Przez lata nie za bardzo musieli się przejmować sprawami dotyczącymi ziemskich firm lotniczych. Jednak w ostatnim czasie starty kosmiczne stały się codziennością, która stworzyła nowe możliwości... Zarobku.

Niebawem może się w pewnym sensie otworzyć nowy etap podróży kosmicznych. Bynajmniej nie taki o jakim marzą właściciele firm przodujących w ekspansji kosmosu, czyli na przykład SpaceX. Loty w kosmos stały się już tak normalną sprawą, że nadeszła pora, aby je dopadły bardzo ziemskie realia.
Ziemski problem kosmicznych programów
Amerykańska Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) szykuje poważną zmianę w funkcjonowaniu branży kosmicznej. Już w przyszłym roku firmy wysyłające rakiety w kosmos mogą zostać obciążone nowymi opłatami za korzystanie z nieba, które dotychczas dzieliły z samolotami. Wszystko za sprawą projektu ustawy budżetowej, którą ujawnił senator Ted Cruz.
FAA od lat zmaga się z niedofinansowaniem, a komercyjny sektor kosmiczny rośnie w tempie, którego urzędnicy nie są w stanie dogonić. Dla porównania: w 2015 roku FAA wydała 11 licencji na starty i powroty rakiet, podczas gdy w 2024 roku było ich już aż 164, a prognozy na 2025 rok mówią o ponad 200 operacjach. Największym graczem jest oczywiście SpaceX, którego Falcon 9 niemal zdominował amerykański rynek startów.
Nowe przepisy przewidują stopniowe wprowadzenie opłat licencyjnych przez osiem lat, a następnie ich indeksację o inflację. Zebrane środki mają zasilić specjalny fundusz, z którego finansowana będzie działalność FAA w zakresie nadzoru nad komercyjnymi lotami kosmicznymi. W praktyce oznacza to, że firmy takie jak SpaceX, Blue Origin czy Rocket Lab będą musiały dorzucić się do utrzymania systemu, który pozwala im legalnie wysyłać rakiety w przestrzeń.
Co ciekawe, część firm z branży nie protestuje przeciwko nowym opłatom – zdają sobie sprawę, że bez sprawnie działającej FAA cały sektor utknie w biurokratycznym korku. Samo SpaceX nie skomentowało jeszcze propozycji, ale już w 2023 roku Elon Musk apelował o podwojenie liczby urzędników zajmujących się licencjonowaniem startów, bo procedury opóźniały realizację ich ambitnych planów.
Jedno jest pewne: bez dodatkowych środków FAA nie będzie w stanie nadążyć za tempem rozwoju kosmicznej gospodarki. Nowe opłaty mogą być więc koniecznym kompromisem – firmy płacą, ale w zamian dostają sprawniejsze procedury i większą przewidywalność. Co wcale nie jest takie nieistotne i z naszej perspektywy. W końcu chcemy, aby i Europa nie została w tyle, a obecnie – jak wielu – ESA opiera się na Falconie 9 SpaceX.
Źródło: arstechnica
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu