Źle się dzieje na YouTube i tym razem nie chodzi o patologiczne treści, czy bezwartościowe materiały. Serwis już niedługo zaleją reklamy, których nie będziemy mogli pominąć. Wyobrażacie sobie oglądanie w całości zajawek musical.ly (czy tam Tik Tok)? Bo ja nie.
Na początku sierpnia sieć obiegła informacja, że serwis musical.ly będzie się teraz nazywał Tik Tok. Nikogo to przejęcie nie interesowało i teoretycznie niewiele osób korzystało w ogóle z tej platformy. Ale chyba każdy, kto regularnie korzysta z YouTube znał tę nazwę. I jestem pewien, że podobnie jak ja zdążył ją znienawidzić, bowiem platformę wideo od Google zalała wręcz fala reklam musical.ly. Teraz natomiast Tubka zaspamowana jest klipami informującymi o zmianie nazwy. Istnieje jednak jeden mechanizm, który ratuje życie i sam korzystam z niego regularnie - chodzi oczywiście o przycisk pominięcia materiału promocyjnego platformy muzycznej.
Przyzwyczajajmy się jednak powoli do tego, że możliwość pominięcia reklamy zostanie nam zabrana
Dogodzenie wszystkim nie jest możliwe i YouTube chciałby zrobić dobrze zarówno twórcom, którzy produkują zawartość dla serwisu, jak również widzom. Tym razem robi jednak przysługę pierwszej grupie, utrudniając niestety życie drugiej. Władze platformy ogłosiły właśnie, że wszyscy twórcy, którzy mają już włączony mechanizm monetyzacji (czyli zarabiania na reklamach), będą niedługo mogli uruchomić niepomijalne reklamy. Oznacza to, że jeśli właściciel kanału zdecyduje się zaryzykować, a co za tym idzie zarobić na wyświetleniach klipów promocyjnych więcej, będzie mógł pozbawić swoich widzów możliwości pominięcia reklamy - a te jak wiecie pojawiają się zarówno przed właściwym filmem, jak i w jego trakcie (przy dłuższych materiałach). Taka możliwość ma zostać oddana twórcom już w przyszłym tygodniu, choć trzeba się spodziewać, że nie wszyscy od razu ją otrzymają. Dodam, że opcję będzie można włączyć również na starszych materiałach, które umieszczono przed wprowadzeniem nowej formy wyświetlania treści reklamowych. Limit takiego klipu to na szczęście maksymalnie 20 sekund jednak trudno mi wyobrazić sobie, by widzowie byli na tyle cierpliwi by w powiedzmy 15 sekundzie nie wyłączyć uruchomionego klipu gdy reklamówka będzie irytująca (a tych jest cała masa). Nie po to przecież rezygnujemy z klasycznej telewizji na rzecz YT żeby oglądać reklamy, prawda?
Takie działania mają oczywiście na celu zachęcenie twórców do pozostania na YouTube, sporo mówi się bowiem ostatnio o migracjach i poszukiwaniach nowej platformy do umieszczania materiałów. Mowa o takich platformach, jak Steemit, DTube, czy na przykład Twitch, gdzie przeniosła się część growego YouTube - doskonałym przykładek jest tu Remigiusz "Rock" Maciaszek, który doskonale odnalazł się na platformie serwującej transmisje live.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu