Nie od dzisiaj wiadomo, że Wielki Brat patrzy i zna każdy nasz ruch, nim go wykonamy oraz słowa, nim je wypowiemy. Niby nic nowego, temat wałkowany od...
Nie od dzisiaj wiadomo, że Wielki Brat patrzy i zna każdy nasz ruch, nim go wykonamy oraz słowa, nim je wypowiemy. Niby nic nowego, temat wałkowany od dziesięcioleci, a może i dłużej. Jednak za każdym razem, gdy trafi się na informację dotyczącą inwigilacji, to człowiek zaczyna się zastanawiać, czy ktoś nie obserwuje/kontroluje jego życia. Gdy trafi się na kilka takich doniesień w jednym czasie, to pojawiają się nerwowe reakcje, tworzenie teorii spiskowych i złość.
Kwestia wszelkiej maści inwigilacji została już zekranizowana, opisana i zbadana na milion sposobów. Właściwie do niczego to nie prowadzi, bo cały proces trudno odwrócić lub zahamować. Przez ostatnie 2-3 dni trafiłem na kilka newsów, które z jednej strony, trochę przerażają i dają do myślenia, ale z drugiej strony, są typowymi wiadomościami z cyklu ciekawostek - ludzie czytają i zapominają po kilku minutach. Podobnie będzie w przypadku tego tekstu, ale przynajmniej pokażę komu trzeba, że mam oko i ucho na pulsie...;)
Zacznijmy od projektu ARGUS-IS, czyli kolejnego dzieła amerykańskiej agencji DARPA. To kamera o rozdzielczości 1,8 Gpix (gigapiksela), która znajdzie się na pokładzie dronów przemieszczających się wysoko nad naszymi głowami. Największym atutem tego wynalazku jest to, że może śledzić ruch na ziemi z wysokości 6 km, co w praktyce oznacza, że trudno będzie dostrzec pojazd. O ile to w ogóle możliwe dla nieuzbrojonego oka. Jedna taka maszyna może jednocześnie monitorować kilkadziesiąt kilometrów kwadratowych i przekazywać obraz w czasie rzeczywistym.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=13BahrdkMU8#!
Operator takiego sprzętu będzie mógł jednoczenie śledzić setki ruchomych obiektów (ludzi, pojazdów) i to w całkiem niezłej rozdzielczości. Minusem całego systemu (to akurat przemawia na naszą korzyść) jest ilość materiałów generowanych przez kamerę – każda doba to kolejne 6 petabajtów danych. Twórcy przekonują oczywiście, że sprzęt będzie wykorzystywany jedynie w newralgicznych rejonach świata (np. w Afganistanie) dla utrzymania porządku, ale można założyć, że prędzej czy później pojawi się nad głowami mieszkańców miast, które trudno uznać za punkty zapalne.
Można mieć szpiega nad głową, można też na ręce. GPS jest dzisiaj czymś powszechnie stosowanym i cenionym przez miliony ludzi na świecie. Od czasu do czasu wypłynie jakaś afera ze śledzeniem użytkowników systemu, ale po kilku dniach/tygodniach robi się cicho i społeczeństwo zajmuje się innym tematem. Wszak w założeniu GPS ma nam pomagać, a nie przeszkadzać – przynosi więcej pożytku, niż szkód i tego się trzymamy. Z podobnego założenia wyszli urzędnicy w Indiach.
Zapewne spora część z Was słyszała o fali protestów, jaka przetoczyła się przez Indie w związku z brutalnym gwałtem na młodej kobiecie, którego dopuściło się 5 zwyrodnialców. W kraju zawrzało – ludzie domagają się nie tylko surowego ukarania winnych, ale też działań zwiększających poziom bezpieczeństwa na ulicach (wspomniana tragedia nie była wyjątkiem). Władze Indii wpadły więc na pomysł, by dostarczyć na rynek zegarki z GPS i kamerą wideo. Takie urządzenie miałoby kosztować kilkadziesiąt dolarów, ale to nie cena jest tu najważniejszą kwestią (choć to też temat do dyskusji). W razie zagrożenia zegarek wyśle SMSa (z lokalizacją) do bliskich lub na policję i nagra film.
Pomysłodawcy projektu są z niego dumni (znajdują się wśród nich "ludzie ze świecznika"), ale działaczki organizacji walczących o prawa kobiet nie podzielają ich optymizmu. Zwracają uwagę na fakt, iż policja raczej nie będzie reagować na sygnały z takich urządzeń, ponieważ dzisiaj bagatelizuje nawet doniesienia o już popełnionym przestępstwie. Zegarek raczej nie zmieni z dnia na dzień sposobu ich działania i myślenia. Jednocześnie warto mieć na uwadze, że taki sprzęt stałby się świetnym narzędziem do śledzenia noszących go kobiet. Nie jestem specjalistą i znawcą Indii, ale hinduskie kobiety zmagają się chyba z wieloma problemami, które dla Europejczyka wydają się abstrakcją. Jeżeli jeszcze założy im się na ręce wspomniane zegarki, to trudno przypuszczać, by były one wykorzystywane jedynie w słusznym i szczytnym celu…
Ostatnia kwestia dotyczy aplikacji Truth Teller stworzonej przez gazetę Washington Post. Program ma wyłapywać kłamstwa urzędników i polityków. Działa prawie w czasie rzeczywistym: nagranie wideo albo audio jest przetwarzane na tekst pisany, a następnie konfrontowane z bazą danych, w której znajduje się cała masa "materiału porównawczego". Jeżeli polityk skłamie, to aplikacja wyłapie owo mijanie się z prawdą i poinformuje o tym. Brzmi ciekawie? Chętnie widzielibyście to na rodzimym podwórku? Wiele osób odpowie pewnie twierdząco – sam jestem ciekaw, jak system sprawdziłby się w praktyce. Zawsze jednak jest jakieś "ale".
Stara mądrość ludowa głosi, że każdy kij ma dwa końce. Początkowo moglibyśmy stosować system do kontrolowania urzędników, ale z czasem zapewne zakres wykorzystywania aplikacji byłby rozszerzany i w efekcie przestalibyśmy się odzywać – każdy bałby się, że powie coś (albo po prostu nieświadomie palnie), co szybko zostanie zapisane i skonfrontowane z bazą danych. Podejrzewam, iż wiele osób ucichłoby z dnia na dzień. Nawet nie ze strachu przed wykryciem kłamstwa. Po prostu baliby się jakiejś wpadki, z której ktoś będzie się nabijał lub wykorzysta ją w niecnych celach. Zaczniemy żyć w ciszy z dronem nad głową i obrożą na nadgarstku…
Źródła zdjęć: pakalertpress.com, telegraph.co.uk
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu