Felietony

Wydajemy na darmowe aplikacje więcej niż na płatne (?)

Jakub Tepper
Wydajemy na darmowe aplikacje więcej niż na płatne (?)
Reklama

Niedawno rozmawiając ze znajomym zajmującym się projektowaniem aplikacji na telefony dowiedziałem się, że model freemium to już "zatwierdzona" przyszł...


Niedawno rozmawiając ze znajomym zajmującym się projektowaniem aplikacji na telefony dowiedziałem się, że model freemium to już "zatwierdzona" przyszłość tego segmentu i sporo firm nastawia się właśnie na niego. Coraz mniej użytkowników chce płacić "w ciemno" (chociaż i tak większość to robi), a wszyscy są w stanie docenić poczęstowanie nas darmowym, w pełni funkcjonalnym produktem, gdzie tylko od czasu do czasu możemy, ale nie musimy (to pewnie psychologicznie ważne), puścić kilka euro w cyfrową przestrzeń. Pewnie pamiętacie, jak lata temu wyglądały kampanie społeczne przeciw narkotykom i krążące wówczas hasło: pierwsza działka gratis. Podobnie działają producenci aplikacji i wychodzą na tym doskonale. Dilerzy?

Reklama

Potwierdzają to dane firmy analitycznej Flurry zajmującej się rynkiem mobilnym. Otóż nie wszyscy przekonali się do mikropłatności i spośród odbiorców aplikacji freemium wyłącznie 3% decyduje się na wydanie jakichkolwiek pieniędzy. Pośród tych, którzy to jednak robią zaskakująca jest średnia kwota zakupu - aż 14 dolarów.


Powyższy wykres (stworzony na podstawie danych od 3.5 miliona użytkowników) pokazuje, że choć tylko 13% mikrotransakcji opiewa na kwotę 20$ lub więcej, to generują one aż 51% zysków. Najbardziej nijaki jest przedział pomiędzy 10$, a 20$, a zdecydowana większość zakupów jest na kwoty poniżej 10$. Jak widać, takie rozdrabnianie się wcale nie ma przełożenia jednak na wysokie zyski.

Z szokujących informacji warto nadmienić, że aż 5% transakcji przebiega na kwoty wyższe niż 50$. Za, przypominam, dobra wyłącznie wirtualne najczęściej w grach. Co ciekawe, nawet w grupie poniżej 10$, jedynie 2% osób wydaje 1 dolara - reszta zdecydowanie więcej. Wynika to z tego, że w przypadku modelu freemium niewielka jest grupa decydująca się na zakup "próbny". W tym wypadku, gdy konsument wsiąknie, to świadomie wydaje najczęściej większą ilość pieniędzy niż na pojedynczą, płatną aplikację.

W obliczu takich danych nie dziwi, że udział iOSa i Androida w zyskach z gier mobilnych wzrósł z raptem 1% w 2008 roku do 34% w 2010. Nie bez powodu CEO Nintendo, Satoru Iwata, narzekał niedawno na "psujące rynek gry kosztujące dolara". Teraz mają jeszcze większy problem - gry nie kosztujące nic. Nijak ma się to do polityki Sony i wielkiego N, które zakładają płacenie pełnej ceny za produkt przy kasie. Oczywiście mogą to zweryfikować takie właśnie dane jak te. Ciekawe ile czasu wytrzyma tradycyjny model dystrybucji oprogramowania, a kiedy przesiądziemy się na swoisty "shareware XXI wieku".

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama