Gry

Doom, Wolfenstein 2, a teraz Youngblood - mobilne granie w FPS-y jeszcze nigdy nie było tak fenomenalne

Artur Janczak
Doom, Wolfenstein 2, a teraz Youngblood - mobilne granie w FPS-y jeszcze nigdy nie było tak fenomenalne
Reklama

Jakiś czas temu odbyła się premiera Wolfenstein: Youngblood. Choć tytuł ten pojawił się na wszystkich głównych platformach, to mnie najbardziej ciekawiła wersja dla Nintendo Switch. Poprzednia odsłona oraz Doom udowodniły, że sprzęt wielkiego N nadaje się na tego typu projekty. Zastanawiałem się, czy studio Panic Button będzie w stanie wyciągnąć jeszcze więcej z tej konsoli. Dotychczasowe osiągnięcia zrobiły na mnie pozytywne wrażenie, ale nie byłbym sobą, gdybym nie liczył na jakąś niespodziankę. Porty dla maszyny Nintendo tego dewelopera były tworzone po premierach na PS4, XONE i PC. Tutaj jednak pierwszy raz udało się wydać wersję na Switcha równolegle z innymi. Czy dzięki temu Youngblood zyskał, a może stracił? Zaraz Wam wszystko opowiem.

Młode pokolenie wkracza do akcji

Wolfenstein: Youngblood pozwala graczowi wcielić się w córki Williama J. Blazkowicza — Sophie i Jessicę, które od najmłodszych lat były wychowywane do walki z nazistami. Gdy ich ojciec nagle znika, te postanawiają go odszukać. Choć przeszły intensywny trening pod okiem rodziców, to brakuje im doświadczenia w starciu z prawdziwym przeciwnikiem. Pierwsza misja mająca na celu zaznajomić gracza z mechaniką gry szybko pokazuje, że dziewczynom daleko do legendarnego Blazkowicza. Na szczęście, nie trzeba długo czekać, aż bohaterki odnajdą się w świecie zdominowanym przez nazistów. Zabijanie wrogów staje się rutyną, z której protagonistki czerpią wręcz chorą satysfakcję.

Reklama

Nie ma co ukrywać, te postaci są kiepsko napisane. O wiele lepiej wypadają członkowie francuskiego ruchu oporu, dla którego przyjdzie Wam pracować. Youngblood to dobry FPS z ciekawymi zmianami w serii, ale niestety kiepski Wolfenstein. Sophie i Jessica drażnią już od pierwszych minut, a z kolejnymi godzinami wcale nie jest lepiej. Na szczęście, najwięcej czasu zajmuje chodzenie po lokacjach, walka z żołnierzami, wielkimi robotami i wszystkim innym, co naziści w danym momencie dysponują. Rozgrywka jest na tyle przyjemna, że aż chce się brnąć dalej, o ile bawimy się w trybie offline, bo po sieci całość nie jest już taka kolorowa. Więcej jednak dowiecie się z recenzji Pawła (https://antyweb.pl/recenzja-wolfenstein-youngblood/), ja natomiast chcę poruszyć temat wersji na Nintendo Switch.

Panic Button nie zawiodło

Doom był dla mnie czymś niesamowitym. Zarówno na PC, jak i dużych konsolach gra prezentowała się wspaniale. Byłem strasznie ciekaw, jak ten tytuł zostanie zaadaptowany pod sprzęt, który nie został wyposażony w odpowiednio mocne podzespoły. Ku mojemu zdziwieniu, wyszło naprawdę dobrze, a kolejne łatki tylko poprawiły działanie tego portu. Potem nadszedł czas na Wolfenstein 2, który pod pewnymi względami był jeszcze bardziej wymagający. W tym przypadku Panic Button również nie zawiodło.

Oczywiście, nie udało się uzyskać stałych 30 FPS-ów, ale po premierze i tak gra działała lepiej niż Doom w podobnym czasie. Deweloper nie porzucił swojego dzieła i wypuścił kilka mocnych aktualizacji, dzięki którym udało się uzyskać jeszcze lepsze rezultaty. Nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził kolejnego produktu tego studia, który w przeciwieństwie do poprzednich był tworzony na równi z innymi wersjami. Youngblood może i nie wyznacza nowych standardów, ale jest zbiorem doświadczeń, które Panic Button zdobyło podczas prac nad wspomnianymi tytułami. W ten sposób udało się dostarczyć produkt, który jest najbliższy temu, co oferują duże konsole i PC.

Mobilny Wolfenstein

Część osób uważa, że tego typu projekty to nic innego, jak dema technologiczne, które dobrze się prezentują, ale nie ma sensu za bardzo w nie grać. Jestem zupełnie innego zdania. Wszystkie trzy FPS-y ukończyłem na Nintendo Switch i nie żałuję takiej decyzji. Choć wizualnie można zarzucić pewne uproszczenia, dynamiczną rozdzielczość czy rozmycie obrazu, tak przez większość czasu zabawa jest po prostu przyjemna. Deweloper w pełni przeniósł to, co oferują inne platformy na sprzęt z mniejszymi możliwościami. Nikt nie powinien się dziwić, że płynność została zredukowana o połowę, tekstury są niższej jakości, a pewne elementy pokazują się później niż na PC czy PS4.

Przed premierą pokazano, jak Wolfenstein: Youngblood prezentuje się w ruchu i można zaakceptować pewne ustępstwa lub po prostu nie kupić tego tytułu. W mojej opinii to obecnie najbardziej zaawansowany technologicznie produkt, który można dostać na Switchu. Gra może godnie stać obok innych produkcji i nie ma się czego wstydzić. Oferuje dynamiczną rozgrywkę, kilkanaście godzin zabawy i naprawdę dobrą optymalizację. Nie brakuje tutaj efektów cząsteczkowych, przykuwających wzrok animacji, wielu przeciwników na ekranie i jatki godnej Wolfensteina. Wszystko w hybrydowym wydaniu w zależności od potrzeb. Sam zdecydowałem się na zabawę mobilną, bo mniejszy obraz pozwala ukryć pewne niedoskonałości. W przypadku grania w docku jest lepiej, co dobitnie widać na dodanych tutaj screenach.

Nie ma róży bez kolców

Każdy, kto zdecyduje się na tę wersję, musi znać jej wady i zalety. Wizualnie prezentuje się świetnie, jak na Nintendo Switcha, ale w porównaniu z PC i resztą konsol wypada najgorzej. Nie oferuje 60 FPS-ów, momentami obraz jest mocno rozmyty, a pewne rzeczy doczytują się w locie. Mimo to, Wolfenstein: Youngblood jest najbardziej dopracowanym dziełem Panic Button i to widać. Wystarczy poświęcić grze więcej niż godzinę. Warto wspomnieć, że wersja ta doczekała się już technicznych usprawnień, więc w porównaniu z edycją premierową jedynie zyskała. Udało się wyeliminować dużo błędów w tym kilka związanych z audio, które mogłyby Wam przeszkadzać.

Deweloper nie zamierza porzucać tej edycji i zapowiedziano kolejne patche, które zmienią balans gry. Polecam zabawę solo, jeśli chcecie mieć częstsze checkpointy i nie zamierzacie przechodzić danych misji od nowa. Jeśli jednak postanowicie spróbować, to na ten moment mogę potwierdzić, że ludzie nadal w to grają i ze znalezieniem pary nie powinno być problemów. Tytuł ten kosztuje w okolicach 129zł i mówię tutaj o wersji Deluxe, gdzie otrzymujemy kod, dzięki któremu możemy zagrać ze znajomym, który nie posiada tej gry. Według mnie to naprawdę rozsądna cena. Jeśli szukacie czegoś dynamicznego z widokiem FPP, to powinniście być zadowoleni.

Reklama

Kto następny?

Ciężko znaleźć konkurenta dla takiego projektu jak Wolfenstein: Youngblood. Z obecnych mogę wymienić Fortnite czy Warframe, a z nadchodzących będzie to Wiedźmin 3. Tytuł Polaków ma szansę wyznaczyć nowe granice na Switchu, ale na razie królem jest produkt Panic Button. Jeśli nie przeszkadza Wam to, że jako Wolfenstein wypada średnio, ale to naprawdę udany FPS z lepiej zaprojektowanymi poziomami i ciekawym system rozwoju postaci, to nie powinniście się zawieść.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama