Apple

Apple się skończyło. Apple pobije rekordy sprzedaży iPhone 6. Jedno i drugie nie stoi ze sobą w sprzeczności

Jan Rybczyński
Apple się skończyło. Apple pobije rekordy sprzedaży iPhone 6. Jedno i drugie nie stoi ze sobą w sprzeczności
84

Od razu uspokajam, że nie zależy mi na wywołaniu kontrowersji, lecz chcę na spokojnie wyjaśnić pewną kwestię. Od jakiegoś czasu krąży żart, że Apple się skończyło, co oczywiście widać po tym, że firma z logo nadgryzionego jabłka sprzedaje najwięcej i najwięcej zarabia. Ironia ma polegać na tym, że w...

Od razu uspokajam, że nie zależy mi na wywołaniu kontrowersji, lecz chcę na spokojnie wyjaśnić pewną kwestię. Od jakiegoś czasu krąży żart, że Apple się skończyło, co oczywiście widać po tym, że firma z logo nadgryzionego jabłka sprzedaje najwięcej i najwięcej zarabia. Ironia ma polegać na tym, że wszystkie media rozczarowane premierą nowego telefonu i zegarka będą marudzić, po czym Apple pobije kolejne rekordy sprzedaży, co niby ma dowodzić bezsensowności narzekań. Rzecz w tym, że jedno i drugie nie stoi w sprzeczności. Dobra sprzedaż i innowacyjność może iść w parze, ale nie musi.

Apple zrobiło coś czego nikomu innemu nie udało się dokonać na taką skalę. Zbudowało markę z rzeszą wiernych klientów, wręcz wielbicieli, którzy gotowi są stać w kolejce przez tydzień, żeby kupić nowy telefon jak najszybciej. Sam nie dałbym się namówić na takie stanie za żadne skarby i wolałbym wybrać cokolwiek innego, albo spokojnie poczekać, żeby kolejki uniknąć, ale o sukcesie Apple mówię bez cienia ironii. Każda marka marzy aby znaleźć się w takiej sytuacji jak Apple. Stąd, w dużej mierze biorą się świetne wyniki sprzedaży oraz duża marża, która daje Apple największe zyski na rynku. Mówimy wiec o sukcesie marketingowym i finansowym, który musiał mieć również solidne podstawy, bo sam marketing też ma swoje granice. Apple niemalże stworzyło kategorię smartfonów i z pewnością stworzyło na nowo kategorię tabletów i wiele więcej.

Dlatego nie można rozumieć skrótu myślowego "Apple się skończyło" w sposób dosłowny, zakładającego rychłe zniknięcie firmy z rynku, poprzedzone gwałtownym załamaniem się sprzedaży. W obecnej sytuacji nie jest to po prostu możliwe, bez względu na to co Apple zaprezentuje i czego nie pokaże wcale. Wciąż są rzesze użytkowników, którzy nawet w momencie wypuszczenia kompletnego bubla, kupią dwa starsze modele iPhone'a na zapas na najbliższe lata. Ponownie, nie ma w tym ironii, lecz podziw dla przywiązania klienta do marki, które zbudowała firma z Cupertino.

Jeśli jednak skończenie się Apple odnosi się do czegokolwiek realnego, to chodzi o innowacyjność, budowanie nowych kategorii produktów, narzucanie swojej wizji reszcie rynku, który próbuje nadgonić zaległości. Tak było w przypadku tabletów - iPada pierwszej, drugiej i trzeciej generacji próbowali dogonić najwięksi i najlepsi producenci i udało im się dopiero po 3 latach. Wszystko jednak wskazuje na to, że sytuacja się zmieniła. Apple od dłuższego czasu, liczącego przynajmniej kilka premier wstecz, postępuje zachowawczo. Wprowadza rozwiązania, które już sprawdziły się u konkurencji. Część być może realizuje nawet lepiej od pierwowzoru - za to ludzie kochają Apple, ale z pewnością nie ma to nic wspólnego z przytoczoną sytuacją tabletów, kiedy to cała konkurencja uczyła się od Apple.

Najlepszym przykładem jest większy ekran w obu modelach iPhone'a, przed którym Apple broniło się tyle czasu, aż poszło tropem reszty rynku. To samo tyczy się stabilizacji optycznej w aparacie, NFC, czy wielu zmian w iOS 8, z nowa klawiaturą na czele. Zegarek Apple, wbrew zapewnieniom Cooka, też nie wydaje się znacząco różnić od konkurencji, która zaprezentowana została znacznie wcześniej. Ani nie rozwiązał podstawowego problemu w postaci bardzo krótkiego czasu działania na baterii, ani nie oferuje żadnej konkretnej killer funkcji, lecz jest gadżetem, który prawdopodobnie robi wszystko i nic jednocześnie, bo nawet żeby wybudzić ekran trzeba wykonać specjalny gest ręką, czego nie wymaga tradycyjny czasomierz. Nie chodzi o to, że nowe produkty są do niczego. Chodzi o to, że już nie znajdują się w forpoczcie technologii mobilnej, wręcz przeciwnie.

Teraz pytanie zasadnicze: co dla osoby oglądającej keynote Apple jest istotniejsze, przychody Apple i ilość sprzedanych iPhonów, czy zaprezentowane nowe rozwiązania technologiczne, których nie widzieliśmy nigdy wcześniej, nawet jeżeli z początku wydają się dziwaczne i zbędne, jak pierwszy iPad? Nie wiem jak Wy, ale ja nie mam udziału w zyskach Apple i sprawą co najmniej drugorzędną dla mnie jest ile Apple zarabia i jak dobrze się sprzedaje, co wynika z niewątpliwej siły tej marki. Oczywiście te parametry pokazują pozycję Apple na rynku i jednoznacznie demonstrują, że jest jedną z najważniejszych sił, tyle, że nie to jest najistotniejsze w momencie premiery nowego produktu. Nie dla mnie i pewnie nie dla czytelników portali technologicznych, którzy chcieliby zobaczyć coś nowego.

Dlatego doskonała sprzedaż iPhona, zyski i niewątpliwa siła marki nie stoi w sprzeczności narzekaniom na wtórność rozwiązań i brak efektu WOW. Tegoroczne "one more thing" nie było tak mocne jak kiedyś, bo ciężko wstrząsnąć publicznością prezentując produkt, który wcześniej zademonstrowała już konkurencja. Siła marki nie musi być tożsama z jej innowacyjnością, zwłaszcza w krótszym okresie czasu. Dlatego iPhone 6 i 6 plus znajdą zapewne miliony zadowolonych użytkowników, jednocześnie nie zostaną zapamiętane jako istotny moment w rozwoju urządzeń mobilnych, może poza porzuceniem klasycznego wyglądu małego iPhone'a, co ma charakter bardziej symboliczny. Obawiam się, że to samo tyczy się nowego zegarka, chociaż powstrzymam się z wydawaniem ostatecznych ocen, do czasu aż wezmę go do ręki.

Zdjęcia pochodzą ze strony Apple.com.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu