Felietony

Zaczarowany ołówek stał się faktem dzięki technologii druku 3D przeniesionej do specjalnego pióra

Jan Rybczyński
Zaczarowany ołówek stał się faktem dzięki technologii druku 3D przeniesionej do specjalnego pióra
Reklama

Kto pamięta animowany serial rysunkowy "Zaczarowany ołówek" stworzony przez Studio Małych Form Filmowych Se-ma-for? W bajce chłopiec o imieniu Piotrek...

Kto pamięta animowany serial rysunkowy "Zaczarowany ołówek" stworzony przez Studio Małych Form Filmowych Se-ma-for? W bajce chłopiec o imieniu Piotrek rysował zaczarowanym ołówkiem, a narysowane rzeczy materializowały się. Najwyraźniej założyciele projektu 3Doodler wpadli na podobny pomysł i stworzyli pierwszy, powiedzmy, długopis korzystający z takiej samej technologii jak drukarki 3D. Tym sposobem szkice wykonane na płaszczyźnie można później od niej oderwać, możliwe jest również szkicowanie trójwymiarowe, w powietrzu, tworząc bardziej skomplikowane kształty. Najważniejszy jest jednak stosunkowo nieduży koszt urządzenia.

Reklama

Druk 3D rozpala wyobraźnie nie tylko geeków. Fenomen tej nowej technologii polega na tym, że niemal każdy dostrzega nowe możliwości jakie niesie. Od wykonywania własnych prototypów, duplikowania przedmiotów, przez wymienianie się plikami przez internet, a następnie nadawanie im fizycznej formy, na drukowaniu domów czy organów kończąc. W raz z rozwojem technologii ograniczać nas będzie tylko wyobraźnia.


Mimo wszystko na razie realia są takie, że drukarki 3D kosztują nie mało i zajmują sporo miejsca. Dodatkowo, jeżeli sami chcemy coś stworzyć od zera, wymagają opanowania określonych narzędzi w postaci oprogramowania. To oznacza dość dużą barierę wejścia w świat druku 3D. Rozwiązaniem może być nowy projekt, który z miejsca podbił serca wielu osób, zbierając prawie pół miliona dolarów w i prawie dwudziestokrotność wymaganej kwoty w przeciągu zaledwie kilkunastu godzin. 3Doodler to urządzenie przypominające duży długopis, które pozwala odręcznie nanosić warstwy półpłynnego plastiku, który błyskawicznie zastyga. Nie potrzeba zatem nic więcej, aby rozpocząć tworzenie, co istotne, nic nie krępuje naszej kreatywności. Istotna jest również cena, pierwsze urządzenia na Kickstarterze można było nabyć za zaledwie 50 dolarów, obecnie limit na nie się wyczerpał i w tej chwili można stać się właścicielem 3Doodler za 75 dolarów, ale "zaczarowany długopis" naszych czasów rozchodzi się jak ciepłe bułeczki i za chwilę wyczerpie się jego i tak zwiększony limit, pozostawiając tylko droższe opcje.


Możliwości jakie daje tak proste urządzenie są zaskakujące. Co prawda nie wydrukujemy sobie perfekcyjnych kopii przedmiotów, ale swoboda tworzenia jest o wiele większa. Jednym z ciekawszych pomysłów zaprezentowanych przez twórców jest odrysowanie planów Wieży Eiffla, a następnie poskładanie jej w całość z tych płaskich, ale względnie sztywnych elementów. Inną możliwością jest łatwe ozdabianie już istniejących przedmiotów. Opcji jest naprawdę wiele.


Ktoś może powiedzieć, że to nic specjalnego, to po prostu pistolet na gorący klej w nowej formie. Ja myślę, że diabeł tkwi w szczegółach, to znaczy, że rysowanie w zasadzie w powietrzu jest zasługą plastiku, który stygnie i twardnieje niemal natychmiast po opuszczeniu urządzenia i jest to identyczne tworzywo co w przypadku wielu drukarek 3D. Bez tego tworzenie wielu fantastycznych rzeczy byłoby po prostu niemożliwe. Innym czynnikiem jest zapewne dobranie odpowiedniej prędkości podawania półpłynnego tworzywa. 3Doodler oferuje dwie prędkości, do szybszych szkicy i bardziej precyzyjnego cyzelowania detali. Innymi słowy, stworzenie takich samych rzeczy przy pomocy innej technologi jest po prostu niewykonalne.

Reklama

Jestem przekonany, że dopiero czeka nas wielki wybuch popularności wszelkiej maści gadżetów i urządzeń umożliwiających druk 3D. Jasnym jest, że powstanie więcej profesjonalnych rozwiązań, ale równocześnie będzie coraz więcej produktów dla zwykłego Kowalskiego, czy wręcz do zabawy, takich jak właśnie 3Doodler. Zapotrzebowania bez wątpienia istnieje.

Na 3Doodler natrafiłem w serwisie The Verge.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama