Felietony

Wszyscy jesteśmy uzależnieni!

Marcin M. Drews
Wszyscy jesteśmy uzależnieni!
28

! Wczoraj Tomasz Popielarczyk pisał o pięknych naukowych wizjach nowych, dwa tysiące razy wydajniejszych baterii. Z miejsca przypomniały mi się dwie rzeczy. Piknik na skraju drogi braci Strugackich, gdzie ludzie odkrywają w zonie po obcych wieczne akumulatory. Marzenie! Natomiast druga rzecz,...

!

Wczoraj Tomasz Popielarczyk pisał o pięknych naukowych wizjach nowych, dwa tysiące razy wydajniejszych baterii. Z miejsca przypomniały mi się dwie rzeczy. Piknik na skraju drogi braci Strugackich, gdzie ludzie odkrywają w zonie po obcych wieczne akumulatory. Marzenie! Natomiast druga rzecz, która przyszła mi na myśl, to już koszmar. Realny i bolesny.

Zimowe popołudnie. Wracam z pracy, trzęsąc się jak kostka lodu w szklance z whiskey. Ostatnie 50 minut spędziłem w tramwaju, gdzie przez nieszczelne okna padał mi na głowę śnieg, a temperatura pozwalała na długotrwałe przechowywanie mrożonek (każde dziecko wie, że w tramwajach ogrzewanie włącza się latem). Zgrabiałą ręką sięgam po klucz, otwieram drzwi i... rozpoczyna się bój z moim uzależnieniem, gdyż z miejsca zaczynam cierpieć na syndrom odstawienia.

Odstawienia czego? Prądu, drodzy Państwo! I nie mam tu na myśli rumu w herbacie czy whiskey w kawie. Mówię o prądzie zmiennym dwukierunkowym, jaki swobodnie płynie sobie w naszych gniazdkach. Sęk w tym, że akurat tego dnia go zabrakło!

Jest ciemno. Nie ma prądu, nie ma światła. Proste. Próbuję sobie więc przyświecić komórką, ale ta, po 50 minutach w zamrażalniku komunikacji miejskiej, odmawia posłuszeństwa. Włącza się tryb oszczędności energii, a zaraz pożegnam się z możliwością telefonowania w ogóle. Wszak lata temu pozbyłem się linii stacjonarnej...

Klnąc szpetnie wykręcam numer do pogotowia energetycznego. Cóż, powodzenia! W tej śnieżycy przekaźnik szlag trafił, więc nie mam zasięgu. Chwilę potem telefon ulega rozładowaniu. Kaplica.

Trzeba się rozgrzać. Włączam więc kaloryfery, ale... Chwileczkę, przecież mieszkam w nowoczesnym budynku, który nie zna idei centralnego ogrzewania! Mogę co najwyżej owinąć żeberka kocem, żeby się nie przeziębiły (Orient Man poradził tak Eskimosowi, jeśli pamiętacie komiks Tadeusza Baranowskiego). Mnie choroba czeka niechybnie. O ile wcześniej szlag mnie nie trafi.

Z przyzwyczajenia włączam komputer. Rzecz jasna, nie działa. Telewizor? To samo. Klepię się w czoło. Przecież mamy awarię zasilania! W takim razie gwiżdżę na system i udaję się do łazienki, by zafundować sobie kąpiel przy świecach. Tu też nie ma centralnego ogrzewania, ale przecież mam nowoczesny piec gazowy, który zorganizuje mi gorącą wodę.

A guzik! Piec jest gazowy, ale zasila go prąd. Ergo mogę go cmoknąć w gazrurkę, bo nie działa. Pozostaje herbata. Klik! Włączam czajnik, ale przecież on też na prąd! Blaszanego starocia pozbyłem się już dawno.

Wyciągam więc zwykły garnek, nalewam wody i stawiam na kuchence... indukcyjnej. Dziękuję za uwagę.

Jasna cholera! Może nie jasna, bo ciemno jak w dziupli. No dobrze, kąpiel przy świecach odpadła, ale świece mam, więc przynajmniej poczytam. Niestety, wyładował mi się Kindle. To samo z netbookiem.

Prąd to życie. Doszliśmy do tego momentu, w którym nie jesteśmy w stanie nic bez niego zrobić. Przypomina mi się powieść Katastrofa Macieja Kuczyńskiego z 1968 roku. Marek 'Sqounk' Rauchfleisch napisał w recenzji powieści:

Zagładę ludzkości przyniesie wysoki poziom jej rozwoju, odrzucenie podstawowych reguł i zasad jakie przez wieki rządziły jej losem. Wreszcie uzależnienie od technologii i zatracenie podstawowych umiejętności przeżycia w środowisku naturalnym, w tym np. brak wiedzy czym rozpalić ogień. Bajka, fikcja? Awaria elektryczna w Szczecinie w roku 2008 ujawniła przypadki niemożności zapalenie gazu w kuchenkach, bo... iskrowa zapalarka w niej nie działała. A jest przecież takie coś jak zapałki...

Jasne, powiecie, przesadzam. I owszem, ale tego wieczora naprawdę zajrzał mi w oczy strach. Mogę żyć miesiącami bez wódy, ale po jednym dniu bez prądu ogarnia mnie panika. Szczególnie gdy jądra zamieniają mi się w kostki lodu.

Obiecałem sobie, że w tym roku poproszę Świętego Mikołaja, by sprezentował mi generator na benzynę (chyba, że budżet pozwoli mu na zakup domku z kominkiem). I tego życzę Wam wszystkim, bo na wydajne baterie długo jeszcze będziemy musieli poczekać...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

mediaelektrycznośćprąd