Felietony

Zaprojektowano w Chinach, wykonano w USA - przygotujcie się na spore zmiany

Maciej Sikorski
Zaprojektowano w Chinach, wykonano w USA - przygotujcie się na spore zmiany
Reklama

Zachodnie firmy produkujące swój sprzęt w USA czy Europie są dzisiaj rzadkością (oczywiście mówimy o rynku elektroniki użytkowej, ale da się to zauważ...


Zachodnie firmy produkujące swój sprzęt w USA czy Europie są dzisiaj rzadkością (oczywiście mówimy o rynku elektroniki użytkowej, ale da się to zauważyć także w innych sektorach gospodarki). Na dobrą sprawę, nawet jeśli coś jest składane w Stanach zjednoczonych, Francji czy Kanadzie, to komponenty zazwyczaj pochodzą z Azji. Ten kontynent (a zwłaszcza Chiny) żyje już w naszej świadomości, jako wielka fabryka i magazyn, w którym wszystko znajdziemy. Ów obraz postanowiła zmienić firma Lenovo i dla odmiany przenieśli część produkcji do… USA.

Reklama

Gdy czytałem o nowej inwestycji Lenovo przypomniała mi się rozmowa prezydenta Obamy i Steve’a Jobsa. Na pytanie tego pierwszego, co należy zrobić, by iPhone był produkowany w USA, CEO Apple odpowiedział, że nie jest to możliwe i nie ma co liczyć na to, że kiedyś produkcja będzie przeniesiona do Ameryki. I jeśli dobrze się nad tym zastanowić, to trudno nie zgodzić się z Jobsem. Nie chodzi tu już o same koszty produkcji, ale także logistykę, możliwości wytwórcze i elastyczność. Ciężko wyobrazić sobie sytuację, w której przed prezentacją nowego smartfonu Apple nagle poważnie (!) zwiększane jest zatrudnienie w wielkich zakładach w Chicago czy gdzieś w Arizonie, a po kilku miesiącach ludzie ci są zwalniani i muszą czekać na premierę kolejnego sprzętu. To wręcz niewykonalne.

Zdają sobie z tego sprawę nie tylko firmy amerykańskie (Apple, HP cz Dell chyba nie produkują nic w USA), ale też europejskie. Najlepszym i najświeższym przykładem jest Nokia, która szybko zwinęła swoje zakłady na Starym Kontynencie i przeniosła je do Azji. Trzeba zatem przyznać Lenovo, iż potrafią robić niespodzianki, a ich decyzja o rozpoczęciu produkcji sprzętu w Stanach jest sporym zaskoczeniem. Dlaczego Chińczycy nagle zapragnęli umieszczać na swych produktach napis Made in USA?

Zacznijmy od tego, iż rozmiary owej produkcji nie będą powalające - firma zainwestuje jedynie 2 miliony dolarów w zakład w Karolinie Północnej. Zatrudnienie nie będzie duże – raptem sto kilkanaście osób, które zajmą się tworzeniem laptopów i desktopów. Sprzęt ma trafić do klientów korporacyjnych, szkół i urzędów w USA. Z pewnością nie będzie tego dużo – Lenovo nadal zamierza korzystać głównie z zakładów w Chinach i Meksyku. Po co zatem całą ta heca?


Z jednej strony można to oczywiście tłumaczyć kwestiami bezpieczeństwa – jakiś czas temu głośno zrobiło się na temat wirusów, które trafiały do USA z Chin w pakiecie z komputerem. Oprogramowanie zbierało informacje i było w stanie przesyłać je do Państwa Środka. Lenovo chciało się zatem odciąć od całej afery i pokazać, że ich sprzęt jest ok (wszak pochodzi ze Stanów).

Biznes biznesem, ale dla mnie ma to także wymiar symboliczny – Lenovo nie tylko chce lokalnie podnieść prestiż swojej marki, ale też utrzeć nosa konkurencji, która wyemigrowała do Chin, Wietnamu czy Malezji. Teraz będą mogli z dumą powiedzieć, że najpierw przejęli podupadający biznes IBM, a następnie powrócili z nim do korzeni. Nagle okaże się, iż najbardziej amerykańską firmą jest producent z Chin. Już od dawna mówi się o ekspansji Państwa Środka i jego nadchodzącej hegemonii, ale teraz nabiera to nowego znaczenia – za kilka dekad może się okazać, że sprzęt projektowany jest w Szanghaju, a jego produkcja odbywa się pod Los Angeles…

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama