Cztery lata, zero poprawy. Dryftujące joy-cony to problem, który wciąż trapi użytkowników
Problemy z dryftującymi joy-conami występują od samego początku. To problem znany, przerabiany przez setki (tysiące?) użytkowników na całym świecie. Tak, mimo że w trybie przenośnym na Switchu gram co kot napłakał, to i mnie spotkał — i przez kilka miesięcy konsola w tej formie była kompletnie nieużywalna. Bohaterowie wiedzieli lepiej i zawsze uciekali w lewy, górny, róg. Problem irytował, a gwarancja nie obwiązywała, bo to stosunkowo świeża sprawa. Na szczęście gdy mnie dotknęła — na Allegro i Aliexpress można było już kupić za grosze multum analogów do switchowych kontrolerów. Ich wymiana nie jest specjalnie trudna i można sobie z tym poradzić. Ale nie chodzi o to, by sobie radzić i kombinować. Nie chodzi o to, by odsyłać kontrolery i nie mieć ich przez kilka tygodni. To problem, który — w mojej opinii — już dawno powinien zostać rozwiązany przez giganta. Bo o ile w przypadku klasycznego, hybrydowego, Switcha mowa o wyjęciu części konsoli i nic nie stoi na przeszkodzie, by skorzystać z zamiennika czy klasycznego kontrolera, o tyle gdy analogiczny problem spotka nas w Lite trzeba odsyłać całą konsolę. A wymiana w domu, gdy coś pójdzie nie tak, może okazać się dużo bardziej kosztowna.

Pozew goni pozew, ale Nintendo się tym w ogóle nie przejmuje
Ale Nintendo nic z tym nie robi. Kiedy okazało się, że Switch Lite cierpi na te same problemy co jego starszy brat — zrezygnowałem z zakupu nowszego wariantu konsoli A ten — w mojej opinii — jest dużo fajniejszy i, w przeciwieństwie do zwykłego Switcha, wygodny w przenośnej formie. Nintendo nic sobie z tych problemów nie robi, ba, nawet nie próbuje ich naprawiać. Zamiast tego ich prawnicy regularnie stawiają się w sądzie, bo przecież taki ciągnący się latami bug nie mógł przejść bez echa — i pozew goni pozew. To zaczęło się kilka lat temu i trwa po dziś dzień — na całym świecie. Jeżeli myśleliście, że ludzie przeszli do porządku dziennego i po prostu poświęcają pół godziny na wymianę wartego około trzech złotych elementu — to nic z tych rzeczy. Do serii pozwów swój dorzuca także kanadyjska kancelaria Lambert Avocat, domagająca się odszkodowania dla użytkowników z Quebecu. Ich klienci skarżą się na to, że nawet po naprawia usterki — jej klientka chwilę później napotkała identyczne błędy.

Dlaczego mimo upływu czasu Nintendo nawet nie próbuje podejść do problemu z odpowiednią powagą? Tyle reedycji sprzętu, a oni nadal nie naprawili problemu który ciągnie się za sprzętem od dnia premiery. Nie potrafią? A może po prostu im nie zależy i nie chcą tego robić? Teorii na temat tego co odpowiada za problemy jest kilka (jedni mówią że kurz, inni obwiniają samą konstrukcję). Tak naprawdę to jednak bez znaczenia – to po prostu nie działa, i powinni to jak najszybciej ogarnąć. Na tę chwilę obawiam się, że to może być jeden z największych plusów będącej od dawna tematem plotek nowej wersji konsoli. Nooo, o ile Nintendo raczy coś z tym w ogóle zrobić, bo po tym co się dzieje przez ostatnie lata wygląda na to, że kompletnie im na tym nie zależy.
Więcej z kategorii Moje przemyślenia:
- E-mail jest z nami już prawie pół wieku. I nie chce umrzeć
- Czy social media sprawiły, że obraziliśmy się na "zwyczajne" życie?
- Okulary AR to taka współczesna telewizja 3D. Czy tak samo skończą?
- Musk: Starlink w tym roku podwoi prędkość do 300 Mb/s i obejmie zasięgiem większość Ziemi
- Przekonanie znajomych do Signala? Good luck with that...