Technologie

World View proponuje wycieczkę, na którą chętnie bym się wybrał

Maciej Sikorski
World View proponuje wycieczkę, na którą chętnie bym się wybrał
2

Ostatnie miesiące przynoszą nowiny na temat podboju kosmosu, do którego przygotowują się niektóre firmy. Mowa o umieszczaniu małych satelitów na orbicie okołoziemskiej. Część graczy biorących udział w tym wyścigu pracuje też nad urzeczywistnieniem taniej turystyki kosmicznej. Za tą ostatnią wzięła s...

Ostatnie miesiące przynoszą nowiny na temat podboju kosmosu, do którego przygotowują się niektóre firmy. Mowa o umieszczaniu małych satelitów na orbicie okołoziemskiej. Część graczy biorących udział w tym wyścigu pracuje też nad urzeczywistnieniem taniej turystyki kosmicznej. Za tą ostatnią wzięła się także firma World View i muszę przyznać, że ich projekt wygląda naprawdę ciekawie. A przy tym nie wydaje się odległy w realizacji.

Jakiś czas temu w mediach głośno było o katastrofie samolotu firmy Virgin Galactic należącej do miliardera Richarda Bransona. To rzuciło cień na jego plany rozkręcenia turystyki kosmicznej w przystępnej cenie. Projekt będzie kontynuowany i wielkich zmian nie należy się spodziewać, ale mogą się pojawić opóźnienia. Trudno stwierdzić, kiedy Virgin Galactic uszczęśliwi pierwszych klientów. Możliwe, że wyprzedzi ich firma przywołana we wstępie. Nie planuje ona jednak bezpośrednio konkurować z "dzieckiem" Bransona - wpadła na inny pomysł. Równie spektakularny, a przy tym tańszy. Do pracy zaprzęgnięte mają zostać balony.

Pomysł jest następujący: balon unosi na sporą wysokość kapsułę z pasażerami. Proces trwa parę godzin, potem balon dryfuje na wysokości ponad 30 km nad ziemią, co również trwa parę godzin. Następnie pilot zaczyna uwalniać hel z balonu i kapsuła zaczyna opadać. Balon w końcu jest odczepiany i jednostka ląduje za sprawą specjalnego spadochronu (umożliwia on sterowanie jednostką). Kapsuła może wylądować nawet kilkaset kilometrów od miejsca startu, ale klienci, którzy wezmą udział w wyprawie pewnie jakoś to przeboleją.

Taka wyprawa ma kosztować 75 tysięcy dolarów. Mowa oczywiście o jednym bilecie, a do kapsuły wchodzi 8 osób: dwie stanowią załogę, sześć to grono pasażerów. Z myślą o nich kapsuła ma być odpowiednio wyposażona i urządzona - podziwiając nasz glob z wysokości kilkudziesięciu kilometrów będzie można zadzwonić z nowiną do rodziny czy znajomych, wypić drinka... Brzmi kusząco? W takim razie nie pozostaje nic innego, jak wpłacać zaliczkę, dzięki której zdobędzie się lepsze miejsce w kolejce. Wynosi 7,5 tysiąca dolarów, jest bezzwrotna, ale uwzględnia się ją przy sprzedaży całego biletu.

Wrażenie robią rozmiary przedsięwzięcia: spadochron o powierzchni kilkuset metrów kwadratowych, balon o pojemności kilku milionów metrów sześciennych - jednostka nie będzie należeć do małych. Ciężar kapsuły i rodzaj misji jednak zobowiązują. I wszystko to nie jest tylko marzeniem jakiegoś fana wypraw dalszych niż na inny kontynent - prace trwają od kilku lat, testy wypadają pomyślnie, ostatnio przeprowadzono kolejny, po którym pojawia się realna szansa na to, że przed końcem roku 2016 balony zaczną unosić turystów na wysokość ponad 30 kilometrów. Turystów z grubym portfelem dodam.

Może i nie są to loty na Marsa, o których sporo się ostatnio mówi, ale mnie by to w zupełności wystarczyło. Podejrzewam, że podobnie stwierdzi wiele osób, które w przeciwieństwie do mnie mogą wyłożyć kilkaset tysięcy złotych na taką wycieczkę. Stoimy zatem u progu nowej formy turystyki. Kto wie, może za jakiś czas stanie się ona jeszcze bardziej dostępna i zdecydowanie więcej chętnych będzie mogło zafundować sobie taki prezent...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

turystykakosmos