Felietony

217 mln funtów to cena prawdomówności w Google

Grzegorz Marczak
217 mln funtów to cena prawdomówności w Google
Reklama

Autorem artykułu jest Marcin Przasnyski z StockWatch.pl prowadzący również serwis VOD Vodeon.pl. Don’t be evil, kolorowe literki i wszyscy są szcz...

Autorem artykułu jest Marcin Przasnyski z StockWatch.pl prowadzący również serwis VOD Vodeon.pl.

Reklama

Don’t be evil, kolorowe literki i wszyscy są szczęśliwi, ale na zapleczu Google’a robi się gorąco. Brytyjskie służby podatkowe zacieśniają pętlę dochodzeniową wokół podatków internetowego giganta, który w samym tylko 2011 r. zapłacił w Wielkiej Brytanii tylko 7 mln funtów podatku zamiast 224 mln, udając że całą sprzedaż prowadzi z Irlandii. Za chwilę tropem Brytyjczyków mogą pójść kolejne kraje.

Oszczędności Google’a na podatkach w skali globalnej sięgają już 2 miliardów USD rocznie. Więc jest się po co schylić. Rządy żyjące z podatków zaczynają być jednak nerwowe, że omijają ich tak znaczne wpływy. Sprawa nie dotyczy tylko Google’a, bo w podobnej sytuacji jest Amazon czy Starbucks, które mimo wielu lat działalności w UK płacą niewiele albo nic. Jednak w wypadku Google’a sytuacja jest troszkę inna, bo powoli wychodzi na jaw seria kłamstewek, którymi obstawiła się firma aby skorzystać z ulg podatkowych. Jak napisał dzisiaj Reuters, już nie tylko księgowi i menedżerowie, ale również audytorzy z Ernst & Young są uwikłani w składanie nieprawdziwych oświadczeń co do szczegółów działalności firmy w Wielkiej Brytanii, a parlament nie zamierza odpuścić.

Rzecz się rozbija o to, czy Google prowadzi sprzedaż z terenu Anglii do angielskich podmiotów, bo jak dotąd twierdzi, że wszystko obsługiwane jest z Dublina, czyli transakcje są transgraniczne i dzięki temu opodatkowane w Irlandii. Przy czym też nie normalnie, ale w większości przepychane na Bermudy do raju podatkowego. Jak wyliczył Financial Times, do końca 2012 r. tą drogą poszło już blisko 10 mld dolarów. Tymczasem firma zatrudnia w Anglii 2000 osób, ma biuro w centrum Londynu i co z kolei sprawdzili dziennikarze Reutersa, co najmniej 150 osób zatrudnionych w Londynie podpisuje się w portalach społecznościowych funkcjami sprzedażowymi, podczas gdy na papierze podejmują tylko działania promocyjne i edukacyjne. Wątpliwości nie mają też przedstawiciele londyńskich agencji reklamowych, którzy jednoznacznie twierdzili w rozmowach z dziennikarzami, że dogadują się na miejscu, w Londynie, mimo że potem na fakturze drobnym druczkiem widnieje adres irlandzki.

Aby zrozumieć powagę sytuacji trzeba sobie uświadomić, że brytyjski system społeczny i podatkowy opiera się na dobrej wierze i zaufaniu. Jeżeli ktoś coś mówi, to zakłada się, że tak jest. Natomiast jeśli kłamstwo wyjdzie na jaw, delikwent jest skończony. No i będzie wstyd, bo zarówno wysocy rangą menedżerowie Google’a szli dotąd w zaparte twierdząc że w Londynie nic się nie sprzedaje, jak i potwierdzali to podczas styczniowego przesłuchania audytorzy, którzy – jak wczoraj pisał Reuters - mieli chodzić po biurze i sprawdzać, co naprawdę robią pracownicy. Teraz jednak zaczynają się dystansować i sugerują, że Google wprowadziło ich w błąd.

Cała wesoła kompania będzie więc ponownie zeznawać w brytyjskim Parlamencie. A pewnie rozeszłoby się po kościach, gdyby nie niedawne agresywne i drwiące wypowiedzi Erica Schmidta. Brytyjska prasa się wściekła po tym, jak szef Google wyśmiał pretensje o zaniżanie podatków, argumentując że tworzy w Anglii miejsca pracy, inwestuje w gospodarkę, a podatki płacą jego pracownicy. Schmidt próbował udowodnić, że działa w granicach prawa, a unikanie danin publicznych to w dzisiejszym świecie rzecz normalna.

To jasne, że wraz z globalizacją gospodarki będzie potrzeba globalnego uregulowania systemów podatkowych. W działalności internetowej nie ma żadnego znaczenia, skąd kupuje się usługę czy program, bo dociera do nas tak samo szybko niezależnie czy dostawca jest na innym kontynencie, czy kilometr stąd. Uporządkowanie tego to zadanie dla polityków. A Google lansujące się dotąd na wzór etyki i moralności, pokazało swoją prawdziwą twarz. Don’t be evil to nie to samo do Don’t be greedy.

Zdjęcie.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama