Internet

Przegraliśmy. Parlament Europejski przyjął tzw. "ACTA 2"

Jakub Szczęsny
Przegraliśmy. Parlament Europejski przyjął tzw. "ACTA 2"
107

Stało się. Parlament Europejski przyjął część poprawek do dyrektywy odnoszącej się do praw autorskich. Zapisy w dokumentach są niezwykle kontrowersyjne - internauci obawiają się niepotrzebnych obostrzeń w zakresie cytowania oraz filtrowania informacji.

W lipcu dyrektywa została odrzucona w całości - wtedy europarlamentarzyści nie byli przekonani do tych zapisów - głównie ze względu na naciski internautów zainteresowanych losem globalnej sieci. Wygląda jednak na to, że mimo niezadowolenia użytkowników internetu, lobby złożone m. in. z firm zajmujących się kwestią ochrony praw autorskich sukcesywnie wpływało na polityków w Parlamencie Europejskim.

Parlament Europejski nie rozumie jak działa internet. "ACTA 2" to na to doskonały dowód

Jednym z najbardziej kontrowersyjnych zapisów jest konieczność wprowadzenia filtrów dla treści: każdy usługodawca, który utrzymuje platformę, w ramach której użytkownicy mogą błyskawicznie dzielić się materiałami będzie musiał wdrożyć taki mechanizm. Jego rola ma być prosta: każda treść musi zostać sprawdzona pod kątem korzystania z dzieł innych autorów. Bodaj najbardziej charakterystycznym przykładem niebezpieczeństwa związanego z właśnie przegłosowanymi zmianami są... memy internetowe, które często korzystają z materiałów należących do innych twórców. Internauci obawiają się, że na mocy wprowadzonych przepisów, memy będą sukcesywnie usuwane.

Jeden ze zwolenników nowych przepisów, Alex Voss poprosił parlament o przyjęcie tej dyrektywy ze względu na konieczność oddania większej kontroli wydawcom oraz twórcom. Natomiast Julia Reda ostro skrytykowała to wystąpienie, twierdząc, że Voss przeczy podstawowym założeniom demokracji: "przyjmijcie dyrektywę, a na rozmowy czas będzie potem".

Dyrektywa ma przeciwdziałać "treściom terrorystycznym"

Kolejnym "podejrzanym" zapisem jest konieczność wprowadzenia automatycznych filtrów wycelowanych w tzw. "treści terrorystyczne". Każdy właściciel strony internetowej, który umożliwia umieszczanie treści przez użytkowników musi w ciągu godziny zareagować na każdy tego typu incydent - inaczej będzie musiał liczyć się z wysoką karą finansową. W praktyce może to dotyczyć właściwie wszystkich mediów: od społecznościówek, aż po bardzo małe blogi np. z możliwością umieszczania komentarzy.

W zapisach nowej dyrektywy znajdują się także założenia odnoszące się do tzw. "podatku od linków", który nakłada na redystrybutorów treści - (np. Google w sekcji News) konieczność opłacania specjalnego podatku związanego właśnie z tym typem aktywności. Jak wynika z informacji np. z Hiszpanii, wprowadzenie "podatku od linków" okazało się katastrofą - tamtejsi użytkownicy musieli wkrótce pogodzić się z zamknięciem kanału Google News.

W lipcu dyrektywa została odrzucona w całości - wtedy europarlamentarzyści nie byli przekonani do tych zapisów - głównie ze względu na naciski internautów zainteresowanych losem globalnej sieci. Wygląda jednak na to, że mimo niezadowolenia użytkowników internetu, lobby złożone m. in. z firm zajmujących się kwestią ochrony praw autorskich sukcesywnie wpływało na polityków w Parlamencie Europejskim.

Parlament Europejski nie rozumie jak działa internet. "ACTA 2" to na to doskonały dowód

Jednym z najbardziej kontrowersyjnych zapisów jest konieczność wprowadzenia filtrów dla treści: każdy usługodawca, który utrzymuje platformę, w ramach której użytkownicy mogą błyskawicznie dzielić się materiałami będzie musiał wdrożyć taki mechanizm. Jego rola ma być prosta: każda treść musi zostać sprawdzona pod kątem korzystania z dzieł innych autorów. Bodaj najbardziej charakterystycznym przykładem niebezpieczeństwa związanego z właśnie przegłosowanymi zmianami są... memy internetowe, które często korzystają z materiałów należących do innych twórców. Internauci obawiają się, że na mocy wprowadzonych przepisów, memy będą sukcesywnie usuwane.

Jeden ze zwolenników nowych przepisów, Alex Voss poprosił parlament o przyjęcie tej dyrektywy ze względu na konieczność oddania większej kontroli wydawcom oraz twórcom. Natomiast Julia Reda ostro skrytykowała to wystąpienie, twierdząc, że Voss przeczy podstawowym założeniom demokracji: "przyjmijcie dyrektywę, a na rozmowy czas będzie potem".

Dyrektywa ma przeciwdziałać "treściom terrorystycznym"

Kolejnym "podejrzanym" zapisem jest konieczność wprowadzenia automatycznych filtrów wycelowanych w tzw. "treści terrorystyczne". Każdy właściciel strony internetowej, który umożliwia umieszczanie treści przez użytkowników musi w ciągu godziny zareagować na każdy tego typu incydent - inaczej będzie musiał liczyć się z wysoką karą finansową. W praktyce może to dotyczyć właściwie wszystkich mediów: od społecznościówek, aż po bardzo małe blogi np. z możliwością umieszczania komentarzy.

W zapisach nowej dyrektywy znajdują się także założenia odnoszące się do tzw. "podatku od linków", który nakłada na redystrybutorów treści - (np. Google w sekcji News) konieczność opłacania specjalnego podatku związanego właśnie z tym typem aktywności. Jak wynika z informacji np. z Hiszpanii, wprowadzenie "podatku od linków" okazało się katastrofą - tamtejsi użytkownicy musieli wkrótce pogodzić się z zamknięciem kanału Google News.

Jak głosowali polscy politycy?

Większość polityków Platformy Obywatelskiej była za wprowadzeniem nowych przepisów. Ten fakt szybko podchwyciła partia Prawo i Sprawiedliwość: Tomasz Poręba zareagował na Twitterze sugerując, że politycy partii opozycyjnej dokonali zamachu na wolność słowa, choć przecież sami uważają, że Polskę trawi polityka partii rządzącej, która jednoznacznie wpływa na jakość wolności wypowiedzi. Politolodzy wskazują, że dla PiS sprawa dyrektywy unijnej jest na tyle nieistotna, że mogli zagłosować nawet wbrew swoim przekonaniom po to, aby ustawić najgroźniejszego rywala w roli grupy przeciwnej wolności wypowiedzi w internecie.

Jak głosowali polscy politycy?

Większość polityków Platformy Obywatelskiej była za wprowadzeniem nowych przepisów. Ten fakt szybko podchwyciła partia Prawo i Sprawiedliwość: Tomasz Poręba zareagował na Twitterze sugerując, że politycy partii opozycyjnej dokonali zamachu na wolność słowa, choć przecież sami uważają, że Polskę trawi polityka partii rządzącej, która jednoznacznie wpływa na jakość wolności wypowiedzi. Politolodzy wskazują, że dla PiS sprawa dyrektywy unijnej jest na tyle nieistotna, że mogli zagłosować nawet wbrew swoim przekonaniom po to, aby ustawić najgroźniejszego rywala w roli grupy przeciwnej wolności wypowiedzi w internecie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu