Gdyby ten rower elektryczny był kobietą, to jeździlibyśmy razem nad jezioro, słuchali Pink Floyd i patrzyli w gwiazdy. Potem oglądalibyśmy rzeczy na Netfliksie, lub pomknęlibyśmy do kina. Stalibyśmy w deszczu i patrzyli sobie w oczy. Drodzy Czytelnicy - rower elektryczny ADO A20F wzbudził we mnie "technologiczną miłość". Nie jest ona do końca łatwa, ale... która jest? Tu chodzi o uczucie, a tego jest tutaj co nie miara.
Test roweru elektrycznego to ostatnie, o czym bym pomyślał. Jak wspominałem w innym tekście na temat ADO A20F (a było ich dwa - ten jest trzeci), podsunął mi go Tomek Popielarczyk. I generalnie, bez przekonania wziąłem to urządzenie: sądziłem, że będę w stanie po prostu być człowiekiem leniwym jeszcze bardziej. Że ten rower elektryczny zwyczajnie spowoduje, że otrzymam na jakiś czas zabawkę, która uczyni moje członki jeszcze mniej ruchliwymi. Wyszło inaczej - wszystkie członki w moim ciele stały się nagle znacznie bardziej ruchliwe. ("członki", świntuchy - czyli "kończyny").
Jako fatbike, z bardzo szerokimi oponami o bardzo głębokim bieżniku - zdecydowanie nie jest sprzętem, który dotrzyma kroku szosówce. Chyba, że użyjesz 500-watowego silnika, który pomoże Ci się odepchnąć na rowerze. Generalnie istnieją dwa tryby: asysta (silnik elektryczny załączy się od 5 km/h i pomoże Ci pokonać pierwsze opory toczenia) oraz sterowanie manetką (tutaj silnik elektryczny będzie się odzywał na żądanie, z limitem prędkości lub z prędkością maksymalną). Bez grzebania w ustawieniach poszczególnych trybów działania roweru jest cztery (0-3). Można to zmienić i mieć 10 trybów.
ADO A20F - specyfikacja:
Czas ładowania: do 5 godzin
Bateria: 10,4 Ah
Przerzutki: 7-biegów, Shimano
Zasięg (wspomaganie/full-electric): 70 / 40 km (realnie: 50 / 20 km)
Vmax (blokada CE/odblokowany): 25 km/h / 40 km/h
Waga: 34 kilogramy (z baterią)
Wykonanie: Aluminium
Amortyzator: przód i pod siodełkiem
Oświetlenie: przód (sterowany przyciskiem) i tył (włączany manualnie, na obudowie lampki)
Wodoodporność: IPX5
Cena producenta:: 1059 dolarów
W zestawie:: Rower, pompka z przejściówką na mały i duży wentyl, instrukcja obsługi, zestaw kluczy, uchwyt na telefon, tylne światełko, ładowarka 230V
20-calowe koła z wysokim bieżnikiem i o konkretnej szerokości świetnie nadają się w teren. Pojedziesz po nich na piasku, na żwirze, po trawie, po lesie też (choć nie polecam). Offroad to żywioł ADO A20F, ale uważaj: jazda po błocie skończy się tym, że wjedzie Ci ono w bieżnik i trudno będzie się go pozbyć. Więc coś za coś. Producent: A Dece Oasis jednak pozycjonuje ten sprzęt jako środek lokomocji do miasta. W nim też sobie poradzi - jazda po chodniku ze wspomaganiem elektrycznym (lub całkiem "elektrycznie") jest naprawdę przyjemna. Rower co prawda wydaje dźwięk - silnikiem elektrycznym (charakterystyczny świst), a także specyficznymi kołami o bardzo wysokim bieżniku (jakby przelatywało stado szerszeni), ale generalnie nie mam z tym problemu.
Poza chodnikami, ADO A20F lubi też krawężniki, trawniki, nierówne trakty rowerowe, efekty konstruktorskiej głupoty i wszelkiej maści nierówności. Amortyzator z przodu jest bardzo dokładny, wybiera studzienki, dziury i wiele innych. Gorzej mu idzie z ogranicznikami prędkości, chociaż i tak jest w stanie przez nie przejechać "na pełnej prędkości". Wystarczy tylko stanąć na pedałach, bo amortyzator w siodełku tłumi uderzenia "tak sobie". Albo mam za duży zad.
7-stopniowe przerzutki działają wyśmienicie - szczególnie po regulacji. Zmiana biegów jest szybka i dokładna, tu nie ma miejsca na żadne błędy ze strony mechanizmu Shimano. Czuć, że wszystko zostało tutaj zestopniowane naprawdę mądrze i każdy bieg przydaje się, szczególnie gdy "prujesz" bez użycia silnika elektrycznego. To naprawdę ciekawe doświadczenie. W cenie 1059 dolarów (około 6 tysięcy w Polsce, biorąc pod uwagę cła, marże importerów, itp.) trudno jest znaleźć podobnie dobrą konstrukcję. Otrzymamy rower ze słabszym silnikiem i mniejszymi możliwościami - ADO A20F można nazwać w tej materii bezkonkurencyjnym.
Zaskoczyła mnie obecność portu USB na kierownicy - ten służy do naładowania baterii w telefonie. Ten można umieścić w uchwycie dołączonym do zestawu. Niesamowicie wygodne rozwiązanie, ale trudne do ogarnięcia teraz, gdy non stop pada i jest wilgotno. Nie mam wodoodpornego etui, więc próbowałem ładować telefon... w biurze. Nie jest to szybkie ładowanie - ale nie ma sensu oczekiwać tego od elektrycznego roweru. Nie po to on został stworzony. Na kierownicy, po prawej stronie przy manetce, znajduje się sterowanie przepustnicą. Pociągnięcie jej do siebie (jak w motorze), spowoduje że rower może wyjechać Wam spod tyłka. Początkowo, ta jest zablokowana w UE, jednak uruchamiając rower, wystarczy włączyć go z pociągniętą do końca "wajchą" oraz naciśniętym hamulcem po tej samej stronie i przytrzymać 10 sekund. Załapie.
Począwszy od kierownicy, przez ramę, koła, hamulce, przerzutki, a skończywszy na siodełku - wszystko sprawia wrażenie naprawdę dobrej jakości. Rower w kolorze czarnym wygląda schludnie, choć nie pasują tutaj białe litery z oznaczeniem modelowym. Burzą w jakiś dziwny sposób odbiór całości - ale ten rower ma jeździć, a nie wyglądać. Chociaż... w sumie niektórzy mogą zwracać na takie rzeczy uwagę. Ja nie zwracam, nie jestem estetą. Dołączone do zestawu klucze to po prostu klucze - nic wielkiego. Ładowarka jest ciężka i sprawia wrażenie solidnej. Jednak instrukcja obsługi w języku angielskim była tłumaczona translatorem z chińskiego na angielski. Są tam takie byki, że aż głowa boli. No, ale cóż - nic się nie dzieje.
Bateria ciężkozbrojna
10,4 Ah w akumulatorze powoduje, że ten do malutkich nie należy. Zamknięty w ciężkiej, metalowej obudowie kryje w sobie ciekawe rozwiązanie. Otóż, roweru nie uruchomimy, dopóki nie przekręcimy kluczyka "w stacyjce", która znajduje się na dole ramy. Miejsce bardzo niefortunne, ale cóż - osoby, które często jeżdżą tym rowerem i po prostu często wyciągają kluczyk - będą narzekać. Kluczykiem w tym miejscu trudno jest "trafić" i wkładanie tam grota jest po prostu upierdliwe. Z drugiej strony - rozumiem. Tak działa całkowite odcięcie zasilania. Warto wiedzieć, że owa stacyjka jest tak naprawdę ukryta... w baterii roweru. W obudowie tejże znajduje się ponadto blokada, która nie pozwoli jej wyciągnąć osobie postronnej. A kradzież takowej byłaby bardzo bolesna - akumulator zapasowy kosztuje około tysiąca złotych.
W baterii znajduje się ponadto port ładowania, który dzięki otworowi w ramie jest dostępny także po włożeniu jej do roweru. To bardzo ułatwia sprawę ładowania akumulatora - możesz zostawić sprzęt w garażu lub w piwnicy i ze sobą zabrać tylko baterię, jeżeli akurat we wcześniej wymienionych miejscach nie masz dostępu do gniazdka. A to przecież nie jest szczególnie rzadkie. W trybie w pełni elektrycznym rower przejedzie ok. 25 kilometrów, a na wspomaganiu da radę i 50 kilometrów. Niestety, nie są to wartości zbliżone do tego, co deklaruje producent. Albo po prostu ja jestem za ciężki. Niemniej, to wystarcza i w sumie nic więcej nie potrzeba, naprawdę.
Silnik elektryczny działa naprawdę żwawo - 500W to wcale nie jest dużo w tym kręgu i trzeba pamiętać o tym, że są konstrukcje, które oferują dostęp do motoru o mocy przekraczającej 2kW, a to już naprawdę sporo. ADO A20F rozpędzi Cię nawet do około 40 km/h w dobrych warunkach i przy okazji rozsądnej wagi. W moim przypadku jest to do 28/30 km/h, ale nie więcej - choć ograniczenie prędkości to właśnie 40 km/h, po odblokowaniu. Ze względu na przepisy UE i certyfikację CE, rower ma fabrycznie ustawioną blokadę na 25 km/h.
Jeździ się wygodnie, choć jest ciężki
34 kilogramy to naprawdę dużo. Tyle z baterią waży ADO A20F i tę wagę z pewnością odczujesz, gdy nie użyjesz elektrycznego motoru. Natomiast, gdy jedziesz ze wspomaganiem lub używasz tylko "elektryka" - rower zaczyna być leciutki jak piórko. Nie można go traktować jako kolarkę, bo ta zawsze będzie szybsza i żwawsza. Jazda bez użycia silnika elektrycznego natomiast jest już odrobinę ciężka i "czuć to w nogach". Kolega, który uwielbia bawić się rowerami mówi, że jest on idealny w teren do "manualnego kręcenia", natomiast silnik elektryczny może zostać użyty do powrotu do domu, kiedy nasze nogi są już porządnie zmęczone.
Rower pozwala na naprawdę wiele. Przednie światło jest włączane z przycisku znajdującego się po lewej stronie kierownicy. Niżej znajduje się przycisk klaksonu, który jest bardzo, bardzo głośny. Wyżej, w zasięgu wzroku rowerzysty znajduje się podświetlany wyświetlacz, który obsługujemy trzema przyciskami. Jeden z nich służy do włączania całości. Warto wspomnieć o tym, że całość jest wodoodporna zgodnie z certyfikatem IPX5 - sprawdzone i rzeczywiście tak jest. Przednie światło LED jest naprawdę jasne i po prostu spełnia swoje zadanie: oświetla drogę skutecznie, a także pozwala na rozpoznanie nas na drodze. Światło tylne jest włączane już przyciskiem na obudowie lampki (najbezpieczniej jest zejść z roweru i je włączyć), może migotać, świecić ciągle, albo spełniać rolę odblasku. Tu nie mam uwag.
Tarczowe hamulce z przodu i z tyłu są "wygodne" - łatwo je wyczuć i doskonale są w stanie ogarnąć taką bestię jak ADO A20F. Trzeba tutaj pochwalić twórców konstrukcji - zresztą efektywne hamulce są tutaj naprawdę potrzebne, chociażby z uwagi na wagę oraz możliwości sprzętu. Szerokie, terenowe koła niestety nie nadają się jednak do skręcania w sposób gwałtowny - trzeba o tym pamiętać: w przeciwnym wypadku możemy się albo wyłożyć, albo nawet przelecieć przez kierownicę.
Nie ma róży bez kolców, ten rower ma niewielkie wady
Zaślepka portu USB w rowerze jest jakby "wciśnięta na siłę" i trudno ją otworzyć. Miejsce na baterie jest cholernie niefortunne, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie go w innym miejscu. Nie jest to może najlepsza metoda zapewnienia takiej funkcjonalności, ale nie znam lepszej. Oznaczenia producenta na rowerze trochę burzą odbiór całej konstrukcji. Na plus mogę zaliczyć możliwość złożenia "na pół" sprzętu, a także złożenia kierownicy, dzięki czemu ten zajmie mniej miejsca w samochodzie. Składając rower, odsłaniamy również miejsce na akumulator oraz jego port odpowiadający za rozesłanie prądu po całym urządzeniu.
Pod siodełkiem znajduje się również "uchwyt", dzięki czemu ADO A20F jest łatwiej przenosić. Używając go, w sumie i tak trudno jest nosić to urządzenie. Muszę jednak oddać rowerowi jedno: jest stworzony w taki sposób, by spełniał swoje zadanie bez szemrania. Ponadto, obcując z nim ma się wrażenie, że on nie kosztuje 1059 dolarów, lecz przynajmniej 2500. Naprawdę ciekawa, warta uwagi konstrukcja. To był mój najbardziej emocjonujący test od czasów Lumii 950.
Od 13 grudnia startuje promocja na rower ADO A20F! Na stronie producenta, kupisz go o 150 dolarów taniej. Ostateczna cena: 1059 dolarów! Możliwa wysyłka do Polski.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu