Jakie proporcje są najlepsze dla ekranów w laptopie? Kiedyś było to 4:3, potem 16:9, a obecnie wyraźnie wracamy do bardziej kwadratowych wymiarów. Dlaczego?
Każdy chyba kojarzy, jak wyglądał tradycyjny monitor CRT. Nawet, jeżeli młodsi czytelnicy sami nie używali takowego, zapewne widzieli go na niezliczonej masie filmów o latach 90'tych i wczesnych 2000. Powiedzieć, że używanie tych starych monitorów względem dzisiejszych cudów techniki, z obrazem 4K, 144 Hz i niesamowitą wiernością w odwzorowaniu kolorów, będzie sporym niedopowiedzeniem. Jednak te starsze konstrukcje miały jedną rzecz, która zdefiniowała praktycznie całą generację, jeżeli chodzi o odbiór i konsumpcję multimediów - rozdzielczość 4:3. Ach, co to były za czasy, gdy wszystko co wyświetlaliśmy na ekranie mogło maksymalnie mieć 800x600 pikseli bądź, nieco później, 1024×768 piksele. Ba, nawet pierwsze ekrany LCD przecież również miały proporcje 4:3. "Rewolucja" nadeszła jednak nieco później.
Swego czasu 16:9 to było jak olśnienie
Pierwszą rzeczą, jaka miała proporcje 16:9 jeżeli chodzi o ekrany, był telewizor w pokoju rodziców. Jakoś wtedy też w telewizji zaczęły pojawiać się reklamy promujące "High Definition", które wtedy było pojmowane jako 720p. Na 1080p trzeba było jeszcze trochę poczekać. HD miało nie tylko pokazywać każdy szczegół (jak to śmiesznie brzmi dziś w odniesieniu do 720p) ale też - dawać bardziej immersyjny obraz dzięki nowym proporcjom, które miały lepiej oddawać to, co widzi ludzkie oko.
Od czasów, w których pojawiło się 16:9 minęło już nieco lat, standard się przyjął i producenci telewizorów, monitorów i laptopów skupili się głównie na tym, by upchnąć w nich coraz więcej pikseli - najpierw 1080p, potem - 4K. Smartfony też przecież najpierw były w 16:9, by płynnie przejść do 18:9, 19:9, aż do obecnego - 21:9. Mi osobiście 16:9 pasuje dosyć dobrze - pracuje na takim monitorze i nie mam absolutnie potrzeby, by go jakkolwiek zmieniać w kontekście proporcji. Jednak tryby postępu są nieubłagane i co jakiś czas musi pojawić się jakaś rewolucja, by nowy towar się sprzedawał. Tym razem taką rewolucją jest... powrót do 4:3.
Jeden krok do przodu, dwa wstecz, czyli wracamy do 4:3
Jeżeli ktoś w niedawnym czasie kupił topowy laptop, bardzo możliwe, że po ekranie 16:9 dziś już w przenośnych komputerach nie ma śladu. Ekrany rosną wzwyż, mając proporcje 16:10 bądź, jak w przypadku Microsoft Surface - 3:2 (15:10). Oczywiście - wciąż nie jest to stare 4:3, ale trend na powiększanie ekranu do takich proporcji jest wyraźnie widoczny. I jest to powiększanie przy aklamacji wszystkich recenzentów, którzy mówią o tym, o ile lepiej pracuje się, np. na dokumencie, mając więcej przestrzeni roboczej.
Nie policzę ile razy widziałem już grafiki chwalące nowe proporcje, które mają dawać "nawet 20 proc. więcej przestrzeni roboczej", myśląc sobie, że to wszystko przecież już było. Że to nie jest coś, co dostajemy, ale coś, co 15 lat temu zabrano nam, kiedy hurtem przechodziliśmy na 16:9.
I owszem - zgadzam się, że dla części osób wygodniejsze będzie pracować na ekranie o proporcjach innych niż 16:9. Pytanie tylko - gdzie były te osoby, kiedy cały świat przechodził w każdym możliwym aspekcie do tego standardu? Dlaczego wtedy nie podążano tymi samymi priorytetami co obecnie? Stopniowy powrót do bardziej kwadratowych wymiarów pokazuje, że nie zawsze trzeba ulegać nawet tym największym trendom. Kto wie, gdzie dziś byłyby laptopy biurowe, gdyby od początku trzymano się wytycznych mówiących, że nie warto pakować do nich 16:9, ponieważ nie jest to idealny format do pracy z dokumentami.
A wy - co uważacie o takiej zmianie? Potrzebna nowość, czy może marketingowy zabieg mający odróżnić nowy laptop od poprzedniego?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu