Felietony

A Wy jak ograniczacie na co dzień Facebooka?

Tomasz Popielarczyk

Jestem dziennikarzem z wykształcenia, pasji i powo...

Reklama

Grzegorz ostatnio pisał, że Facebook jest mu coraz mniej potrzebny. Jakby się zastanowić, u mnie nie jest właściwie w ogóle potrzebny, a mimo to każde...

Grzegorz ostatnio pisał, że Facebook jest mu coraz mniej potrzebny. Jakby się zastanowić, u mnie nie jest właściwie w ogóle potrzebny, a mimo to każdego dnia poświęcam mu zdecydowanie za dużo czasu. Może to najwyższa pora, żeby wdrożyć jakieś rygorystyczne ograniczenia?

Reklama

Facebook przestał być mi niezbędny dokładnie w momencie, gdy organizacja pracy redakcji przeniosła się na Slacka. Wcześniej używaliśmy grup i sprawdzały się one średnio. Slack okazał się natomiast strzałem w dziesiątkę. Nie znaczy to jednak, że nagle zacząłem rzadziej odwiedza platformę Zuckerberga. Wręcz przeciwnie - przez ten cały czas, gdy Facebook był potrzebny "do pracy" zostały u mnie takie nawyki, że właściwie nie wyobrażam sobie dnia od przeglądu strumienia.

I to jest najgorsze, bo potrafi być niesamowitym zjadaczem czasu. Niczym zombie przesuwasz post za postem, ruszasz bezwiednie kciukiem i zanim dotrze do Ciebie, że czwarty raz dziś oglądasz te same posty, tracisz 20 minut. Te 30 minut mógłbyś wykorzystać na przeczytanie trzech artykułów z Pocketa albo rozdziału książki. Mógłbym też przygotować jakąś prostą notkę na Antyweba. I teraz dodajcie do siebie te wszystkie 10-20 minutowe przerwy na Facebooka. Mam kolegę, który monitorował ten czas za pomocą wtyczek do przeglądarki. Okazało się, że w ciągu całego dnia na karcie Facebooka spędził w sumie 4 godziny. A dodajcie do tego jeszcze aplikacje mobilne...


Dlatego coraz częściej chodzi za mną myśl, żeby Facebooka ograniczyć. Jest sporo rozwiązań, które mają w tym pomagać. Na Chrome możemy np. zainstalować StayFocusd, który blokuje wybrane witryny w określonych godzinach, dzięki czemu możemy się poświęcić po prostu pracy. Można też bardziej rygorystycznie - zablokować adres facebooka na routerze i dać sobie z nim całkowicie spokój. Pytanie, na ile takie rozwiązania są skuteczne.

To uzależnienie, nie bójmy się tego słowa, nie jest może samo w sobie jakoś szczególnie szkodliwe. Oczywiście zakładam tutaj, że użytkownik nie publikuje każdych 10 minut swojego życia na Facebooku w postaci zdjęcia/tekstu/wideo. Przecież przeglądanie kotków/memów/zdjęć znajomych nie prowadzi do spustoszenia organizmu (co najwyżej trochę ogłupia). Patrząc jednak na Facebooka przez bilans zysków i strat, można łatwo dojść do wniosku, że przez niego ucieka nam coś znacznie ważniejszego. A przynajmniej ja mam takie wrażenie.

Oczywiście do podobnych wniosków można dojść w przypadku Twittera, Instagrama czy Snapchata - wszystko zależy od tego, z czego najczęściej korzystać (tudzież przy czym najczęściej marnujecie czas). Do czego zmierzam? Ja jeszcze nie opracowałem "planu naprawczego", ale czuję coraz silniejszą potrzebę. Tutaj pojawia się moje pytanie do Was: jak ograniczacie social media? Czy stosujecie jakieś filtry, blokady czy inne narzędzia? A może silna wola i mocne postanowienie poprawy wystarczają? A może w ogóle się tym nie martwicie?

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama