Sam bardzo optymistycznie przyjąłem informacje o powstawaniu Android Go. Pomysł na oprogramowanie dostosowane do słabszych telefonów brzmiał genialnie i pokazywał, że Google rozumie problemy trapiące właśnie low-endy. Szkoda tylko, że na razie to wszystko przypomina wyjątkowo bolesne początki Android One.
Na razie Android Go to niespełnione obietnice i jeszcze tlące się nadzieje
Zalet kilka Android Go
W teorii Android Go miał być możliwie jak najlżejszą wersją systemu i ta trudna sztuka Google się udała. Trzeba przyznać, ze w tym oprogramowaniu nie natkniemy się na problemy z nadmiernym zużyciem RAM-u. Do tego zajmuje niewiele miejsca, za co należy się kolejny plus i wychodzi na to, że Amerykanie rozwiązali jeden problem. Super.
Gdyby tego było mało, na razie modele z Android Go są na bieżąco aktualizowane. W segmencie budżetowców to rzadko spotykana rzecz, więc tu ponownie punktują, zostawiając w tyle bardziej uznanych konkurentów, którzy na update’y muszą czekać znacznie dłużej. W pewnym sensie teraz dopiero spełniła się wizja budżetowych modeli z czystym Androidem i wsparciem od Google. Tym na początku miał być Android One, ale ta seria dopiero teraz odnalazła swoje miejsce na ziemi wśród Nokii i Xiaomi.
Doceniam również to, że firma postarała się o stworzenie dedykowanych aplikacji, także zoptymalizowanych pod kątem słabej specyfikacji. Po prostu tu wszystko stanowi zgraną całość. Moim zdaniem to strzał w dziesiątkę, ponieważ dzięki temu tanie telefony z Androidem idealnie trafiają w potrzeby mało wymagających użytkowników, których nieszczególnie interesuje pobieranie kolejnych programów ze Sklepu Play, a bardziej skupiają się na tym, aby wszystko działało bez zastrzeżeń.
Ciemna strona Android Go
W tym wszystkim delikatnie gorsze wrażenie pozostawia po sobie wygląd całości. Tu Google wymaga od producentów zachowania czystego wyglądu i nie bawienia się w żadne autorskie dodatki, co w sumie wychodzi na dobre. Brak nakładki oznacza tu szybsze działanie, a to wydaje się być kluczem wszystkiego. Jedynie Samsung zamierza bawić się w personalizację pod siebie, choć to nie zapowiada niczego dobrego.
Wcześniej pochwaliłem programy Go, ale można na nie ponarzekać z uwagi na pewne irytujące braki, o których informują użytkownicy. Mapy ciągle się odświeżają, aby nie zajmować zbyt dużo pamięci, a YouTube Go przypomina ubogiego krewnego swojego pełnoprawnego rodzeństwa. Po prostu Google miejscami poszło chyba na zbyt duże cięcia.
Do tego wszystkiego Android Go pozwala na stosowanie beznadziejnej specyfikacji. Tak, tu 512 MB czy 1 GB RAM są dopuszczalne, a do kompletu dodawane są słabe, czterordzeniowe procesory. Przynajmniej o tyle dobrze, że tu nie jesteśmy zmuszeni do wyboru układu z archaicznymi ARM Cortex A7, a pojawiają się także powoli modele z ARM Cortex A53. Rozdzielczość ekranu? Tu zaczyna się dobry kawał, ponieważ natkniemy się albo na 854 x 480 pikseli albo 960 x 480 pikseli.
Google odrobiło zadanie, producenci niekoniecznie
Teoretycznie firmy powinny się cieszyć. W praktyce jednak dosyć powoli wprowadzają budżetowce z Android Go, a do tego wszystkiego stosują w nich wyjątkowo kiepskie podzespoły, co dałoby się zaakceptować, gdyby kosztowały mniej. W dodatku wciąż mamy problem z ich dostępnością. Jeden z naszych Czytelników zamówił Nokię 2.1, ale nadal nie dostał konkretnej odpowiedzi na pytanie, kiedy urządzenie do niego trafi.
Mam nadzieję, że to wszystko to delikatny falstart Android Go i producenci zadbają o to, aby kolejne urządzenia były ciekawsze. Tu liczy się niższa cena oraz nieco ciekawsza specyfikacja. Nie oczekuję cudów, ale wolałbym zobaczyć coś lepszego i zdolnego konkurować z wciąż wzorowym Xiaomi Redmi 4A, które to kosztuje coraz mniej. Tu #XiaomiLepsze.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu