Apple

Apple przełamuje swój własny stereotyp i daje użytkownikom więcej... wolności? Tak jakby

Krzysztof Rojek
Apple przełamuje swój własny stereotyp i daje użytkownikom więcej... wolności? Tak jakby
Reklama

Do tej pory Apple Card można było obsługiwać tylko przez aplikację Wallet w iPhone'ach. Teraz mogą to robić także osoby spoza "ekosystemu".

Apple znane jest ze swojej chęci zamykania użytkowników w stworzonym przez siebie ekosystemie. Nie, żeby był to jakiś specjalny zarzut, Facebook i inne firmy bardzo chętnie robią dokładnie to samo. Jednak jeżeli ktoś ma oberwać za odbieranie użytkownikom możliwości korzystania z ich produktów w taki sposób, jakby sobie tego życzyli, oberwie właśnie firma z Cupertino. Co zrobić, na taki wizerunek sobie zapracowali. Jednak co jakiś czas zdarzają się sytuacja taka jak ta,  w której Apple zdaje się przeczyć swojemu własnemu stereotypowi, podejmując bardzo dobrą dla konsumentów decyzję. Taka sytuacja ma miejsce właśnie teraz w przypadku Apple Card.

Reklama

Apple Card dostępne przez przeglądarkę. Także na PC

Kiedy Apple Card debiutowało rok temu, wielu twierdziło, że to właśnie ten produkt jak żaden inny przywiąże użytkowników do ekosystemu Apple. W końcu jeżeli ktoś już będzie miał kartę kredytową, którą może obsłużyć tylko i wyłącznie przez iPhone'a i która bez aplikacji Wallet jest niewiele warta, raczej nie zdecyduje się na przesiadkę na Androida. Można porzucić wygląd ikon, czy funkcje jak AirDrop, ale zmiana karty kredytowej to dużo poważniejsza decyzja, którą wiele osób będzie bało się podjąć. Dlatego też nieco zaskoczyła mnie informacja, że Apple udostępnia obsługę Apple Card przez przeglądarkę.


Ponieważ wersja przeglądarkowa posiada wszystkie niezbędne funkcje, od teraz z karty mogą korzystać nie tylko osoby posiadające iPhone'a. Dzięki niej możemy sprawdzić saldo, podejrzeć nasze wydatki, czy też opłacić rachunki. Jest to pierwsza taka sytuacja, w której Apple daje dostęp do karty osobom spoza ekosystemu.

Taki ruch ze strony Apple może zaskakiwać. Bądź nie

Oczywiście, pierwsza myślą, która przychodzi do głowy, jest taka: "Apple Card sprzedaje się źle, więc jest to ruch mający poszerzyć grupę osób, które mogą z niej skorzystać". Sprawdziłem - według Rona Shevlina Apple Card trafiło już do ponad 3 mln użytkowników (2.2 proc. dorosłych Amerykanów z kartą kredytową). Jak na mniej niż rok na rynku uznałbym to za wynik znakomity. Co więc skłoniło Apple do tak "wspaniałomyślnego" posunięcia? Moim zdaniem - chęć utrzymania sprzedaży iPhone'ów. Bo nie da się zaprzeczyć, że nawet w przypadku istnienia wersji przeglądarkowej, wciąż obsługa przez aplikację będzie wygodniejsza. Jeżeli więc ktoś spoza ekosystemu "skusi się" na Apple Card, chociażby dla posiadania tytanowej karty, to szybko dojdzie do wniosku, że do naprawdę komfortowego korzystania z niej potrzebny mu jest iPhone. iPhone ma mało sensu bez Macbooka, i tak dalej, i tak dalej...


W świecie biznesu nie jest to nowy zabieg. Przecież właśnie na takim podejściu swoją potęgę zbudowało Spotify - kiedy znosiło kolejne ograniczenia dla użytkowników bez konta premium, automatycznie rósł im wskaźnik osób, które zdecydowały się na subskrypcję. Także w tym szaleństwie jest moim zdaniem jak najbardziej metoda. Czy taka taktyka zadziała poza Stanami, tego nie wiem. Dowiemy się, gdy Apple jako jedna z firm, które najgłośniej mówi o globalizacji, wypuści kartę także u nas.

 

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama