Słysząc "dron" większość z nas wyobraża sobie niewielką maszynę z kilkoma śmigłami. Przeznaczenie różne, zazwyczaj zabawa. Co ciekawe, jeszcze kilka lat temu słowo to kojarzyliśmy raczej z większymi jednostkami wykorzystywanymi przez armię. W obu przypadkach mamy do czynienia ze sprzętem latającym. Pisałem już jednak, że to nie jest reguła czy definicja - w wodzie czy na wodzie też znajdziemy drony. Jeden z nich robi wrażenie za sprawą swoich rozmiarów. To już statek. Tyle, że bez załogi...

Gdyby ktoś trafił na pokład tej maszyny pomyślałby pewnie, że to statek widmo. Albo plan jakiegoś filmu SF. Tymczasem jest jeszcze ciekawiej: mamy do czynienia z projektem amerykańskiej agencji DARPA. Nosi nazwę Anti-Submarine Warfare Continuous Trail Unmanned Vessel (ACTUV). Chodzi o stworzenie dużej jednostki nawodnej, w tym przypadku trimarana, który nie wymaga załogi. Pomysł realizowany jest od kilku lat, ostatnio okazało się, że projekt wchodzi w decydującą fazę testów. W kwietniu mają się rozpocząć eksperymenty na morzu, potrwają one kilkanaście miesięcy, jeśli zakończą się powodzeniem, to jeszcze w tej dekadzie jednostki tego typu mogą trafić do służby.
Wyobraźcie sobie trimaran o długości 40 metrów i wadze 140 ton, na którym nie uraczycie żywego ducha. Jest napęd i masa elektroniki, ale nie człowieka, który musiałby to obsługiwać (przynajmniej bezpośrednio). Sprzęt autonomiczny, można się przełączyć na sterowanie zdalne. Niczym dron latający, ale w tym przypadku mówimy o innej skali. Nie chodzi też o rejs, który miałby trwać kilkanaście godzin - taka maszyna wypływa z portu i przez długi czas znajduje się na wodzie, bo pozwala na to odpowiedni system zasilania.
ACTUV miałby być wykorzystywany m.in. do patrolowania akwenów, wykrywania jednostek podwodnych. Wykrywania, ale nie niszczenia. Z opisów wynika, że w zamyśle jest to jednostka nieuzbrojona - ma znaleźć okręt wroga i powiadomić znajdujące się w pobliżu jednostki własnej floty. Nie postawiłbym jednak pieniędzy na to, że taki stan się utrzyma: prędzej czy później ta maszyna zostanie pewnie uzbrojona, ewentualnie pojawi się inna wersja, która nie będzie wyłącznie zwiadowcą...
Jakie są zalety wykorzystania takiego trimarana? Najważniejszy to koszt użytkowania - w porównaniu z dużymi okrętami, które teraz mogą wykonywać te zadania, koszty są wręcz znikome. Brak załogi to większe bezpieczeństwo i zauważalne oszczędności. Jednostka staje się lżejsza, można ją lepiej zabezpieczyć, dłużej może przebywać na wodzie. A jeżeli wykryje niebezpieczeństwo, to na miejscu pewnie szybko mogą się pojawić jednostki, które "rozwiążą problem". Nie zdziwiłbym się, gdyby i to były drony: latające czy nurkujące.
Wpisuje się to w rozwój armii, o którym już wcześniej pisałem na AW - wtedy chodziło m.in. o zastępowanie myśliwców dronami. Czasem całymi ich chmarami. To tańsze, nie naraża się ludzi, można szybko uzupełniać straty. Czy rozwiązanie będzie równie skuteczne, jak te tradycyjne? To się okaże - po to wydawane są miliardy dolarów, by przyniosło to rezultaty. Ciekaw jestem czy za dekadę wspomniany trimaran będzie czymś naturalnym na wodach okalających Amerykę, a za dwie-trzy dekady amerykańska supremacja na morzu zacznie w naprawdę dużym stopniu opierać się o roboty...?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu