Felietony

Z powodu błędu część prywatnych zdjęć na Flickr było publicznie dostępnych - wygoda vs bezpieczeństwo

Jan Rybczyński
Z powodu błędu część prywatnych zdjęć na Flickr było publicznie dostępnych - wygoda vs bezpieczeństwo
Reklama

Wszystkie wpadki dotyczące bezpieczeństwa i ustawień prywatności bolą, zarówno użytkowników jak i serwis, który doświadczył błędu czy innego problemu....

Wszystkie wpadki dotyczące bezpieczeństwa i ustawień prywatności bolą, zarówno użytkowników jak i serwis, który doświadczył błędu czy innego problemu. Spośród wszystkich możliwych materiałów zwykłych użytkowników, a więc pomijam tu tajne informacje służbowe, które nie powinny ujrzeć światła dziennego, najbardziej destrukcyjne może być udostępnienie prywatnych zdjęć użytkownika. Niestety taką właśnie wpadkę zaliczył popularny serwis do przechowywania zdjęć należący do Yahoo - Flickr. Przez 20 dni, od 18 stycznia do 7 lutego z powodu błędu po stronie serwisu część prywatnych zdjęć została upubliczniona.

Reklama

Prywatne zdjęcia mogą narobić szczególnej szkody z kilku powodów. Przede wszystkim zwykle jest na nich nasz wizerunek. Nie trzeba wgryzać się w strony opisów i danych, wystarczy rzucić okiem, żeby zapamiętać daną osobę w krępującej sytuacji. Po drugie, zdjęcie, które raz trafi do publicznej sieci bardzo łato kopiować i powielać, w efekcie jego usunięcie może już nie być możliwe. To co dla jednych może być zabawną wpadką, dla innych może być przyczyną depresji czy powodem by targnąć się na własne życie. Osobną kwestią jest czy jest sens tak wrażliwe zdjęcia w ogóle wrzucać do sieci, nawet jako prywatne.

Flickr utrzymuje, że błąd dotyczył "bardzo małej" liczby osób i techniczna obsługa serwisu dołożyła wszelkich starań, żeby ten błąd usunąć. Dodatkowo omyłkowo upublicznione zdjęcia podobno nie były dostępne w wyszukiwarce, jedynie przez profil konkretnej osoby. Mimo wszystko 20 dni to jednak sporo czasu, tym bardziej, że Flickr nie poinformował o problemach z bezpieczeństwem i część użytkowników przez przypadek odkryła, że ich prywatne zdjęcia są widoczne dla wszystkich. Nawet wówczas kiedy ponownie próbowali uczynić zdjęcia prywatnymi, pozostawały publicznie widoczne. Jedynym wyjściem było ich skasowanie. Filckr broni się, że błąd dotyczył tak małej części użytkowników, że kontaktował się z nimi osobiście i nie umieszczał informacji na publicznym blogu. Cóż, wygląda na to, że nie wszyscy otrzymali taką informację.


Na tym jednak nie koniec problemów. Flickr, gdy wreszcie uporał się z problemem, zareagował być może nadgorliwie i uczynił wszystkie zdjęcia poszkodowanych użytkowników prywatnymi, również te, które do tej pory były w pełni świadomie publicznie dostępne. Wielu użytkowników którzy używali Flickra do umieszczania zdjęć na swoim blogu czy innej stornie nagle zostało pozbawionych wszystkich zdjęć na stronie. Co gorsze zwyczajne uczynienie ich publicznymi nie rozwiązuje problemu, bowiem w momencie ukrycia straciły one wszystkie publiczne ustawienia, takie jak opis czy swój adres. Dla osób, które miały setki zdjęć podpiętych na stronie oznacza to wiele dziesiątek a może stek godzin ponownego opisywania i podpinania zdjęć pod stronę, edytując każdy artykuł z osobna. The Verge podał przykład osoby prowadzącej bloga kulinarnego, która straciła wszystkie zdjęcia, a blog byłe jednym ze źródeł jej utrzymania. Niezadowoleni są również, co mnie nie dziwi, użytkownicy płatnych kont, którzy piszą na forum serwisu, że rozważają pozamykanie swoich kont.

Skaza na wizerunku serwisu jest tym mocniejsza, że zapewnia on swoich użytkowników, że ich zdjęcia są na Flick bezpieczne, a prywatność użytkowników jest dla serwisu bardzo ważna:

Your photos are safe with us.
Share photos only with the people you want to with our easy privacy settings. Flickr’s multiple-backed storage system makes sure you never lose another photo again.

The Verge zacytował wypowiedź fotografa Thomasa Hawka, według której na Flickr jest liczna społeczność amatorskiej pornografii, która dość starannie się ukrywa za ustawieniami prywatności. Jeśli zdjęcia takich osób zostało upublicznione i trafiły do znajomych czy pracodawcy, to mogą narobić sporo problemów.

Wpadka Flickr to kolejna okazja do debaty na temat bezpieczeństwa i prywatności w sieci. Ścierają się dwa przeciwstawne argumenty: bezpieczeństwo, którego tak naprawdę nikt na nie może zagwarantować oraz wygoda jaką daje trzymanie wszystkiego w sieci, w skład której wchodzą: dostępność ze wszystkich urządzeń, backup w razie kradzieży laptopa czy awarii dysku, łatwe udostępniane czy wreszcie automatyczne przesyłanie zdjęć z urządzeń mobilnych wprost do sieci, co umożliwia ich oglądanie na ekranie komputera bez wyciągania kabla czy w ogóle intencjonalnego przesyłania zdjęć z jednego miejsca w drugie.

Reklama

Chociaż zwracam sporo uwagi na prywatność, automatyczne przesyłanie zdjęć z telefonu do galerii Google+ stało się dla mnie tak wygodne, że godzę się z ryzykiem i akceptuje przesyłanie wszystkich swoich zdjęć na konto Google. W zasadzie to dla mnie obecnie jedna z najważniejszych i najbardziej ułatwiających życie usług. Inna sprawa, że nie mam na koncie zdjęć, które naprawdę mogłyby mi zaszkodzić, co najwyżej takie, którymi nie chce się publicznie chwalić. Problem mają zatem przede wszystkim Ci, którzy robią zdjęcia naprawdę prywatne. Nie trudno się domyślić, że konflikt między wygodą a prywatnością będzie tylko silniejszy z czasem i jak na razie nie widać oczywistego rozwiązania, mogącego pogodzić wygodę i bezpieczeństwo. Z doświadczenia wiem, że wykonywanie regularnych kopii bezpieczeństwa, szyfrowanie, zmienianie haseł, które są długie i losowe potrafi być naprawdę kłopotliwe i zabierać dużo czasu. Traktowanie bezpieczeństwa lekką ręką pochłania bez porównania mniej czasu. Może dożyjemy czasów, gdy wszystkie nasze dane będą szyfrowane, a dostęp do nich będzie dawał tylko sprzętowy klucz, który będzie akceptowany przez wszystkie urządzenia, również mobilne?

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama