Felietony

Zastanawiam się, czy te wszystkie ograniczenia nie podchodzą już pod jakiś eksperyment społeczny polskiego rządu

Grzegorz Ułan
Zastanawiam się, czy te wszystkie ograniczenia nie podchodzą już pod jakiś eksperyment społeczny polskiego rządu
252

TL;DR - chwyćmy ich wszystkich za mordy i zobaczmy, na ile możemy sobie teraz pozwolić.

Jeszcze do niedawna szczytem inwigilacji i kontroli obywateli był system ocen w Chinach, jednak ostatnie tygodnie pokazują, że na dużo większą skalę, takie systemy mogą być wdrażane na całym świecie.

Jeżeli już w tym momencie zaczynacie się obawiać, że będę tu szerzył teorie spiskowe, to uspokajam - nie. Pandemia koronawirusa ma miejsce na całym świecie, to fakt i pomijam tu jak to się w ogóle mogło wydarzyć.

Zwyczajnie, chcę szerszym okiem spojrzeć na poczynania polskiego rządu od czasu jej ogłoszenia. W takim szerokim ujęciu, większość z Was z łatwością dostrzeże tu próby wciśnięcia wielkiego brata czy innego Orwella tylnymi drzwiami.

Zobaczmy najpierw w jakiej aktualnie pozycji względem obywateli jest teraz polski rząd (nie neguję zasadności obostrzeń). Zamknęli nas wszystkich w domach, pozamykali szkoły, kina, sklepy czy restauracje, zakazali zgromadzeń - nikt nie będzie więc protestował. Czyż to nie jest znakomity scenariusz do wprowadzenia na stałe pewnych rozwiązań, które w normalnych okolicznościach mogły by pozbawić władzy rządzących?

Od samego początku chwali się w miarę szybką reakcję polskiego rządu na rozprzestrzenianie się koronawirusa. Wprowadzane obostrzenia miały zahamować zachorowalność i zarażanie innych, jednak w niektórych z nich brakuje konsekwencji i często większego sensu, co budzi moje wątpliwości czy aby na pewno teraz chodzi tylko o samego koronawirusa, czy może jest to okazja do małych eksperymentów społecznych, by się przekonać, jak daleką mogą się w nich posunąć i z jakim efektem. Także w przyszłości.

Spójrzmy na ostatni pomysł rządu - aplikacja ProteGO, coś co w normalnych okolicznościach wywołałoby śmiech w społeczeństwie, w obecnym czasie psychozy strachu i obaw o życie swoich lub bliskich może zadziałać. Aplikacja, która według założeń Ministerstwa Cyfryzacji ma sprawować kontrolę nad rozprzestrzenianiem się chorób, również w przyszłości, nie będzie gromadzić ich danych, ani śledzić naszego położenia.

To tyle z założeń, ale aby uwierzyć w te założenia, sama aplikacja musi je spełniać, a tego nie robi. ProteGO ładnie wypunktował Informatyk Zakładowy, więc tylko zacytuje te punkty:

  • aplikacja nigdy nie spełni oczekiwań, bo warunkiem jej sukcesu jest instalacja na wszystkich telefonach komórkowych w Polsce, co się po prostu nie wydarzy
  • aplikacja nigdy nie zadziała jak należy, ponieważ telefony komórkowe (wszystkie, iPhone’y też) podczas stanu głębokiego uśpienia wyłączają moduł Bluetooth, co wyklucza ich wykrycie
  • aplikacja nigdy nie zadziała jak należy, bo na większości telefonów z Androidem – który ma w Polsce ponad 80% udziału rynku smartfonów – nie będzie działać w tle w sposób stabilny i niezawodny z powodów opisanych w niniejszym artykule
  • aplikacja powołuje się na przykład Singapuru i innych państw, jednak tworzy własny, unikalny protokół komunikacji, przez co jest skazana na odkrycie tych samych problemów, które inni już poznali i być może pokonali
  • aplikacja może zmniejszyć ostrożność użytkowników i prowokować do coraz bardziej ryzykownych zachowań, “bo przecież gdyby coś było nie tak to w aplikacji pojawiłby się jakiś alert”
  • w tego typu projektach odfiltrowanie złośliwego ruchu i zapobieganie fałszywym alertom jest bardzo, bardzo, BARDZO trudne zaś już pierwszy fałszywy lecz masowy alert może spowodować powszechną panikę lub (w najlepszym razie) zniszczyć zaufanie do aplikacji.

Po co więc wprowadzać teraz taką aplikację, która wiadomo, że nie spełni swoich założeń? Nieważne, ważne by jak najwięcej Polaków ją zainstalowało, później się pomyśli jak to wykorzystać. Wystarczy, że zainstaluje ją 25% społeczeństwa, a 10% jej później nie odinstaluje, to będzie właściwa baza do różnych eksperymentów.

Minister cyfryzacji Marek Zagórski:

Aby ten system zadziałał potrzeba kilku czynników. Po pierwsze – możliwie największej grupy użytkowników. Po drugie – społecznej solidarności i odpowiedzialności. Im więcej osób będzie z niej korzystało, tym więcej osób – w razie ewentualnego ryzyka - będzie świadoma zagrożenia, podejmie odpowiednie kroki, np. zastosuje kwarantannę. Do solidarności i odpowiedzialności społecznej odwołujemy się w przypadku osób, które dowiedzą się o swojej chorobie. To od ich reakcji zależy, ile innych osób uda się uchronić przez zarażeniem.

To nie jedyny pomysł na stworzenie siatki połączeń obywateli przy wykorzystaniu ich smartfonów. Dziennik Gazeta Prawna pisał wczoraj o nowych założeniach Tarczy Antykryzysowej, a w nich:

Na czas epidemii minister cyfryzacji będzie mógł zbierać od operatorów komórkowych dane lokalizacyjne użytkowników - i to nie tylko tych zakażonych czy objętych kwarantanną. Z kolei premier będzie mógł zażądać od telekomów danych, które uzna za niezbędne dla zwalczania koronawirusa. Takie regulacje znalazły się w projekcie nowelizacji tzw. Tarczy Antykryzysowej.

Brak zaufania do prawdziwych intencji polskiego rządu przy wprowadzaniu niektórych pomysłów czy ograniczeń w życiu publicznym wzbudza też brak konsekwencji i ich sensu.

Bo jaki sens ma nakazywanie rodzinne spacerowanie dwa metry od siebie, kiedy później w domu te same osoby śpią na przykład w jednym łóżku? Jaki sens miało nakazywanie wkładanie jednorazowych rękawiczek we wszystkich sklepach, które teraz fruwają nad polskimi ulicami, walają się po chodnikach i trawnikach, roznosząc dalej te ewentualne wirusy? Jaki sens miało wprowadzenia ograniczenia 5 osób na mszy w kościołach, z wyjątkiem Wielkanocy, kiedy to będzie mogło być 10 razy więcej osób, w ten dzień wirusy się nie będą roznosić?

Dlaczego w sytuacji, kiedy na rynku nie było maseczek wmawiano społeczeństwu, że są one tylko dla chorych (Czesi już dawno udowodnili, że to ma sens przy wszystkich obywatelach), a teraz kiedy zaczynają się pojawiać, rozważa się wprowadzenie nakazu ich noszenia?

W końcu, jaki sens było zamykanie lasów? Ludzie już tak są przestraszeni, że ustępują sobie wzajemnie miejsca na chodnikach, a czasem przechodzą na drugą stronę ulicy. Jadąc do lasu nie będą więc szukać skupisk ludności tylko ciszy, wytchnienia od siedzenia w domu i świeżego powietrza.

Ale nie, zamknijmy też im to, niech siedzą w domach, nie spotykają się, nie rozmawiają i nie wymieniają się poglądami. Będą to robić w sieci? Nie szkodzi, tu łatwo zakwalifikować to jako modny ostatnio fake news, jak z tym otwieraniem listów przez listonoszy - Facebook czy Google to pousuwają.

Nie twierdzę, że wszystkie obostrzenia i ograniczenia są złe (choć są niezgodne z konstytucją, ale kto by się teraz przejmował konstytucją, prawda?), ale wprowadzenie pomiędzy nich niektórych pomysłów wzbudza moje wątpliwości co do głoszonych wszem i wobec prawdziwych ich intencji.

Wydaje mi się, że za kilka miesięcy, kiedy to wszystko się już skończy, obudzimy się w całkiem nowej rzeczywistości, kiedy już niewiele rzeczy będzie takich samych i na wiele z nich będziemy patrzeć łagodniejszym niż dziś okiem. Bo będą wdrażane w imię naszego bezpieczeństwa, na które to przez tę pandemię jesteśmy teraz i będziemy w przyszłości mocno wyczuleni.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu