Świat

A na światłach wygrałem z kimś w Ponga

Maciej Sikorski
A na światłach wygrałem z kimś w Ponga
Reklama

Co może robić pieszy czekający na światłach? Jeśli jest w grupie, zazwyczaj rozmawia, jeśli solo, to spogląda przed siebie, w ziemię, ewentualnie w ek...

Co może robić pieszy czekający na światłach? Jeśli jest w grupie, zazwyczaj rozmawia, jeśli solo, to spogląda przed siebie, w ziemię, ewentualnie w ekran telefonu. I czeka. Czasem to czekanie potrafi irytować, bo trwa naprawdę długo. Pojawił się projekt rodem z Niemiec, dzięki któremu przejścia dla pieszych mają się stać przyjemniejszym miejscem. Nie będę ukrywał, że ten pomysł wzbudził uśmiech na mojej twarzy.

Reklama

Rano trafiłem w Sieci na film prezentujący przejście dla pieszych, na którym można w dość ciekawy sposób spędzić kilkadziesiąt sekund oczekiwania na zielone światło - zobaczcie sami:

Niektórzy pewnie już na wstępie pokręcą nosem i stwierdzą, że to głupota, ale mnie pomysł zaintrygował. Zacząłem szperać i okazało się, że twórcy zbierają pieniądze na rozwijanie produktu. Co ciekawe, zaczęło się od filmu, który dwa lata temu umieścili na YouTube - przedstawili swój pomysł (nie mieli działającego sprzętu) i doczekał się on pozytywnych komentarzy w Sieci. Postanowili zatem pójść za ciosem, pracowali, szukali informacji i wsparcia, udało się przygotować prototyp, któremu nadano nazwę ActiWait. Teraz potrzebują kasy, by przejść na kolejny poziom. Problem polega na tym, że ze wsparciem jest na razie krucho - cel to kilkadziesiąt tysięcy euro, a do tej pory nie udało się zebrać nawet 500. Dodam, iż projekt nie wystartował dzisiaj, ale kilkanaście dni temu.

Na marginesie napiszę, że to pokazuje, jak zmienił się crowdfunding - dzisiaj serwisy tego typu są po prostu sklepami, w których kupuje się produkty z odległym terminem dostarczenia. ActiWait nie jest towarem skierowanym do indywidualnego klienta, więc nie doczekał się masowego wsparcia. Chociaż wpisuje się w ideę (bazową) finansowania społecznościowego. Jeżeli nie uda się zebrać pieniędzy tą drogą, to startup powinien szukać inwestora albo próbować zainteresować swoim rozwiązaniem władze miast. To chyba jedyne sposoby umożliwiające wypłynięcie.

Projekt nie jest oczywiście idealny, w trakcie czekania na światłach pograją dwie osoby, bo tak zostało to pomyślane. To jednak niezły sposób na nawiązanie kontaktu (krótkiego, ale zawsze) z innymi ludźmi. Nie zdziwiłbym się też, gdyby inni dopingowali osoby grające. Potrafię to sobie wyobrazić i głównie z tego powodu pomysł uznaję za intrygujący. Warto też wspomnieć, że twórcy nie chcą ograniczać się tylko do gry Pong - proponują, by ekrany były wykorzystywane jako nawigacja dla turystów albo sprzęt przekazujący wiedzę o ruchu drogowym skierowaną do najmłodszych. Zastosowań może być znacznie więcej i zdecydowanie wpisuje się to w ideę inteligentnego miasta. Kto wie, może projektem zainteresuje się jakiś większy gracz?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama