, którego ceny zaczynają się od 999 złotych). Różnic nie ma spektakularnie dużo, ale dla wielu mogą się one okazać kluczowe: Apple Watch SE nie oferuje pomiarów EKG, nie ma czujnika pozwalającego mierzyć natlenienie krwi, zabrakło tutaj również ekranu z funkcją always-on-display. By sprawdzić która jest godzina czy podejrzeć powiadomienie niezbędne więc będzie stuknięcie w tarczę zegarka lub wykonanie zamaszystego gestu ręką. Wiedziałem na co się piszę — na funkcjach zdrowotnych zegarka mi kompletnie nie zależy, a nawyk z Fitbit Versa (która także nie posiadała ekranu AOD) wciąż jest we mnie żywy, zdecydowałem więc nie dopłacać do flagowego zegarka Series 6. Aha — no i zegarek SE dostępny jest wyłącznie w trzech podstawowych wersjach kolorystycznych w wariancie aluminiowym, inne zostawiono droższym modelom.
Apple Watch SE w praktyce. Nie ma tu żadnej magii, ale jest sporo dodatków na których mi zależało, chociaż nie wszystkie działają
Decydując się na Apple Watch SE było kilka funkcji, które sprawiły ten wybór oczywistym. Najważniejszą z nich były płatności zbliżeniowe — od lat nie płacę już inaczej, niż Apple Pay, a skoro mogę to robić zegarkiem, to jeszcze lepiej. I od kilku dni: faktycznie robię. Apple Pay w zegarku to dla mnie strzał w dziesiątkę. Kolejnym elementem który niezwykle sobie cenię jest kontrola multimediów odtwarzanych na smartfonie z poziomu zegarka — dużo łatwiej kliknąć zapauzować czy zmienić muzykę / podcast na nadgarstku, niż wyciągnąć telefon. No i nie ukrywam, że opcja kontrolowania akcesoriów Home Kit z poziomu nadgarstka jest niezwykle wygodna - zwłaszcza wieczorem, kiedy telefon leży na biurkowej ładowarce indukcyjnej, a iPada też nie mam pod ręką.
Te trzy elementy były bardzo mocno "na tak" w kwestii wyboru Apple Watcha i muszę przyznać, że w praktyce sprawdziły się doskonale. Nieco gorzej wypada sprawa z odblokowywaniem komputera zegarkiem, gdy się do niego zbliżam. Przez kilka dni próbując to uruchomić witał mnie taki komunikat:
Zapytałem wczoraj o to na Twitterze - dostałem kilka porad. Póki co przetestowałem kilka z nich, żadna nie zadziałała — ta z czyszczeniem danych w "Dostępie do pęku kluczy" (która dla wielu okazała się receptą) również. No nic, na pewno będę kombinował, ale to kolejna cegiełka do tematu "to nie działa po prostu".
Apple Watch SE — zamykanie okręgów daje od groma frajdy
Funkcje zdrowotne w Apple Watchu mnie kompletnie nie interesują, natomiast te pozwalające być "bardziej fit" — jak najbardziej. Tamtejsze opcje śledzenia treningów, synchronizacji z aplikacją Zdrowie i prostota obsługi są dla mnie na wagę złota — i nie wykluczam że jestem mało wymagający, ale naprawdę fajnie mi się z nimi współpracuje. Zamykanie okręgów motywuje i daje dużo frajdy — zwłaszcza że znajomi też się w to bawią, na bieżąco śledzimy swoje postępy i bawimy się w coś w rodzaju grywalizacji. Tak, wiem że na poprzednim zegarku też to było — ale jako że Fitbity nie są obecnie wybitnie popularne nad Wisłą, miałem tam raptem jednego znajomego. Tutaj zabawa jest znacznie weselsza. Fajnie że zegarek ma moduł GPS, który pozwala bardziej precyzyjnie śledzić nasze treningi, zaś ogromny plus za opcję detekcji upadku i możliwość wysłania powiadomienia najbliższym, by ich o tym powiadomić.
Ale żeby nie było tak słodko — kilka słów o analizie snu. Ta została dodana dopiero w najnowszej wersji oprogramowania i... działa, owszem, ale na tle tego co pamiętam z Fitbita i tamtejszej aplikacji, tutaj wyglada po prostu biednie. Opcje "zachęcania" nas do tego by położyć się spać — zdecydowanie na plus, a przy powiadomieniu że udało mi się przespać tak długo jak sobie założyłem trudno mi się nie uśmiechnąć. Wyspany człowiek, to radosny człowiek ;-).
Apple Watch SE — bateria. Niby człowiek wiedział, ale się łudził
Z jednej strony wiedziałem że bateria w Apple Watch SE nie należy do najwybitniejszych — według oficjalnych informacji Apple, sprzęt ma podziałać do 18 godzin. Jak rozumiem: chodzi tutaj o stałe obciążenie i bombardowanie notyfikacjami, ale jako że jedynymi z których korzystam są te telefoniczne, udaje mi się go przetrzymać nieco dłużej. Paweł twierdzi, że tak naprawdę dopiero po kilku tygodniach bateria zacznie działać jak należy, ale w pierwszych dniach wyglądało to następująco:
- dzień pierwszy
- 21:00 — 100%
- dzień drugi
- 6:00 — 91%
- 11:00 — 71%
- 17:00 — 55%
- 20:20 — 47%
- dzień trzeci
- 6:00 — 30%
- 9:00 — 18%
- 13:45 — 12%
- 17:03 — 0%.
Cytując klasyka: not great, not terrible. Ale no nie jest to wynik który by mnie do końca satysfakcjonował, liczyłem że te dwa dni bez sięgania po ładowarkę uda się wyciągnąć, ale najwyraźniej jeszcze nie teraz — ewentualnie nie w tym modelu. Z drugiej strony jednak Series 6 raczej dłużej nie podziała, na oficjalnej stronie też podaje się dla niego 18 godzin — a przecież tam dochodzą jeszcze bardziej zaawansowane czujniki.
Kiedy już jesteśmy przy kwestii zasilania: brak opcji wyboru kabla do ładowania uważam za żałosny, zwłaszcza w obliczu tego, że sam z ładowarek USB typu A korzystam coraz mniej, więc po prostu ich nie mam w okolicy. Od komputera Apple zaś nie naładuję zegarka tak długo, jak nie skorzystam z dodatkowej przejściówki. Gdzie tu logika? Nie miałbym problemu z brakiem "kostki" tak długo, jak przy wyborze kabla mógłbym wybrać jaki kabel wolę: USB-A czy USB-C?
Apple Watch SE — taniej, ale bez dramatów
Decydując się na Apple Watch SE wiedziałem co biorę — i nawet nie będę ukrywał zdziwionego. Wiedziałem czego w tańszym modelu zegarka zabraknie, wiedziałem co jest. Miałem pewne oczekiwania, które... pod względem hardware'owym — doskonale się sprawdziły. Niestety, gorzej wypada temat samego oprogramowania, które nie jest tak nieskazitelne, jak wielu chciałoby w to wierzyć. Pierwsza wpadka z losowymi powiadomieniami i brakiem opcji dostosowania urządzenia bez twardego resetu, później (wciąż trwające) kłopoty ze sparowaniem zegarka z komputerem. Niby do wszystkiego wystarczy kliknięcie, w praktyce jednak wcale nie jest tak kolorowo — i najnowsza wersja watchOS niewiele w temacie zmieniła. Bo mimo aktualizacji — zegarek wciąż nie chce się połączyć.
Z drugiej strony wybierając Apple Watch SE wiedziałem na co się piszę. Byłem świadomym tego, że to nie jest sprzęt, który przez tydzień podziała na jednym ładowaniu, że nie urzeka wyglądem, ale ma kilka asów w rękawie. Po pierwsze: to doskonały dodatek do całego ekosystemu, fajne uzupełnienie oferujące kilka bonusów, których próżno szukać w jakimkolwiek innym sprzęcie Apple.
Podsumowując: na ten moment jestem zadowolony z zakupu. Czas pracy na jednym ładowaniu mógłby być dłuższy, z pewnością bym się nie obraził. Poza tym jednak, pomijając pierwszą wpadkę z powiadomieniami i problemy z odblokowywaniem komputera (które nie są czymś specjalnie rzadkim), jest w porządku. Zobaczymy jak sprawy się będą miały po kilku tygodniach :).
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu