Nowy rodzaj sprzętów opartych na AI przedstawiany jest jako ten, który pogrzebie smartfony. Może niektórych rozczaruje, ale smartfony będą z nami na długo po tym, jak przypinki AI zostaną zapomniane.
Na naszych oczach rodzi następca smartfona. Równie zaawansowany, co niepotrzebny
Smartfony są z nami już od ponad 10 lat i póki co - wydaje się, że stanowią najbardziej dojrzałą (po laptopach), kategorię produktów. Każde odejście od znanej formy kończy się spektakularną klapą, a jedyne nowości, czyli składane urządzenia, stanowią niszę, która okazała być się dużo mniej rewolucyjna, niż wcześniej zakładano.
Polecamy na Geekweek: mObywatel otrzymuje dwa dokumenty. Dla kogo nowa funkcja?
Nie oznacza to, że firmy nie próbują przekonać nas, że mają receptę na pokonanie hegemonii telefonów. Tych recept widzieliśmy już kilka — od powrotu "dumb phone'ów" które miały nas oderwać od cyfrowego uzależnienia po urządzenia bazujące na asystentach głosowy, prezentujące głos jako lepszą formę interakcji.
Naturalnie, wraz z pojawieniem się na rynku rozwiązań AI, mamy na rynku szereg kolejnych przedsiębiorstw, które chcą nam powiedzieć, że "teraz to już na pewno, na 100 proc., absolutnie" skonstruowały coś, co jest lepsze niż smartfon.
Wszystkie te rozwiązania mają jedną wspólną cechę — nie działają tak dobrze jak smartfon
W krótkim czasie na rynku pojawiło się kilka marek urządzeń, w których główną rolę odgrywa AI. Mamy AI Pin czy Rabbit R1, a w sieci nietrudno trafić na porównania tych sprzętów ze sobą oraz, co oczywiste, z konkurencją w postaci smartfonów.
I w każdym z tych porównać, bez zaskoczenia, urządzenia AI okazują się lepsze. Ma to budować pozytywny marketing i przekonywać, że trzeba porzucić smartfony na rzecz nowych produktów. Problem jednak polega na tym, że nawet w super kontrolowanych przez producentów warunkach, ci muszą szyć te reklamy grubymi nićmi, żeby ich sprzęty okazały się lepsze. W większości tych porównań mówimy bowiem o super przystosowanym do rozwiązania przez głosowe AI problemie, a konkurencja zazwyczaj ma w tym wypadku ręce związane za plecami (jak tutaj, gdzie w smartfonie doliczyli czas... logowania się do ChatuGPT, co wytknęli komentujący).
Jednocześnie, wszyscy nabierają wody w usta, jeżeli tylko mowa jest o tym, czego taka przypinka nie będzie potrafiła (i nie mówię tu o tym, czego nie potrafi teraz, ale co jej konstrukcja uniemożliwia w ogóle). A mowa tu o wszystkim, co wymaga albo precyzji, albo jakiegokolwiek poziomu zabezpieczeń.
Napisanie maila? Życzę powodzenia ze sprawdzaniem pisowni i przecinków. Zalogowanie się do banku i zlecenie przelewu? W życiu nie zbliżyłbym czegokolwiek związanego z pieniędzmi do urządzenia obsługiwanego tylko głosem. Podobnie z obsługą smart home, a w szczególności elementów w jakikolwiek sposób wpływających na bezpieczeństwo domu/mieszkania.
Możliwość przeglądania sieci? Brak. Zaawansowane możliwości foto? Brak. Możliwość edycji zdjęci i wideo? Brak. Szereg "aplikacji" jest w ogóle nietransferowalny do formy takiej przypinki, jak np. aplikacja do biletów (czy to zwykłych, czy lotniczych), aplikacja przechowująca dokumenty czy jakiekolwiek mobilne gry - brak, brak, brak.
Dlaczego uważam, że takie sprzęty nie odniosą sukcesu? Dlatego że przez większość będą w takiej formie po prostu nieużywalne. Rozwiązania są dwa - albo próbować przepchnąć ideę "mniejszego uzależnienia od technologii", czyli to samo, co próbowano w przypadku powrotu do klasycznych telefonów (i co się nie udało), albo dodać do tego urządzenia wyświetlacz i klawiaturę ekranową, co sprawi, że... uwaga, wymyślimy smartfon na nowo.
I nie - nie uważam, że współczesny smartfon to magnum opus technologii i na pewno będzie się on zmieniał przez lata. Ale tak, jak na przestrzeni 100 lat samochody ciągle miały 4 koła, tak bazową koncepcją smartfona jest komunikacja z nim poprzez ekran dotykowy. I próba odejścia od tego skończy się tak samo, jak próba zamiany kół w aucie na płetwy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu