Kwestia płatności u Apple od lat budzi ogrom kontrowersji. Temat regularnie powraca jak bumerang — a najnowsze dane potrafią zaszokować.
Apple można kochać, można nienawidzić, ale jedno jest pewne: to firma, która wśród większości obserwatorów rynku nowoczesnych technologii wzbudza jakieś emocje. I raczej niewielu przechodzi wokół niej i jej zachowań obojętnie.
Polecamy na Geekweek: Chiński Maglev ustanowił nowy rekord prędkości. Ma być szybszy od samolotów
Temat jednego, jedynego, słusznego sklepu z aplikacjami ciągnie się od lat. Apple było uparte i walczyło tak długo, jak tylko mogło. Ale stety lub nie — regulacje wprowadzane w rozmaitych krajach nie pozwalają im grać tak, jak zwykli to robić. Unia Europejska i kilka innych krajów zmusza ich do implementacji zewnętrznych sklepów i udostępniania alternatywnych opcji płatności. I faktycznie od jakiegoś czasu to robią. Z punktu widzenia deweloperów jest jednak jeden problem: to im się kompletnie nie opłaca, dlatego tak długo jak nie muszą tego robić ze względu na łamanie regulaminu (np. niektóre aplikacje które pozwalają sobie na więcej niż Apple pozwala w App Store) lub permanentną blokadę (jak Epic Games) — nie robią tego.
Tylko 38 twórców aplikacji aplikowało o dostęp do zewnętrznych płatności. Wśród nich zabrakło dużych firm
O tym że to mało opłacalny biznes mówiło się od dawna. Apple pobiera od 15 do 30% za całość. W przypadku zewnętrznych źródeł — mowa o 27%. A to tylko te applowe rzeczy — gigant z Cupertino wciąż tyle pobiera, a dodatkowa trzeba liczyć się z dodatkowymi kosztami związanymi z obsługą zewnętrznych płatności. Dla wielu użytkowników może to być dodatkowo odpychające od produktu, bo to kolejne miejsce gdzie potencjalnie muszą podpiąć kartę płatniczą. Dane związane z tym jak bardzo twórcy aplikacji NIE są zainteresowani korzystaniem z zewnętrznej opcji porażają.
Jak informuje redakcja Bloomberga, w App Store jest zarejestrowanych 65 tys. twórców aplikacji, którzy korzystają z opcji zakupów wewnątrz aplikacji. Tylko 38 (!) twórców aplikowało o opcję korzystania z zewnętrznych aplikacji. Co więcej: żadna z nich nie jest dużą firmą. A to przecież największym rynkowym graczom powinno na tym najbardziej zależeć, bo to oni zarabiają (a tym samym: płacą) najwięcej. Ale no właśnie: Apple dostosowując się do wymogów ograło wszystkich. I w gruncie rzeczy nikomu się to nie opłaca, bo mali twórcy w dużej mierze wolą płacić tych 15%. Tym którym idzie lepiej, płacą 30%. A to wciąż bardziej opłacalne i mniej problematyczne.
Teraz jednak trwa spór sądowy, w którym niezadowoleni twórcy próbują ugrać coś więcej. Amerykański sąd przygląda się sprawie i próbuje dojść do porozumienia, a Alex Roman — prezes odpowiedzialny za finanse w Apple — z rozbrajająca szczerością przyznał, że firma nie sprawdzała kosztów obsługi zewnętrznych płatności, gdy dostosowywała się do nowych wymogów. Prawdopodobnie twórcy iPhone'a ani trochę nie odczuwają tych zmian finansowo, bo przecież oni też za opłatę transakcji coś tam muszą płacić?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu