Felietony

Zamiast wrócić do biur, wolą się zwolnić. Dla nich praca może być tylko zdalna

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

81

Na pewno są tacy ludzie, którzy operują na rynku pracownika. Gdzie to rekruterzy zabijają się o specjalistów, gdzie robotę zmienia się średnio co dwa, trzy lata. Benefity, owocowe czwartki, poniedziałki, multikoks i karnety na skoki ze spadochronem. Tam ludzie czasami wolą rzucić papierami, niż wrócić do biura. Trochę rozumiem, a trochę ostrzegam.

O takicm przypadku pisze Bloomberg w swoim tekście. Bohaterka wpisu działała w sektorze badawczym i pracowała na danych. W trakcie rekrutacji, gdzie załapała się do pracy - pracodawca obiecał jej absolutnie zdalny model wykonywania obowiązków. W domku, w piżamce, z gromadką dzieci - laptop, kawa, niepościelone łóżko. Kto Ci zabroni?

Ostatecznie okazało się, że obietnice zostały wysunięte do niej na wyrost. Może rekruter nakłamał w trakcie procesu? A może pracodawca zmienił "na szybko" zdanie odnośnie pracy zdalnej? Nie wiadomo. Ale bohaterkę mieszkającą w Georgii, zwyczajnie skłoniło to do rzucenia papierami. Koniec, nie ma pracownika. Złamano obietnicę pochodzącą z procesu rekrutacji. Oczywiście to jedynie słowa bohaterki wpisu, ale... cóż. Takie rzeczy się zdarzają.

To tylko jeden przypadek opisany przez Bloomberga. Nie znamy więc pełnej skali zjawiska rzucania papierami wśród pracowników przywiązanych do pracy zdalnej. Niemniej sam znam takie przypadki. Mówię serio.

Czytaj również: Nie, bohaterka postapokaliptycznej gry nie musi wyglądać jak top modelka

Rzut papierami. Praca zdalna już nie przywilejem, a prawem nie do ubicia

Szeroko pojęta branża IT obejmująca media, agencje kreatywne, software house'y to mój zawodowy dom i stamtąd czerpię historie, anegdoty i przemyślenia dotyczące sytuacji w nich. Wiadomo, jak jest w niektórych firmach tworzących oprogramowanie. Lista benefitów, wysokie zarobki, smarowanie pracowniczych tyłków miodem. Tutaj zupełnie "no offence". W tym sektorze walka o pracownika jest jak hybryda Mortal Kombat z Resident Evil. Trzeba być gibkim, sprytnym, uniwersalnym by dobrze rekrutować specjalistów do software house'u. Potrafią to tylko nieliczni.

Uwaga, uwaga - dopiero teraz wspominam o pandemii! To właśnie ona wymusiła wytworzenie (nierzadko na szybko) procesów, które pozwalają na sprawną pracę zdalną. Będę posiłkował się branżą software'ową, bo w niej działam. I tutaj (oraz zapewne w innych branżach) jest tak, że możliwość pracy zdalnej dla niemal wszystkich zależy od tego, jak działa "system naczyń połączonych". Sprawne zarządzanie po stronie HR-u oraz office managementu pozwala zaopatrzyć pracowników w sprzęt do pracy. Programiści oraz osoby odpowiedzialne za QA, muszą mieć na przykład urządzenia, by sprawdzić tworzone przez siebie aplikacje. Project Managerowie muszą mieć naprawdę sporo umiejętności organizacji pracy własnej oraz pracy osób w zespole by wszystko działało. Ostatecznie to klient weryfikuje jakość pracy oraz samego oprogramowania. Od jego zadowolenia oraz dopełnienia obowiązków wynikających z umowy o współpracy zależy to, czy biznes będzie na siebie zarabiał.

To oczywiście bardzo prosty opis tego, jak to wszystko działa. Na samym końcu jest zawsze "szeregowy" pracownik, który wykonuje zlecone obowiązki. Jeżeli to robi tak, jak należy, nie zawala terminów, nie odwala chałtury - wszystko jest spoko. System naczyń połączonych. Zawodzący element w układance tworzy problemy dla reszty mechanizmu.

I właśnie dlatego kadra zarządzająca, managerowie musieli szybko wdrożyć procesy pozwalające na pracę w systemie "full remote". Tu nie chodziło o benefit, przywilej a o konieczność. Te firmy, które już wcześniej mogły okazać się w branży elastycznym podejściem do modelu pracy miały łatwiej. Niektóre już wcześniej nawet pozwalały pracownikom na pracę skądkolwiek. Wszystko w myśl idei: "jeżeli robisz dobrze swoją robotę, możesz to robić nawet z Władywostoku".

Firmy stanęły przed ogromnym wyzwaniem. Są rzeczy, których przeskoczyć się nie da

W tym tekście pomijam branże, gdzie pracownik musi stawić się w konkretnym miejscu pracy. Wszelkie fabryki, praca fizyczna (którą szanuję bardziej niż swoją, bo i taką wykonywałem...) - nie o tym mówimy. Zarządzający firmami, managerowie stanęli przed wyzwaniem, które musiało uwzględnić spotkania online, spotkania hybrydowe (sala konferencyjna + zoom). Szybka komunikacja między pracownikami. Udostępnienie dostępu do intranetów na konkretnych urządzeniach, konfiguracja, VPN-y, specjalistyczne oprogramowanie. Przemyślenie, czy idziemy w urządzenia firmowe, czy ideę "Bring/Use Your Own Device". Czyli pracownik leci na własnym sprzęcie. Pojawiły się pomysły dopłat do urządzeń, karty lunchowe, bony na usługi dostaw jedzenia i wiele, wiele innych.

Spięcie takich procesów w sposób, który gwarantuje że wszystko zadziała jest trudne. Sam uczestniczyłem w tworzeniu takich procesów razem z działem HR i działem marketingu w jednej z firm tworzących oprogramowanie. Już wcześniej niektórzy pracownicy pracowali zdalnie i nikt nie miał z tym wielkiego problemu. Szybkie przejście na model "full remote" oznaczało mnóstwo zmian, które udźwignęliśmy i mamy teraz doskonały know-how oraz już gotowe procesy (które możemy szybko dostosować), które pozwolą nam wdrożyć natychmiast model full-remote w przyszłości.

Jak jest teraz? Powrót do biura?

Ja do biura wróciłem. Szczerze? Jako człowiek, który latami pracował zdalnie, chcę przyjść do biura po to, by nie mieszać miejsca do odpoczynku z miejscem do pracy. Teraz uskuteczniam jasny podział: w domu odpoczywam, w pracy zasuwam. Ja z biura nawet nie zabieram komputera po to, żeby nie kusiło. Wszelkie pomysły na teksty lądują w notatniku, gdzie bazgrzę. Każdy pomysł też zapisuję, by wykorzystać go w jakimkolwiek projekcie, który prowadzę.

W biurze, w którym działam (a raczej w kompleksie biur obecnie) znajduje się stale około 10 osób, razem z CEO. Zdecydowana większość, w okolicach 80 procent działa w pełni zdalnie. Przyszedłem do biura po to, żeby nie patrzeć w te same ściany, porozmawiać z ludźmi. Powygłupiać się przy kawie, znaleźć inspirujące miejsce do tworzenia, planowania oraz wszelkich procesów doprowadzających na przykład do stworzenia jakiejś strategii.

Są jednak ludzie, którzy czują się doskonale w domu. Być może są też do tego niejako "zmuszeni". Ogarnąć trzeba dzieciaki, wkoło domu jest sporo rzeczy do zrobienia. Praca zdalna w większości pozwala oderwać się od niej nawet w "godzinach pracy", gdy wszystko jest zrobione. Wystarczy być tylko w pogotowiu. Jeżeli taski w Asanie masz zrobione, możesz iść kosić trawnik i zareagować, gdy ktoś napisze na Slacku lub Teams.

Istnieją rzecz jasna również introwertycy, którzy w trakcie kontaktu z ludźmi zwyczajnie tracą energię. Po pracy w domu wolą wyjść na spacer, poczytać książkę i wypić herbatkę pod kocem. Czasami wpadną do biura pogadać, pośmiać się. Ale potrzebują też czasu dla siebie. Ja jestem człowiekiem, który czerpie energię z przebywania z ludźmi. Z rozmowy. Dlatego po każdym opublikowanym tekście czuję się jeszcze lepiej. Ja z Wami rozmawiam. Ale potrzebuję też kontaktu "fizycznego".

W branży jest generalnie podobnie. Zauważono w większości, że praca zdalna działa i nikt nie robi z niej problemów. Firmy, które nieodpowiedzialnie podeszły do procesów umożliwiających pracę zdalną zostały szybko zweryfikowane i ostatecznie musiały bardzo mocno pracować nad ich poprawieniem. Jeżeli i to się nie udało, zaczęły się zapewne problemy. Management ciśnie szeregowych pracowników o powrót do biura. Zarządy muszą gasić pożary związane z niezadowolonymi klientami. Nieprawidłowo działające procesy rzutują na dosłownie każdy aspekt.

Rzut papierami - za 3 punkty

Kilka osób, które znam (nie, nie z tej firmy w której pracuję) powiedziały mi wprost, że jest mnóstwo powodów, dla których nie rzuciłyby pracy w momencie, gdyby ktoś powiedział: w tył zwrot, wracamy do biur. Ale czy jest tak, że nie zdecydowałyby się na ten ruch?

(...)jeżeli w firmie jest ch****o projekty sa złe i po kazdej ewaluacji rocznej słyszysz od managera że zawsze możesz starać sie lepiej i wiecej się rozwijac (...) wolisz pracowac zdalnie nie walisz w ch**a z zadaniami a musisz wracać do biura bo się biurwie du*a pali to otwierasz linkedina i odpowiadasz na oferty (...) w tym momencie takie firmy jak ***,******* albo ***** dalyby mi wiecej jak pis na kaszojady (...) pewnie ze 2 klocki bym wyciagnal ale mi tu dobrze (...) mam dobry projekt i tez zle nie zarabiam (...)

Każdy cytat użyty w rozmowie został wykorzystany za zgodą rozmówcy.

Nie prowadziłem badania w tym temacie i rzecz jasna trudno jest tutaj powiedzieć o pewnej przyczynie zjawiska opisanego przez Bloomberga. Sądzę że historia, która zainspirowała mnie do napisania tego tekstu jest zwyczajnie niedokładna. Musiało być coś, co pozwoliło bohaterce rzucić papierami w momencie, gdy ją próbowano sprowadzić do biura. Czego to może być efekt? Konsultowałem to z zaprzyjaźnionymi HR-owcami i:

  • Kłamstwo. zapewniano kandydata o tym, że praca będzie w pełni zdalna. Kłamstwo ZAWSZE burzy relacje, szczególnie te biznesowe. A czym są relacje pracownika z pracodawcą, jak nie tymi biznesowymi?
  • Brak więzi kandydata z miejscem. Zdalny onboarding nie pozwala na utworzenie choćby zalążka znajomości między osobami pracującymi w jednym projekcie. Nawet o tym nie myślimy, ale nierzadko żal nam jest zmienić pracę z uwagi na osoby, z którymi dzielimy pracodawcę.
  • Problemy osobiste bohaterki. Tutaj wchodzimy w obszar domniemań. Może być tak, że nie może ona ruszyć się z domu na przykład ze względu na chorego członka rodziny lub własną chorobę. Być może jest coś, czego po prostu nie wiemy.
  • Inne problemy pracodawcy w relacjach z pracownikiem. Być może niemiły management, słabe zarządzanie w zespole, nieprzychylni koledzy.

Efektowny rzut papierami może nastąpić także w momencie uwidocznienia się jakiegoś konfliktu w zespole, również z udziałem wysokiej kadry zarządzającej. Konflikt może dotyczyć porażki w projekcie, nieporozumień dotyczących kwestii pracowniczych, właściwie czegokolwiek. Narośnięcie konfliktu + ewentualne zmiany w modelu pracy mogą powodować efektowne exodusy, które są problemem dla zarządów, managerów oraz HR-owców, którzy potem na łeb na szyję prowadzą rekrutacje. W sytuacjach podbramkowych dostają oni "prikaz", by prowadzić procesy rekrutacyjne jak najszybciej. Wtedy jakość zatrudnionych w firmie specjalistów może się znacząco obniżyć - co z kolei zauważą klienci. Ponownie widzimy system naczyń połączonych.

Od pracy zdalnej nie da się uciec

Okazuje się, że się nie da. Ponadto, dla niektórych jest to jedyny akceptowany model pracy, który w ich przypadku działa doskonale. Praca zdalna jest świetna, sam ją doceniam. Ale po latach spędzonych w domu, przy biurku - pracując jeszcze tylko dla Antyweba - po prostu wolę biuro. Ludzi, projekty, spotkania, przerwę na kawę. Mnie do budynku "zapraszać" nie trzeba. Wpraszam się sam. Natomiast jest ogromne grono osób, które albo nie chcą wracać, albo jeszcze się boją - bo nie przyjęły szczepionki, nie przeszły COVID-a, nie mają przeciwciał. Tych ludzi trzeba zrozumieć.

Kończąc: tam, gdzie wprowadzono odpowiednie procesy i zrobiono to dobrze - wszystko działa idealnie. Tam, gdzie się nie udało, zaczynają się dziać rzeczy niestworzone. Praca zdalna - tam gdzie się to da zrobić - powinna być prawem pracownika, a nie benefitem.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu