Wiele osób zastanawia się, kiedy zobaczymy na naszym rynku młode azjatyckie, głównie chińskie, firmy produkujące sprzęt mobilny. Nie brakuje klientów,...
Wiele osób zastanawia się, kiedy zobaczymy na naszym rynku młode azjatyckie, głównie chińskie, firmy produkujące sprzęt mobilny. Nie brakuje klientów, którzy chętnie kupiliby oficjalnym kanałem smartfony Xiaomi, Meizu czy Oppo. Czekają na to osoby znudzone np. produktami Samsunga, czekają też duże firmy pokroju Nokii. Jaki biznes mają w tym Finowie? Gdy nie wiadomo o co chodzi... Tak, i tym razem sprawa dotyczy pieniędzy.
Pisałem wczoraj o prezentacji nowego produktu ZTE - firma zapowiedziała premierę i odwołała się w niej do wydarzenia organizowanego przez Meizu. Wspomniałem, że to trochę dziwna sytuacja, potwierdza, iż więksi gracze z Państwa Środka liczą się z tymi mniejszymi i obawiają się ich oferty. Meizu, Xiaomi czy Oppo coraz lepiej radzą sobie na rodzimym rynku, podgryzają dużych graczy, mają przy tym spore ambicje, więc mogą namieszać globalnie. Pisząc krótko: Samsung i Huawei, bójcie się o wyniki sprzedaży, bo młode tygrysy idą po waszych klientów. Tyle teoria.
W praktyce wschodzące gwiazdy mają pewien problem: brak portfolio patentowego. Z informacji, jakie pojawiły się w Sieci, wynika, iż kilka dużych firm (Microsoft, Nokia, Ericsson) szykuje już pozwy patentowe wymierzone w Xiaomi czy Meizu. Dlaczego wcześniej tego nie zrobiły, jeśli wspomniani gracze nie respektowali patentów? Wypada skazać dwa powody: po pierwsze, były to małe firmy, manufaktury, z którymi walka nie miała większego sensu i nie przyniosłaby realnych korzyści. Po drugie, firmy te działały w Chinach, a dochodzenie tam swoich racji... Korporacje walczyłyby z wiatrakami, wydały pieniądze, lecz nic by na tym nie zyskały. Teraz sytuacja ulega zmianie.
Manufaktury urosły, przekształciły się w spore firmy, ich marki stały się rozpoznawalne nie tylko na rodzimym rynku. Dobry czas na ekspansję. Właśnie na to czekają teraz europejscy i amerykańscy gracze: zapraszamy do Europy i USA, pozwy już wydrukowane. Tu widoczna staje się przewaga dużych chińskich producentów, starej gwardii: ZTE, Huawei oraz Lenovo. Ta ostatnia firma chroniona jest np. portfolio patentowym Motoroli/Google, posiadają też własne patenty. Odpowiednie tarcze mają również dwie pierwsze firmy. Nawet, jeśli nie posiadają praw do konkretnego rozwiązania, to mogą zaproponować europejskim graczom coś na wymianę: odstępujemy od wzajemnych opłat, bo tak będzie wygodniej. Co mają do zaoferowania mniejsi producenci? Pieniądze.
Jeżeli wschodzące gwiazdy chińskiego ryku zechcą zaistnieć w Europie czy USA, będą musiały przygotować się na opłaty licencyjne lub pozwy. W obu przypadkach konieczne będzie sięgnięcie do portfela. Co to oznacza w dłuższej perspektywie? Wzrost cen ich sprzętu. To nie Chiny, realia są inne, więc i ceny będą inne. Trudno stwierdzić, co zrobią mniejsi gracze: zaryzykują i wypłyną na szerokie wody czy pozostaną biznesem nastawionym na lokalny rynek? Pewnie wybiorą różne rozwiązania. Niektórych potencjalnych klientów z Europy czy USA te wieści nie ucieszą, ale warto pamiętać, że chodzi o interes zachodnich firm. Tym samym, raczej nie grozi nam zalew (oficjalny) elektroniki od chińskich producentów nowej fali.
Grafiki prezentują smartfony Xiaomi, Oppo i Vivo
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu