Felietony

Jednym słowem zdemolowałem analizę wydatków w swojej bankowości elektronicznej

Maciej Sikorski
Jednym słowem zdemolowałem analizę wydatków w swojej bankowości elektronicznej
47

Ponad tysiąc złotych wydanych na kino, teatr i muzeum. W jednym miesiącu. Analiza wydatków w bankowości elektronicznej wywołała u mnie spore zaskoczenie tą informacją. Owszem, przeznaczam pieniądze na te formy rozrywki, czasem jest to kilkaset złotych, ale do tysiąca droga daleka. Liczyłem więc na to, że mój cyfrowy asystent szybko pokaże gdzie i kiedy zaszalałem z wydatkami. Okazało się, że po prostu mamy inne poczucie humoru...

Analiza wydatków prawdę ci powie. Dlatego z niej nie korzystam. Po co się stresować widząc podsumowanie odpływu środków z konta, zastanawiać się, dlaczego usługa X kosztuje tyle, a rzecz Y tyle. Skoro zapłaciłem, to pewnie nie dało się zrobić inaczej, taniej. Do niedawna omijałem kartę z kolorowymi wykresami, gdy odwiedzałem swoje konto internetowe. Aż postanowiłem się przełamać i sprawdzić, jak asystent radzi sobie z klasyfikowaniem moich wydatków. Musze przyznać, że jest całkiem niezły - ja nie byłbym w stanie powiedzieć, ile wydałem na posiłki poza domem. On to wie. A dopiero co narzekałem na wszechwiedzę naszych smartfonów...

Jak najdalej od gotówki

Jestem chyba idealnym "obiektem" do analizy wydatków, bo preferuję płatności bezgotówkowe: albo przelewy albo karta. Niektórzy stwierdzą pewnie, że działam na swoją zgubę i podaję innym wrażliwe dane na swój temat, zachęcam wręcz do inwigilacji, lecz pozostaje mi rozłożyć ręce: stawiam na wygodę. Może ktoś użyje tego przeciw mnie, wyciągnie, że zużywam zastraszająco dużo tabletek do zmywarki i nadużywam cebuli, ale muszę z tym jakoś żyć. Zwłaszcza, że i tak zmierzamy w kierunku wyeliminowania gotówki z naszego życia. Nie nastąpi to za 5 czy 10 lat, jednak tych zmian raczej nie unikniemy.

Z racji omijania gotówki, mój asystent bankowości elektronicznej miał mnóstwo danych, które mógł uporządkować. Muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem, gdy już się przełamałem i zajrzałem do tych kolorowych wykresów. Dowiedziałem się, ile wydałem w ostatnich tygodniach na zakupy spożywcze, na "chemię", na zdrowie czy dom. Tu rubryka z kredytem, tam rachunki, tu wizyta w markecie budowlanym, tam zlecenia stałe. Cholera, bank wie, ile wydałem na piwo podczas jednej wizyty w barze. Fiu fiu. Aż tu nagle...

Analiza wydatków z zagwozdką

Przeglądam kolejne rubryki i nagle dowiaduję się, że na rozrywkę i edukację wydałem w ubiegłym miesiącu ponad tysiąc złotych. Na twarzy maluje się zdziwienie, bo nie uczestniczyłem w żadnym kursie, nie studiuję, nie chodzę do szkoły językowej, więc edukacja odpada. A zatem rozrywka. No i zgadza się - wspomniana suma jest przyporządkowana do podkategorii "kino, teatr, muzeum". Ale nadal nie wiem, jak mogłem wydać takie pieniądze. Niby jest ta karta Unlimited, Netflix, Spotify, niby chodzę na koncerty, byłem też na wystawie, lecz ta ostatnia była darmowa, a cała reszta z pewnością nie dała takiej sumy.

Nie klikam w wyjaśnienie, szukam w umyśle odpowiedzi, powtarzam już pod nosem "Mulder, to jest sprawa dla archiwum". No gdzie ja wydałem tego tysiaka? Na jakie kino? Demencja wygrywa, muszę poprosić asystenta o rozwiązanie tej zagadki. Na twarz szybo wraca uśmiech. Bo to nie ja roztrwoniłem sporą kasę na kino, lecz on nie zrozumiał żartu...

Magia tytułów przelewów

Mam taką przypadłość, że kombinuję z tytułami przelewów. Działam w myśl zasady "ile fabryka dała". A ta daje 140 znaków. Więc piszę. Tu krótki wierszyk, tam chińskie porzekadło ludowe, które właśnie powstało w mojej głowie, tu historyjka z wyimaginowanymi postaciami, tam cel zakupu, który musi wywoływać zdziwienie. Po co to robię? Bo mogę. Cały czas liczę na to, że ktoś w banku to jednak czyta i na chwilę odrywam go od nudnych tytułów. Chyba, że wszyscy tak robią i opowieść o chomiku na zakupach jest kwitowana ziewnięciem.

Tak się złożyło, że w jednym z tytułów przelewu pisałem o przyrodzie budzącej się do życia, okresie godowym szpaków i użyłem frazy "spektakl Matki Natury". Słowo "spektakl" wyprowadziło w pole mojego asystenta bankowości elektronicznej. Nie zrozumiał żartu, uznał, że to jednak teatr. Analiza wydatków legła w gruzach przez takie nieporozumienie. Już zaczynałem podziwiać tę namiastkę sztucznej inteligencji, już miałem stwierdzać, że takie rozwiązania pozbawią pracy tysiące ludzi, a tu taki klops. Kilka liter w nieodpowiednim miejscu i wykresy tracą sens. Miałem rację: lepiej odpuścić sobie śledzenie tych tabelek. Bo przecież nie zrezygnuję z zabawy tytułami...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

bankowość elektronicznabank