Blisko tydzień w Izraelu? Brzmi świetnie: słońce, plaża, dobre jedzenie, fascynujące zabytki – pewnie o tym pomyślałaby większość osób wybierających się do tego kraju. Ze mną było podobnie. Na miejscu okazało się, że to przede wszystkim intensywny wyjazd „służbowy”, praca od rana do późnego wieczora. Ale i tak bawiłem się przednio.
Wyjazd zagraniczny to w naszej pracy nic nadzwyczajnego. Oczywiście jedni jeżdżą rzadziej, drudzy tylko zmieniają walizki i często opuszczają kraj. Na tle pozostałych zawodów można jednak uznać tę profesję za w miarę mobilną. Jeżeli chcesz poznać świat nowych technologii, startupów, dużego biznesu, musisz podróżować. A zazwyczaj po prostu chcesz podróżować.
Pod koniec maja okazało się, że mam okazję wybrać się na blisko tydzień do Izraela, zaprasza ambasada tego kraju, w programie impreza Geektime Next, konferencja fintechowa i poznawanie ekosystemu startupowego stworzonego przez Żydów. Niby już byłem w Izraelu i miałem okazję poznać startup nation, ale nie zaszkodzi wybrać się drugi raz – a nuż dowiem się czegoś nowego. Po powrocie muszę napisać, że nowości było tak dużo, że zużyłem dwa zeszyty na robienie notatek...
Napiszę wprost: to był najbardziej męczący wyjazd, w jakim brałem udział z ramienia Antyweb. Praca od rana do wieczora (późnego), mnóstwo spotkań i wizyt. Jeśli wyobrażacie sobie nasze wycieczki jako czas spędzony z drinkiem z palemką przy nowym smartfonie, to... zazwyczaj macie rację, lecz tym razem organizator postanowił nas edukować na poważnie: wizyty w inkubatorach, akceleratorach, spotkania z urzędnikami, akademikami, kilkunastoma startupami, dużymi firmami. Nie było czasu na nudę. Nie był czasu na plażing...
Z jednej strony mogę napisać, że grafik był trochę przeładowany, że po kilku dniach takiej pracy w upalnym kraju człowiek ma dość. Z drugiej strony rozumiem zamysł organizatora i fakt, że sam odbiera lekcję z planowania takich wizyt. Bez wątpienia można jednak napisać, że po takim kursie „startup nation” każdy może poznać ich system i zrozumieć, jak się to dzieje, że powstają tam tysiące startupów. Nasi urzędnicy, którym tak marzy się polska Dolina Krzemowa, powinni zabiegać w Izraelu o takie wyprawy.
Poznawanie od podszewki tego ekosystemu, spoglądanie na niego z różnych punktów widzenia (przedsiębiorcy, urzędnika, inwestora, przedstawiciela międzynarodowego korpo, człowieka od PR itd.) było nad wyraz ciekawe z powodu składu grupy, z którą spędziłem te kilka dni. To był bardzo międzynarodowy wyjazd przedstawicieli mediów: 2 Hindusów, Rosjanka, Chinka, Japończyk, Włoch, Australijczyk, Brytyjczyk, Południowoafrykanka, Polak. Niezły miks, prawda? A do tego dorzucę dwoje Żydów, którzy opiekowali się grupą - chociaż obecnie są obywatelami Izraela, to pochodzenie mają różne. Kolejne kulturowe ciekawostki...
Zazwyczaj było tak, że gdy przestawialiśmy się na kolejnych spotkaniach i wymienialiśmy kraje, nasi rozmówcy mówili coś w stylu "wow, ale zestaw". I finalnie prowadziło to do ciekawych dyskusji, interesujących pytań. Wiele z nich nie przyszłoby mi do głowy. Nie przyszłoby do głowy Europejczykowi. Ale pytali o to Azjaci. Diametralnie różne punkty widzenia, różne problemy w konkretnych krajach, potrzeby i możliwości. Miałem okazję spojrzeć na wiele spraw naprawdę globalnie. Wszyscy mieliśmy - Australijczykowi niektóre kwestie dla nas oczywiste wydają się być jakimś kosmosem. Mocnych dyskusji w busiku nie brakowało.
Wcześniej brałem oczywiście udział w wyjazdach, gdzie trafiało się na międzynarodowe towarzystwo. Ale było ono np. środkowoeuropejskie albo europejskie. Do tego wyjeżdżało się w polskiej grupie, poszczególne narody zazwyczaj zamykały się w swoich grupkach. Tu nie było takiej opcji: kilka dni, naprawdę długich dni, w miksie kulturowym, w którym trzeba się odnaleźć. W którym chcesz się odnaleźć. Przysłuchiwanie się rozmowie Japończyka i Chinki na temat upadku jednych firm i wzrostu potęgi innych, śledzenie dialogu dwóch Anglosasów punktujących różnice w tworzeniu mediów w ich krajach, odpowiadanie na pytania o Polskę w takiej ekipie, to coś naprawdę wciągającego. Szczególnie, że ludzie ci byli godni poznania, skorzy do rozmów i z poczuciem humoru. Niektóre dowcipy do teraz wywołują u mnie mocny uśmiech na twarzy.
Świetny wyjazd, spory bagaż doświadczeń i dobra zabawa. Wygrzewania się na leżaku nie było, ale jakoś tego nie żal. Właśnie za takie rzeczy lubię tę pracę...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu