Cicho liczę na to, że któregoś dnia ktoś po prostu powie - „kupiliśmy Tidala za…” i skończy się ta telenowela, w której największym przegranym okazuje się być muzyk Jay-Z. Miał pomysł, namówił do współpracy znajomych artystów - i wpadł w pułapki rynku, na którym ciężko cokolwiek zarobić.
Apple jednak nie kupuje Tidala. Ale ktoś musi, inaczej pożegnamy się z usługą
O tym, że Apple planuje kupno serwisu Tidal mówiło się już na początku lipca. Maciek pisał, że Apple najpierw przejęło Beats Electronics, za którym stał raper Dr. Dre, a teraz przymierza się do wzięcia pod swoje skrzydła kolejnej amerykańskiej gwiazdy - Jay’a-Z z jego usługą Tidal. Pod koniec lipca Konrad wspominał natomiast, że sprawę podkręcił jeszcze jeden gwiazdor z USA - Kanye West, który na swoim twitterze relacjonował przebieg rzekomych negocjacji dotyczących przejęcia usługi.
A tymczasem…
Apple nie kupuje serwisu Tidal. Owszem, obie firmy prowadziły rozmowy, ale nie nadchodzi żadne przejęcie.
Każdy z nas bierze udział we własnym wyścigu. Nie planujemy przejęcia jakiegokolwiek serwisu streamingującego.
- powiedział odpowiedzialny za Apple Music Jimmy lovine.
To złe wieści dla Tidala
Tidal posiada „jedynie” 4,2 miliona płacących subskrybentów. I nie zarabia, a traci - w ubiegłym roku firma odpowiedzialna za usługę (Aspiro AB) podwoiła swoje straty z poprzedniego roku, ma też problemy z płaceniem na czas. Ile straciło? 28 milionów dolarów, nie są to więc grosze. Co więcej, prawnicy Jay-a-Z oskarżyli poprzednich właścicieli usługi o to, że przed sprzedażą przeszacowali liczbę płacących subskrybentów.
Jak sami więc widzicie nie dzieje się dobrze i związani z usługą muzycy tacy, jak żona rapera - Beyonce, Rihanna czy Kanye West nie są w stanie sprawić, by Tidal wspiął się ponad konkurencję i podebrał jej subskrybentów. A szkoda - bo to całkiem fajna usługa.
Używam jej równolegle (choć w zdecydowanie mniejszym stopniu) niż Spotify - ale tak naprawdę tylko dlatego, że korzystam z promocji w Play i nie płacę za Tidala abonamentu. Służy mi przede wszystkim do słuchania wykonawców i utworów nieobecnych w Spotify, za które natomiast płacę regularnie i bez przerw od polskiego startu usługi. Przyzwyczajenie jest najwyraźniej silniejsze, choć tak naprawdę nie mam się do czego w Spotify przyczepić - działa, nowości pojawiają się szybko, natywna aplikacja na komputerze działa dobrze, nie czuję potrzeby przesiadki.
Mam wrażenie, że karty na trudnym rynku streamingu muzyki zostały już dawno rozdane i niewiele się w tym temacie na przestrzeni najbliższych kilku lat zmieni. A ktoś Tidalowi pomóc musi, bowiem w takim tempie jedynym sensownym rozwiązaniem będzie zamknięcie serwisu. Zastanawia mnie natomiast, że ktoś naprawdę chciał zbijać majątek na usłudze streamingującej muzykę, skoro od dawna wiadomo, że nie jest to żyła złota.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu