Autorem wpisu jest Piotr Szałaśny Od dłuższego czasu zauważyć można trend „inwigilowania” przez pracodawców/działy HR czy agencje pracy, facebookow...
Ukryj przed pracodawcą kim jesteś! Kilka słów o „poważnych” profilach na Facebooku
Rocznik 74. Pasjonat nowych technologii, kibic wsz...
Autorem wpisu jest Piotr Szałaśny
Od dłuższego czasu zauważyć można trend „inwigilowania” przez pracodawców/działy HR czy agencje pracy, facebookowych profili kandydatów. Zdaję sobie sprawę z tego, że wymagania rynkowe ulegają szybkim (i nie zawsze idącym w dobrym kierunku) zmianom. Kiedyś do zaproszenia na rozmowę o pracę wystarczało CV, w którym spełniało się wszystkie wymagania niezbędne do objęcia danego stanowiska. Dopiero na rozmowie potencjalny pracodawca mógł (o ile w ogóle go to interesowało) dowiedzieć się czegoś więcej o życiu prywatnym kandydata (o ile ten chciał dzielić się tą wiedzą). Wraz z nastaniem ery sieci społecznościowych sytuacja ta uległa istotnym zmianom.
Potencjalny pracodawca za pośrednictwem facebookowych profili kandydatów może wybierać – czy chce na sekretarkę blondynkę z zezem czy brunetkę z obfitym biustem (o aparycji najczęściej w CV świadczy jedynie zdjęcie, zwykle podobne do dowodowego). Dalej, może sprawdzić czy potencjalny kandydat przypadkiem nie „lubi” marki konkurencyjnej, jakiej słucha muzyki czy jakie artykuły w ostatnim czasie czytał. Nie bez znaczenia (zwłaszcza w pracach takich jak przedstawiciel handlowy) ma fakt możliwości sprawdzenia „zasięgu”, czyli znajomości potencjalnego kandydata, a także tego co robi w wolnym czasie i gdzie (oraz z kim) spędza wakacje. To wszystko sprawia, że przychodząc na rozmowę kandydat o pracę nie ma możliwości zrobienia przysłowiowego „pierwszego dobrego wrażenia”, pracodawca po przesondowaniu profilu na Facebooku ma już w głowie utrwalony obraz tego człowieka, stworzony na podstawie informacji, które uzyskał za pośrednictwem sieci społecznościowej.
W odpowiedzi na zainteresowanie naszym „wirtualnym ja”, wiele osób decyduje się bądź na ograniczenia dostępności (które mogą być kłopotliwe dla „prawdziwych” znajomych), bądź tworzenie „poważnych” profili, które mają odpowiadać wymaganiom potencjalnych pracodawców. Wielokrotnie spotykałem się, rozmawiając z osobami z różnych branż, że tej nie przyjęli za zdjęcie pod palmą i kolczyk w widocznym miejscu, tego za tatuaż i zdjęcie z koncertu, a tamtą za opisy z buziaczkami i dwieście zdjęć psa jej wymarzonej rasy.
Wspomniane przeze mnie „poważne” profile to najczęściej nic innego jak tylko wizytówka kandydata, które nie mówi o nim wiele więcej niż samo CV (o ile w ogóle). Składa się z dowodowego zdjęcia (czasami kilku innych, np. zdjęcia przed teatrem czy rodzinnym spotkaniu), pełnego imienia i nazwiska oraz podstawowych informacji o osobie. Dzięki facebookowemu Timeline`owi profil może pełnić funkcję bardzo podobną do CV. Z takich profili najczęściej nie korzysta się w codziennej komunikacji (chyba, że stworzy profil: Jan Bezrobotny – Official Fanpage, i użyje go do promocji swojej osoby). Osoby, mające profesjonalny profil posiadają równocześnie drugi, najczęściej opatrzony pseudonimem, z którego korzystają w codziennej komunikacji ze znajomymi, grają w gry, „lubią” profile, które naprawdę lubią, a przede wszystkim nie boją się tego kim są i co naprawdę ich interesuje. Jak najprościej nazwać takie osoby? Dr Jekyll i Mr Hyde.
Profil na Facebooku bez wątpienia pozwala na zdobycie wielu informacji o potencjalnym kandydacie o pracę. Nie dajmy się jednak zwariować! Do profesjonalnego zaprezentowania swojej osoby służą równie profesjonalne sieci społecznościowe – LinkedIn czy polski GoldenLine. Zostały one zaprojektowane z myślą o branżowej komunikacji oraz oczywiście także rekrutacji. To w takich serwisach pracodawca powinien zapoznawać się szerzej z kandydatem (np. jego wypowiedziami na forach itp.). Jeśli kandydat nie posiada jednak tam swojego konta, jego CV i tak powinno stanowić wystarczającą kanwę do tego, by zaprosić go na rozmowę, lub CV wyrzucić do kosza rzutem za trzy punkty.
Potencjalny pracodawca sondując facebookowy profil powinien (i tak to robi, i tak to będzie robić), patrzeć na zamieszczony tam content przez „różowe okulary” albo inaczej mówiąc, dzieląc przez pięć. Dlaczego? Osoby prowadzące swoje prywatne profile nie zastanawiają się nad tym „co mogą”, „co im wypada”, „co byłoby dobrze widziane”. Po prostu, lubią bo chcą lubić, zamieszczają zdjęcia bo chcą je zamieszczać, piszą komentarze bo chcą się podzielić swoją opinią, grają w gry bo chcą grać (albo zdobyć nowy level). W zasadzie większość aktywności osobistych profili można by zmieścić w słowie „chcę”. W odróżnieniu od profili „poważnych” albo jeszcze gorzej „służbowych”, gdzie aktywność opiera się na słowach „muszę” lub „powinienem”. Człowieka na takim profilu nie można spotkać, to raczej zastraszona korporacyjna zębatka, która boi się zaciąć, bo może wypaść z obiegu. Boi się także pokazać, że jest ze złota, bo większe, ale żelazne zębatki mogłyby uznać, że nie pasuje do mechanizmu.
Nawet największy pracoholik z branży HR czasami opuszcza swoje żerowisko, które mieści się przed ekranem komputera i gdzieś wychodzi, robi coś niezwiązanego z pracą. Jak więc profile, które opisują tylko i wyłącznie zawodową karierę, pasmo sukcesów, patentów, umów, kursów i wyróżnień mogą powiedzieć coś więcej o życiu prywatnym tego kandydata? To proste, nie mogą (no, chyba, że o tym, że ktoś jest ambitny i pracowity). I właśnie, patrząc z lekkim przymrużeniem oka na codzienne, osobiste profile można uzyskać niespotykanie więcej informacji o kandydacie.
Nie należy dyskwalifikować go za to, że napisał kilka niecenzuralnych słów (znaczy to tyle, że jest ekspresyjny, może miał zły dzień i nie miał się z kim podzielić). Zamieścił niecenzuralną i nieznaną piosenkę? Bardzo dobrze! To znaczy, że interesuje się także inną muzyką, niż tylko papką puszczaną nam codziennie w radiu. Zamieszcza wiele zdjęć z podróży? Rewelacyjnie, jest ciekawy świata, mobilny oraz prawdopodobnie zna przynajmniej w stopniu komunikacyjnym choć jeden język obcy. Udziela się w dyskusjach? Fantastycznie, jest otwarty, nie boi wyrażać swoich opinii i nawet jeśli jego poglądy nie są do końca zgodne z naszymi – ma własne zdanie. Ma sporą kolekcję zdjęć z mocno zakrapianych alkoholem imprez ze znajomymi? To znaczy, że ma przyjaciół, ma z kim spędzać czas wolny a przede wszystkim najprawdopodobniej potrafi „naładować baterie”, przed kolejnym tygodniem ciężkiej pracy. Ma niekonwencjonalne hobby (hoduje ptaszniki, skleja modele czy gra w gry planszowe). Ekstra, to znaczy, że ma swoje zainteresowania, a nie ogranicza się do codziennych porcji wiadomości prosto z ekranu telewizora. Prawdopodobnie dzięki temu będzie także bardziej otwarty na nowe pomysły i inicjatywy. Ma niecodzienną fryzurę, tatuaże, piercing? Pewnie chce (lub chciał) w pewien sposób wyrazić siebie – nie ma to nic wspólnego z jego kompetencjami.
Przykłady można by wymieniać niemal bez końca. Nawet niekiedy denerwujące zaproszenia do gier i prośby o pomoc, wskazują wyłącznie na to, że dana osoba ma trochę wolnego czasu. Polubienia takich profili jak „Lubię laski z małymi cyckami”, „Lubię placki” czy „Żrę jak świnia” nie świadczą przecież o tym, że osoba, która je lubi nie może mieć wysokich kwalifikacji czy bogatego doświadczenia na kierowniczym stanowisku. Wskazuje raczej na dystans do swojej osoby, który jest przecież bardzo pożądaną cechą.
Żeby nie było niejasności i wątpliwości, wcale nie mam zamiaru zachęcać nikogo do tego, by zatrudniał osoby, które zamieszczają na Facebooku treści faszyzujące, ostrą pornografię, czy inne treści niezgodne z warunkami korzystania z Facebooka. Niemniej osoba zamieszczając np. piosenkę o tytule „Zabić Murzyna” (kapeli Zacier) wcale nie musi głosić haseł o czystości rasy, a zamieścić ją wyłącznie w celach humorystycznych.
Chyba we wszystkim najważniejszy jest umiar i umiejętność selekcji konkretnych informacji (to drugie w XXI wieku przede wszystkim). Warto więc, by osoby poszukujące pracy nie przesadzały z nadmiernym napompowywaniem swojego profesjonalnego profilu (lub blokowaniem prywatnego), a pracodawcy zaczęli patrzeć z lekkim przymrużeniem oka na to, co publikują ich kandydaci (jak i pracownicy). I jednym i drugim wyjdzie to na dobre!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu