Zdalna Szkoła+ to świeży program od Ministerstwa Cyfryzacji którego celem jest niwelowanie cyfrowego wykluczenia. To odpowiedź na rosnące potrzeby rodzin, uczniów i nauczycieli. Dane wyglądają obiecującą, ale czy duża ilość zgłoszeń i wielkie sumy pieniędzy to zdrowy objaw?
W takich dodatnich (nie mylić z "dostatnich") czasach żyjemy, że wszystko musi mieć teraz „plus” w nazwie. O ile większość tych wszystkich „plusowych” działań uważam za polityczny bełkot i działania mające na celu kupowanie wyborców, tak ten ma dla mnie znamiona sensu i chyba nawet po cichu mu kibicuję. Mowa o Zdalna Szkoła+, która to jest odpowiedzią na cyfrowe wykluczenie ogromnej ilości uczniów.
Okres pandemii nie jest łatwy, szkoły podstawowe, licea, uczelnie wyższe prowadzą zajęcia w trybie zdalnym. Ogromna część dorosłych również pracuje zdalnie. No i tu jest zgrzyt. Często się zapomina się o tym, że wiele rodzin posiada np. tylko jeden komputer (o ile nie zero). No i jak tu rodzic ma pracować, a dziecko się uczyć? Co z rodzinami wielodzietnymi? Co z domami dziecka, które cierpią na chroniczne niedofinansowanie? To nie walenie w kogokolwiek, to realny problem z którym się zmagamy.
Zdalna Szkoła+ odpowiedzią
I tak dochodzimy do najnowszego programu Ministerstwa Cyfryzacji w ramach którego władze gmin mogą składać wnioski o dofinansowanie na zakup niezbędnego do funkcjonowania w ramach edukacji zdalnej, sprzętu komputerowego. Co bardzo ważne, złożenie wniosku to gwarancja otrzymanie pieniędzy – przynajmniej taki twierdzi ministerstwo.
Łączna pula pieniędzy przeznaczona w ramach Zdalna Szkoła+ wynosi ponad 180 milionów złotych, czyli teoretycznie jest z czego brać. Gminy mogą liczyć na wsparcie od 35 do 165 tysięcy złotych. Cały program ruszył w połowie maja. Zasadniczo działanie na pierwszy rzut oka wydaje się pozbawione większego sensu.
Zdalna Szkoła+ ma wspierać uczniów i nauczycieli w lekcjach online i taki program odpalany jest na sam koniec? Na szczęście tym razem, rząd wykazał się myśleniem w szerszej perspektywie i sprzęt zakupiony w ramach tej inicjatywy stanie się własnością szkół/gmin, które je zakupiły. To znaczy, że teraz komputery czy laptopy zostaną „wypożyczone” najbardziej potrzebującym, a po powrocie do normalnej edukacji zasilą bazę sprzętową szkół. Tym samym jakość wyposażenia i jego dostępność w ramach poszczególnych placówek powinna ulec poprawie.
Ministerstwo publikuje dane
Ministerstwo Cyfryzacji opublikowało dane na temat akcji, dotyczą one pierwszego tygodnia jej funkcjonowania. Z jednej strony można powiedzieć o niemałym sukcesie, jednak w tym wypadku ten „sukces” oznacza ogromne potrzeby naszej oświaty.
W zaledwie tydzień zgłosiło się ponad 1100 gmin. Większość wniosków jest już pozytywnie rozpatrzona, a suma pieniędzy na jakie opiewają wynosi ponad 50 milionów złotych. Te liczby chyba najlepiej obrazują skalę potrzeb. Za co ministerstwo płaci? Komputery i laptopy, oprogramowanie, a nawet mobilny dostęp do Internetu. Mówiąc krótko, za wszystko co niezbędne do zapewnienia możliwości uczestniczenia w zdalnych lekcjach.
A Wy co myślicie o tego typu działaniu? Nie chcę oceniać tego na zasadzie oceny danej partii politycznej, bo nie o to tutaj chodzi. Akcja ma pomóc najbardziej potrzebującym i zniwelować cyfrowe wykluczenie. Czy tego typu akcja realnie może pomóc? Miejmy na uwadze, że na jesień przewidywany jest nawrót koronawirusa i niewykluczone, że zdalna forma edukacji będzie kontynuowana również po wakacjach.
Źródło: Ministerstwo Cyfryzacji
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu