Od zachwytu do rozczarowania – GPT najpierw całkiem nieźle odtworzyło mój styl pisania, a następnie... no właśnie, spójrzcie sami na te bzdury.
Przez ponad 2 miesiące obecności Chatu GPT a rynku zdążyliśmy zapytać bota niemalże o wszystko – od boga, przez przyszłość ludzkości aż po wizję buntu maszyn. Sztuczna inteligencja od Open AI radzi sobie z odpowiedziami lepiej niż Google, jednak czy jego wiedza jest wystarczająco obszerna, by opisać zwykłego Kowalskiego, jakim jestem… ja? Zapytałem, a odpowiedź była podwójnie zaskakująca.
Wybaczcie, od dziś zastępuje mnie GPT
GPT radzi sobie z najbardziej absurdalnymi zagadnieniami. Skoro z niego taki świetny pisarz, który bez problemu stworzy książkę czy opowiadanie, to czy będzie w stanie skopiować mój styl pisania? Sprawdziłem.
Wielokrotnie poprosiłem bota o wygenerowanie tekstu w swoim stylu, a z uwagi na fakt, że moje publikacje są dostępne w sieci, nie powinno być z tym problem. Nie myliłem się, choć nie zawsze było idealnie. Na początku trochę trudno było mi to oceniać – wszakże czytanie cudzego tekstu, stylizowanego na mój własny, to trochę dziwne doświadczenie. Im więcej jednak razy powtarzałem wyniki, tym lepiej bot odtwarzał elementy charakterystyczne i językowe naleciałości, których nawet nie byłem świadom. Dla ułatwienia prosiłem o zagadnienia związane z zagrożeniami ze strony sztucznej inteligencji, bo często miałem okazję poruszać ten temat. I choć na pierwszy rzut oka podobieństwa mogą być trudne do wychwycenia, to im bardziej zagłębiłem się w szczegóły budowy tekstu, tym mocniejsze było uczucie ekscytującego niepokoju. Bot używał podobnych wtrąceń i powtórzeń, a ja zacząłem zastanawiać się, czy faktycznie wizja utraty pracy przez zaawansowaną sztuczną inteligencję jest realna.
Żarty żartami, ale w takich przypadkach obawy środowisk nauczycielskich, odnośnie łamania praw autorskich, faktycznie wydają się uzasadnione. Nic nie stoi bowiem na przeszkodzie, by wygenerować tekst w stylu znanego pisarza czy publicysty i opublikowania pod własnym nazwiskiem. Choć oczywiście nie ma tutaj mowy o stuprocentowym odtworzeniu stylu – bo czynnik ludzki jest w tym przypadku niezastąpiony – to niewprawione oko w codziennym pośpiechu najpewniej w ogóle nie zwróciłoby uwagi na ewentualne rozbieżności. Moje zachwyty skończyły się jednak po następnym pytaniu. Skoro GPT tak dobrze radzi sobie z kopiowaniem stylu pisma, to chyba nie powinien mieć problemu z opisaniem mnie w kilku zdaniach, co nie? Nic bardziej mylnego.
GPT to perfidny oszust
„Kim jest Patryk Koncewicz”. Wydawać by się mogło, że pytanie dość proste – nie jestem gwiazdą, celebrytą czy znanym politykiem, ale kilka podstawowych informacji o mnie można w sieci bez problemu znaleźć. GPT pomyślał kilka sekund, po czym na pewniaka wygenerował absolutne bzdury, trzymając się jednak bardzo rzeczowej – choć fałszywej – narracji.
Przyznam, że uśmiałem się podczas czytania wyssanych z palca faktów, które GPT wygenerował na mój temat. Początek jest ok, ale im dalej w las, tym więcej fantastyki. Dowiedziałem się bowiem, że studiowałem na Uniwersytecie Warszawskim, kończąc na nim kierunki z zakresu filozofii i marketingu. I tu owszem znajduje się ziarno prawdy, bo filozofię i marketing faktycznie na studiach miałem, ale na zupełnie innym kierunku i to nie na UW, a na Uniwersytecie Wrocławskim.
Copywiriting? Zgodę się. Publikacje w portalach branżowych? Owszem. Ale jakim cudem GPT wpadł na pomysł, że jestem autorem książki „Zmierzch Google” (która nie istnieje?) i „Marketingu internetowego dla bystrzaków” (tu chodziło prawdopodobnie o „Marketing dla bystrzaków” autorstwa Jeanette McMurtry)? Cóż, to nie wszystko. Bardzo mi miło, ale nie jestem żadnym laureatem nagrody Andrzeja Konrada z 2017 roku, bo po pierwsze dopiero kończyłem wtedy studia, a po drugie taka nagroda także nie istnieje.
Ktoś może stwierdzić, że Patryków Koncewiczów jest wiele, dlatego bot miał prawo do pomyłki. Poprawiłem więc zapytanie, by doprecyzować, że chodzi o Koncewicza z Antyweb. Czy to coś zmieniło? Nope.
Wciąż jestem absolwentem UW i laureatem jakże prestiżowej nagrody Konrada. W międzyczasie dowiedziałem się też, że przewinąłem się przez „radio Józef”, byłem wydawcą w Onecie i redaktorem w Interii, choć oczywiście żadna z tych rzeczy nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Dopiero po kilkunastu próbach i notorycznym prostowaniu faktów GPT ograniczył się do krótkiej – ale trochę przekoloryzowanej – notki, przestając w końcu przekonywać mnie, że studiowałem w Warszawie.
Dlaczego więc GPT ściemnia z taką pewnością siebie? Cóż, mawia się, że modele językowe „halucynują”, tworząc prawdopodobny (w swoim mniemaniu) scenariusz, nawet ze szczątkowych informacji, dodając swoje smaczki tak, by stworzyć iluzję wyczerpującej odpowiedzi. W tym przypadku może się to wydawać zabawne i nieszkodliwe. Problem polega jednak na tym, że GPT urasta do rangi wszechwiedzącego kumpla, który potrafi lepiej opowiadać na pytania, niż wielkie Google. Pamiętajmy, że uczniowie i studenci bardzo chętnie korzystają z niego do generowania prac naukowych i odrabiania lekcji, a ten przypadek pokazuje, że bardzo łatwo można naciąć się na z pozoru rzetelnie wyglądający tekst.
Jaki więc z tego wniosek? Jeśli faktycznie chcesz korzystać z GPT do przyspieszenia researchu czy wspomagania się przy tworzeniu publikacji, to lepiej 3 razy zweryfikuj informacje podane przez AI. Jeśli zaś wychwycisz kłamstwo, to nie bój się powiedzieć o tym botowi wprost, każąc mu poprawić wynik w oparciu o fakty. To bowiem użytkownicy są w pewnym sensie odpowiedzialni za szkolenie bota, który z każdym kolejnym poleceniem staje się „mądrzejszy”. Poza tym polecam też z czystej ciekawości zapytać bota o opisanie Was samych. Być może okaże się, że tak jak ja nie otrzymaliście jeszcze nagrody, lub macie prawo ubiegać się o dyplom z uczelni, na której Wasza stopa nigdy nie stanęła.
Stock image from Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu