Felietony

Wkrótce miną cztery lata, odkąd Nintendo nie raczy naprawić największego problemu swojej konsoli

Kamil Świtalski
Wkrótce miną cztery lata, odkąd Nintendo nie raczy naprawić największego problemu swojej konsoli
27

Nintendo Switch zadebiutował na rynku 3. marca 2017 roku. Za niespełna dwa miesiące miną od tego dnia cztery lata. Po drodze doczekaliśmy się kilku usprawnień systemowych, pokaźnej biblioteki gier, typowo przenośnego Switcha Lite. Nie doczekaliśmy się jednak rozwiązania najbardziej irytującego problemu, który trapi konsolę japońskiego giganta od samego początku. Mam tu na myśli dryftujące joy-cony, czyli — najprościej mówiąc — kłopoty z działaniem gałki analogowej w Switchu. A właściwie: wszystkich wszystkich wcieleniach ich kontrolerów.

Cztery lata, zero poprawy. Dryftujące joy-cony to problem, który wciąż trapi użytkowników

Problemy z dryftującymi joy-conami występują od samego początku. To problem znany, przerabiany przez setki (tysiące?) użytkowników na całym świecie. Tak, mimo że w trybie przenośnym na Switchu gram co kot napłakał, to i mnie spotkał — i przez kilka miesięcy konsola w tej formie była kompletnie nieużywalna. Bohaterowie wiedzieli lepiej i zawsze uciekali w lewy, górny, róg. Problem irytował, a gwarancja nie obwiązywała, bo to stosunkowo świeża sprawa. Na szczęście gdy mnie dotknęła — na Allegro i Aliexpress można było już kupić za grosze multum analogów do switchowych kontrolerów. Ich wymiana nie jest specjalnie trudna i można sobie z tym poradzić. Ale nie chodzi o to, by sobie radzić i kombinować. Nie chodzi o to, by odsyłać kontrolery i nie mieć ich przez kilka tygodni. To problem, który — w mojej opinii — już dawno powinien zostać rozwiązany przez giganta. Bo o ile w przypadku klasycznego, hybrydowego, Switcha mowa o wyjęciu części konsoli i nic nie stoi na przeszkodzie, by skorzystać z zamiennika czy klasycznego kontrolera, o tyle gdy analogiczny problem spotka nas w Lite trzeba odsyłać całą konsolę. A wymiana w domu, gdy coś pójdzie nie tak, może okazać się dużo bardziej kosztowna.

Pozew goni pozew, ale Nintendo się tym w ogóle nie przejmuje

Ale Nintendo nic z tym nie robi. Kiedy okazało się, że Switch Lite cierpi na te same problemy co jego starszy brat — zrezygnowałem z zakupu nowszego wariantu konsoli A ten — w mojej opinii — jest dużo fajniejszy i, w przeciwieństwie do zwykłego Switcha, wygodny w przenośnej formie. Nintendo nic sobie z tych problemów nie robi, ba, nawet nie próbuje ich naprawiać. Zamiast tego ich prawnicy regularnie stawiają się w sądzie, bo przecież taki ciągnący się latami bug nie mógł przejść bez echa — i pozew goni pozew. To zaczęło się kilka lat temu i trwa po dziś dzień — na całym świecie. Jeżeli myśleliście, że ludzie przeszli do porządku dziennego i po prostu poświęcają pół godziny na wymianę wartego około trzech złotych elementu — to nic z tych rzeczy. Do serii pozwów swój dorzuca także kanadyjska kancelaria Lambert Avocat, domagająca się odszkodowania dla użytkowników z Quebecu. Ich klienci skarżą się na to, że nawet po naprawia usterki — jej klientka chwilę później napotkała identyczne błędy.

Dlaczego mimo upływu czasu Nintendo nawet nie próbuje podejść do problemu z odpowiednią powagą? Tyle reedycji sprzętu, a oni nadal nie naprawili problemu który ciągnie się za sprzętem od dnia premiery. Nie potrafią? A może po prostu im nie zależy i nie chcą tego robić? Teorii na temat tego co odpowiada za problemy jest kilka (jedni mówią że kurz, inni obwiniają samą konstrukcję). Tak naprawdę to jednak bez znaczenia - to po prostu nie działa, i powinni to jak najszybciej ogarnąć. Na tę chwilę obawiam się, że to może być jeden z największych plusów będącej od dawna tematem plotek nowej wersji konsoli. Nooo, o ile Nintendo raczy coś z tym w ogóle zrobić, bo po tym co się dzieje przez ostatnie lata wygląda na to, że kompletnie im na tym nie zależy.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu