Tydzień temu było o amerykańskich naukowcach, a tym razem poświecę trochę uwagi innym postaciom ubarwiającym naszą rzeczywistość. O ile jednak ci pier...
Tydzień temu było o amerykańskich naukowcach, a tym razem poświecę trochę uwagi innym postaciom ubarwiającym naszą rzeczywistość. O ile jednak ci pierwsi są zabawni (mam na myśli rzecz jasna pewien specyficzny odsetek całej grupy), o tyle w tym drugim przypadku trafiają się postaci tragiczne. To chyba tak dla równowagi w przyrodzie. Czepiam się bezpodstawnie? Raczej nie – zawsze trafią się jakieś analizy/prognozy, które można skwitować wyłącznie kręceniem głową i niedowierzaniem. Wystarczy wspomnieć o sprzedaży smartfonów z platformą BlackBerry 10.
Już na wstępie zaznaczę, że tekst nie jest wymierzony w sprzęt lub system operacyjny kanadyjskiej korporacji – to wyłącznie przykład. Równie dobrze w tym miejscu mogła się znaleźć Nokia, HTC albo Samsung. Apple też. Przejdźmy jednak to meritum – czym analitycy przykuli moją uwagę?
Osoby, które interesowały się w większym stopniu premierą nowego systemu korporacji BlackBerry (dawniej RIM) oraz ich nowych smartfonów, zapewne zetknęły się z prognozami sprzedaży tego sprzętu. Ja również na nie trafiłem i już wtedy wydały mi się trochę dziwne. Dlaczego dziwne? Bo wysokie. I znów: nie chodzi o to, że nie wierzę w ewentualny sukces tej firmy, ale jeżeli weźmie się pod uwagę większą ilość czynników, jakie mogą na tą sprzedaż wpływać, to trudno się spodziewać, by w pierwszym kwartale Kanadyjczycy sprzedali grubo ponad 1,5 mln swoich smartfonów. Wystarczy spojrzeć na Nokię i ich wyniki w ostatnich latach. Smartfony z OS Windows Phone są już na rynku relatywnie długo, a producent nadal ma poważne problemy z osiągnięciem dobrych wyników. Sytuacji nie ratuje ani wsparcie Microsoftu, ani ładowanie wielkich pieniędzy w reklamę.
W prognozach przewidujących wysoką sprzedaż (w porównaniu z wynikami sprzedaży flagowców Samsunga i Apple wyniki te wyglądają oczywiście dość ubogo, ale od czegoś trzeba zacząć) chyba nie wzięto pod uwagę tego, że na rynku znajduje się jeszcze kilku innych graczy, że presja ze strony iOS, a zwłaszcza Androida jest olbrzymia, że Windows Phone chce być numerem trzy. Analitycy nie zwrócili również uwagi na fakt, iż kwartał nie zaczyna się w marcu. Jeżeli sprzęt jest prezentowany pod koniec stycznia i będzie dostarczany na poszczególne rynki w lutym, to na dobrą sprawę zostaje zaledwie kilka tygodni na jego sprzedaż. Nie dwanaście, lecz 5-6. I to przy dobrych wiatrach.
Tych ostatnich zabrakło – na rynek amerykański sprzęt trafi dużo później niż wcześniej zakładano. Trudno powiedzieć czyja to wina, ale stało się. Takie sprawy ciężko przewidzieć, lecz można (a nawet należy) je brać pod uwagę. To nie pierwszy przypadek, gdy producent ma problemy z dostarczeniem sprzętu na rynek. Zdarza się to praktycznie wszystkim. Analitycy założyli jednak, że wszystko pójdzie jak po maśle: BlackBerry zaprezentuje smartfon, następnie firma pokaże reklamę sprzętu podczas Super Bowl i dostarczy model do sklepów, a dalej lawina ruszy i Amerykanie oszaleją na punkcie dwóch modeli z sąsiedniego kraju. Rzeczywistość potoczyła się inaczej i śmiało można powiedzieć, że pieniądze wydane na promocję podczas Super Bowl (i w całym tym okresie) to środki wyrzucone w błoto. Po miesiącu przecież nikt nie będzie o tym pamiętał.
Jasne, że z perspektywy czasu łatwo jest się wymądrzać i wytykać błędy, ale warto się zastanowić nad tym, czy analitycy, którzy nagle obniżają prognozy sprzedaży o ponad 80% (okazuje się, że BlackBerry nie sprzeda 1,75 mln, ale 300 tys. smartfonów) wcześniej przyłożyli się do swojej pracy i dobrze przemyśleli to, co opublikowali. W tym konkretnym przypadku nie popisała się firma Canaccord Genuity. Nazywanie ich czarną owcą byłoby niesprawiedliwe, bo znaleźć można też inne źródła, które wskazywały na dobrą sprzedaż BlackBerry w I kwartale i całkiem dobrą w skali całego roku (tej nie można jeszcze wykluczać, ale będzie o nią bardzo trudno). Zresztą, podobne przykłady "mniej trafionych prognoz" nie są czymś niespotykanym i rzadkim.
Nie można oczywiście stwierdzić w podsumowaniu, że całe zagadnienie (analizy, prognozy) to samo zło i najlepiej wyrugować te firmy z rynku. Niejednokrotnie można jednak dojść do wniosku, że niektóre ich produkty są po prostu słabe i wołają o pomstę do nieba. Jeżeli już ktoś się zabiera za tworzenie dokumentów, które mogą mieć poważny wpływ na losy danej korporacji, a nawet całej branży, to powinien jakoś "ogarniać" konkretne zagadnienie.
Źródła grafik: forum.worldoftanks.eu, technobuffalo.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu