Oto nadszedł ten dzień. Oficjalnie poznaliśmy pierwszy gamingowy smartfon z logo Xiaomi, którego jednak stworzeniem zajmowała się w głównej mierze chińska firma Blackshark. Co przygotowano dokładnie?
Równie udany, co zapowiadający się na porażkę. Premiera Xiaomi Black Shark
Gamingowy dzień
Na temat Xiaomi Black Shark słyszymy już od kilku miesięcy. Powrót do gamingowych smartfonów zaczął się wraz z premierą Razer Phone, który okazał się nawet popularnym sprzętem i wypadł lepiej w statystykach sprzedaży niż oczekiwał sam producent. W tym przypadku jednak niebagatelny wpływ miało samo logo. W końcu mówimy o marce, która jest uwielbiana przez graczy i rzeczywiście cieszy się świetną opinią. Pomijając niektóre komentarze na temat ich wysokiej ceny.
Teraz do gry dołącza Xiaomi. Warto jednak zaznaczyć, że właśnie zaprezentowany model jest owocem współpracy dwóch firm: Xiaomi i Blackshark; które postanowiły stworzyć zupełnie nową linię urządzeń. Jestem ciekaw, co jeszcze ten duet dla nas szykuje. Teoretycznie nowość oferuje znakomitą specyfikację. Skoro mówimy o gamingowej propozycji, to powinno to być najważniejsze, jednak nie zapominajmy, że ten segment rynku dopiero się pojawił i trudno stwierdzić, czy w ogóle się rozwinie. Przyjrzyjmy się teraz bliżej jego konstrukcji.
Xiaomi Black Shark kontra reszta świata
Telefon został wyposażony w 5,99-calowy ekran IPS o rozdzielczości Full HD+ (2160 x 1080 pikseli, proporcje 18:9), który oferuje pokrycie palety barw DCI-P3 w 97%. Producent jednak nie pochwalił się już częstotliwością odświeżania obrazu. Razer Phone oferuje 120 Hz, co jest dostrzegalne w najnowszych tytułach, jednak na dobrą sprawę, nie każdy dostrzeże widoczną różnicę. Inna kwestia, że tego typu detale pozwoliły Chińczykom zmniejszyć cenę. Jedynie wspominają tu o tajemniczej technologii Pixelworks, która ma umożliwić inteligentną kompensację obrazu - ot, software'owy zamiennik.
Świetnie wygląda za to procesor. Zamontowany układ to Qualcomm Snapdragon 845 z grafiką Adreno 630, a uzupełnia je albo 6 GB RAM i 64 GB pamięci wbudowanej UFS, albo, odpowiednio, 8 oraz 128. Czy moglibyśmy chcieć czegoś więcej? Cóż, aktualnie nie znajdziemy nic mocniejszego, jednak pamiętajmy, że wydajne podzespoły to nie wszystko. Co więcej, zastosowano układ chłodzenia cieczą, choć sam pomysł nie jest w świecie smartfonów niczym odkrywczym. Firma pochwaliła się, że chwilach największego obciążenia pozwala obniżyć temperaturę procesor nawet o 8 stopni Celsjusza. Zobaczymy, jak będzie sobie radził w praktyce.
Z tyłu znajdziemy podwójny aparat: 12 Mpix z f/1.75 oraz 20 Mpix z f/2.2. Urządzenie dysponuje także dodatkowym klawiszem Shark One-touch, którym można szybko włączyć tryb nie przeszkadzać lub rozsunąć listę ze skrótami. Pod ekranem ujrzymy z kolei skaner linii papilarnych - może on również pełnić dodatkowe funkcje w trakcie rozgrywki. Świetnie prezentuje się także bateria o pojemności 4000 mAh.
Znacznie ciekawszą nowością jest sam pad. Waży 40 gram, można podłączyć go do dowolnego sprzętu za pomocą modułu Bluetooth i działa na jednym ładowaniu 30 godzin. Będzie działał z każdym telefonem z co najmniej Androidem 4.4 KitKat. Akcesorium to kosztuje 179 yuanów, czyli nieco poniżej 100 złotych, i akurat wydaje się być to najbardziej praktycznym dodatkiem dla gamingowych telefonów. Tego akurat zabrakło mi na premierze Razer Phone.
Tylko po co?
Jak przystało na pełnokrwisty gamingowy telefon, logo z tyłu się podświetla. Na zielono. Nie da się jednak ukryć, że Xiaomi Black Shark wygląda dosyć brzydko i wątpię, aby zjednał do siebie graczy. Po pierwsze nie oferuje szczególnego prestiżu. Mówimy tu o serii, która dopiero zadebiutowała i z pewnością zdecydują się na niego fani Xiaomi oraz poszukującego taniego telefonu do grania z Androidem. Po drugie chodzi o stylistykę. Rozumiem, że niektórzy styliści wyznają zasadę, że im bardziej krzykliwy będzie design, tym lepiej dotrze do grona graczy, ale moim zdaniem nie ma sensu tworzyć telefonów, które wyglądają jakby przeszły operację agrotuningu. Nie tędy droga.
Po trzecie chodzi o same gry na smartfony. W sumie dopiero ostatnio zaczęło się coś zmieniać za sprawą Fortnite oraz Player Unknown's Battleground, które doczekały się swoich wersji mobilnych oraz podobnych kopii prosto z Państwa Środka. Wątpię, aby ktoś kupował taki telefon tylko ze względu na gry. Nie oszukujmy się, ale tytuły na telefony cechują się sporymi uproszczeniami i mają działać na większości sprzętów - w końcu dlatego najprostsze zabijacze czasu cieszą się tak ogromną popularnością.
Gamingowy smartfon wymaga jeszcze dopracowania. Z pewnością pojawienie się kolejnego produktu z tej kategorii zmotywuje innych do zaoferowania czegoś podobnego, a sami użytkownicy z chęcią sprawdzą takie dziwadła. Czy jednak rynek tego potrzebuje? Zważywszy na specyfikę segmentu gamingowego, nie widzę szczególnych szans na sukces Xiaomi Black Shark, chyba że firmy stworzą nową usługę z tytułami, wykorzystujący ogromny potencjał techniczny. Na razie to sztuka dla sztuki.
źródło: Xiaomi
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu