Ufff... tak w wielkim skrócie reaguję na fakt, że impreza Apple jest już za nami. Powietrze zeszło, atmosfera szału wokół nowych produktów i rozwiązań...
Ufff... tak w wielkim skrócie reaguję na fakt, że impreza Apple jest już za nami. Powietrze zeszło, atmosfera szału wokół nowych produktów i rozwiązań potrwa jeszcze przez kilka dni, ale potem wrócimy do normalności. Kwestie związane z korporacją z Cupertino, jej wynikami sprzedaży i kolejnymi premierami oczywiście nie znikną, będą się pojawiać każdego dnia (także u nas), ale już w innym, zdrowszym klimacie.
Nie będę ukrywał, że to, co działo się w ostatnich dniach wokół Apple i premiery nowych produktów, przeszło moje oczekiwania. Obserwuję tę branże od kilku lat, prezentacja nie była pierwszą, jaką śledziłem, samemu Apple poświęciłem kilkadziesiąt tekstów. Świeżakiem nie jestem, a jednak robiłem wielkie oczy. Niby przestało mnie już dziwić, że przed sklepem Apple ludzie ustawiają się w kolejce na długo przed premierą sprzętu, nie robi na mnie wrażenia fakt, że o następcy iPhone'a 6 mówiono przed prezentacją tego ostatniego, kolejne plotki z "frontu" przerzucałem bez większej refleksji przy porannej herbacie. A jednak tym razem show i wszystko, co działo się wokół niego (przed, w trakcie i po) nokautowały.
Napięcie rosło od paru tygodni, zbliżał się 9 września i ciągle powracało pytanie: co się wydarzy? Towarzyszyły mu oczywisćie inne: jak na działania Apple zareaguje rynek, co zrobi konkurencja, na jaki dystans firma ucieknie pozostałym graczom (to fani korporacji) lub kiedy się skończy (to jej krytycy). Media pompowały temat nieustannie i gdy wydawało się, że już bardziej nie można, okazywało się, że jednak jest to możliwe. Ktoś napisze, że my też wpisaliśmy się w ten trend, przecież należymy do mediów. Owszem, należymy. I dlatego musimy działać w określony sposób - nie funkcjonujemy w próżni, a ludzie czekają na doniesienia dotyczące Apple. Ale na AW i tak nie przekroczyliśmy granicy zdrowego rozsądku. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie.
Bez trudu moglibyśmy wskazać na miejsca (pewnie każdy zainteresowany tematem zna jakieś), gdzie czas zatrzymał się we wtorek o 12.00, a doprowadziła do tego konferencja Apple. Wielkie odliczanie do godziny 19.00, godziny cudów, po której historia, przynajmniej branży nowych technologii, zmieni bieg. Wydarzenie porównywalne z finałem mundialu, na który czeka się cztery lata. Przebija galę rozdania Oskarów, oczekiwanie na wyniki wyborów prezydenckich. Podejrzewam, że świat zamarłby tak, gdyby odliczano czas do rozpoczęcia misji marsjańskiej z udziałem człowieka. A może nie byłoby takich emocji?
Wczorajsza konferencja, to co działo się przed i po wywołała u mnie potężny ból głowy. Na inne tak nie reagowałem, ale przy okazji innych branża nie zapędziła się tak daleko. Do rangi wielkiego wydarzenia podniesione zostało pokazanie telefonu z większym ekranem i zegarka, na którym można narysować rybę. Nie twierdzę, że ta firma, te produkty nie wpłyną na zmiany w branży IT, ale czy powinniśmy robić wokół tego aż taki szum? Czy warto prowadzić relację live z tego, że przed wejściem do budynku ustawia się kolejka?
Nie piszę tego jako zagorzały krytyk Apple - podziwiam tę korporację i jej wkład w rozwój sektora nowych technologii. Jestem pewien, że producent będzie trwał i zarabiał miliardy dolarów, a konkurencja będzie spoglądać w jego kierunku. Piszę to jako krytyk robienia z konferencji Apple najważniejszego wydarzenia w roku, może kilku ostatnich lat. I to nie tylko na arenie technologicznej. Piszę to jako człowiek, który autentycznie cieszy się, że kończy się ten festiwal plotek, przecieków, spekulacji, chwalenia/opluwania, robienia wielkiego wow nad czymś, co na Marsa nas nie zaniesie (albo krzyczenia, że korporacja padnie za rok). Jednocześnie wiem, że niedlugo mechanizm będzie ponownie nakręcany i kolejna premiera może wywołać jeszcze większą histerię. Na samą myśl robi mi się źle...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu